Film stanowi niekonwencjonalny zapis spotkań i rozmów różnych ludzi poddawanych chemioterapii na Dziennym Oddziale Chemioterapii. Pokazuje parę godzin przeżytych niejako poza czasem z życia chorych na raka. Trochę smutna, trochę refleksyjna, a czasem nawet zabawna opowieść o chorych i zdrowych, o tym, jak wzajemnie się wspierają. Autorzy uświadamiają, że nie sposób przez tę chorobę przejść samotnie. Ich opowieść niesie nadzieję, że dzięki bliskości drugiego człowieka można niekiedy wygrać walkę z rakiem.
Kociary to specyficzny typ człowieka. Trochę zwariowane, ale obdarzone złotym sercem, ciepłe, serdeczne. Najczęściej też samotne: z konieczności, wskutek zrządzenia losu, rzadziej z wyboru. Gdy wokół nich zaczyna brakować bliskich osób, swoje uczucia przelewają na koty: bo miłe, śliczne, niegroźne, ale też niezależne i nieufne. I bardziej bezbronne niż pies, więc bardziej potrzebujące pomocy. A kociary muszą mieć kogoś, komu byłyby potrzebne, kim mogłyby się opiekować, kogo mogłyby pogłaskać. Choćby to był tylko zdziczały, bezpański, głodny kot. Film Pawła Łozińskiego, reżysera i scenarzysty filmów fabularnych i dokumentalnych, syna jednego z najbardziej znanych polskich dokumentalistów, Marcela Łozińskiego, to cztery portrety takich "kocich mam" rozpisane na cztery pory roku. Kociara "wiosenna" zachowała jeszcze resztki dawnej urody, choć jest już panią w podeszłym wieku. Miała wielu adoratorów i bardzo przystojnego męża. Uwielbiana, podziwiana, u schyłku życia została zupełnie sama. Żyje wspomnieniami i dokarmianiem kotów. W oczekiwaniu na następną, zapewne już ostatnią miłość dopieszcza koty w ogrodzie botanicznym. Kociarę "letnią" kamera podpatruje na cmentarzu. Pewnie odwiedza tam czyjś grób, ale przy okazji zawsze ma w torbie coś smacznego dla dzikich kotów, całkiem licznych na cmentarzu. Przemawia do nich cichym, łagodnym głosem, obiecuje, że niedługo znów przyjdzie, choć one to wiedzą i bez jej zapewnień. Najodważniejsze pozwalają się nawet głaskać, inne wolą trzymać bezpieczny dystans. Pyszne kąski przełamują jednak wszystkie lody. Kociara "jesienna" na dokarmianie przychodzi z mężem. W parkowych haszczach nie brakuje dzikich kotów. Oboje prześcigają się w ich wypatrywaniu, rozpoznawaniu. Podsuwają im jedzenie, kłócąc się o to, kto ma do zwierzaków lepsze podejście i kogo one bardziej lubią. Koty zastępują im dzieci, które pewnie już dawno i daleko wyfrunęły z rodzinnego gniazda. Kociarze "zimowej", emerytowanej nauczycielce, niestraszny nawet największy mróz. Na dokarmianie kotów wychodzi późnym wieczorem, gdy psiarze już wrócą do domów z ostatnich spacerów. Pustymi ulicami ciągnie za sobą wózek z jedzeniem. Podopiecznych ma wielu, tak jak kiedyś uczniów. Mówi o kotach jak o ludziach: wymienia ich imiona, opowiada o ich charakterach i upodobaniach. Mocno przeżywa śmierć każdego z nich. Od nocnych wypraw nie powstrzymuje jej nawet wspomnienie złodziejskiego napadu, którego padła kiedyś ofiarą. Bo przecież wie, że koty na nią czekają.
Kontynuacja dokumentu "Wszystko może się przytrafić". Siedemnastoletni Tomek wraca do parku, gdzie dwanaście lat wcześniej zadawał pytania na temat życia, śmierci, miłości i samotności.
Jak to się robi, najnowszy film nominowanego do Oscara reżysera, Marcela Łozińskiego, to prowokacyjny obraz nadwiślańskiego modelu demokracji, ironiczny a zarazem przerażający portret polskiej sceny politycznej. Łoziński przez trzy lata przyglądał się realizacji eksperymentu, zorganizowanego przez największego polskiego specjalistę od marketingu politycznego i mającego udowodnić, że każdego można doprowadzić na szczyty władzy. W epoce kiedy skład polskich elit politycznych pozostawia wiele do życzenia, Marcel Łoziński z gorzkim uśmiechem na twarzy pokazuje, że "rząd dusz" to jedynie parę zgrabnych socjotechnicznych tricków. Łoziński opowiada o świecie, w którym cynizm i polityczna skuteczność ważą więcej niż jakiekolwiek idee, a partyjne barwy są jedynie mniej lub bardziej malowniczym dodatkiem do koloru, kupionego pod okiem specjalisty od wizerunku, krawatu. Efekt chłodnej obserwacji Łozińskiego jest tyleż komiczny co porażający. Tymochowicz, niczym producenci osławionego Big Brothera, organizuje casting i wyłania kilkanaścioro ludzi, którzy pod jego okiem mają poznawać tajniki psychologicznego wpływu na "tak zwane masy". Przez trzy lata prowadzi ich przez meandry polskiej polityki, tak by jeden z nich sięgnął szczytów władzy. W trakcie tej dwuznacznej gry kolejni uczestnicy wykruszają się, ponieważ muszą stawić czoła coraz bardziej cynicznym i makiawelicznym zadaniom. Jednak ci najbardziej wytrwali, wspierani przez wszechwiedzącego Tymochowicza, rozpętują uliczne demonstracje, sieją zamęt w politycznych kuluarach, zawstydzają baronów SLD i negocjują z przewodniczącymi. W rezultacie mamy tu do czynienia z jednym wielkim "semantycznym nadużyciem", któremu przyświeca znane skądinąd hasło, że przecież "ciemny lud to kupi".
"Schizofrenia bezobjawowa" to choroba, na którą cierpiało wielu ludzi, którym nie podobał się ustrój w ZSRR. Na szczęście dało się ją leczyć stosując "metody opracowane przez najwybitniejszych radzieckich psychiatrów".
Ten film ma w sobie coś z "Kartoteki" Tadeusza Różewicza. Tyle że to nie teatr. A łóżka są dwa. Te łóżka są najważniejszymi meblami w ciasnym mieszkanku na warszawskiej Ochocie. Ważny jest też stół. Dźwiga na sobie wszystko co najpotrzebniejsze i co powinno leżeć w zasięgu ręki. Właściwie, pokój jest tak mały, że w zasięgu ręki znajduje się tu niemal wszystko co przez lata nagromadziło się na półkach i po kątach, znacząc kolejnymi warstwami upływ czasu. Jedno z łóżek obudowano ortopedyczną konstrukcją. Drugie jest zupełnie zwyczajne. Na pierwszym spoczywa Bernard Dobrowolski. Na drugim jego ojciec -Dominik. Bohaterowie filmu są skazani na leżenie. Syna unieruchomiły nakładające się na siebie schorzenia, które zdeformowały mu ciało i odebrały władzę w nogach. Ojca obezwładnił wylew krwi do mózgu. Najpierw Dominik opiekował się Bernardem. Teraz Bernard ze swego łóżka czuwa nad Dominikiem, by starał się ruszać, odzyskiwać względną sprawność. Czasem rzuca mu banana, by zaspokoił głód nim przyjdzie pielęgniarka i poda im posiłek. Przez ten niemiłosiernie ciasny i zagracony pokój przewija się - w co aż trudno uwierzyć - mnóstwo, jak na ten metraż, osób (jakże trudne zadanie miał operator Jacek Petrycki!). Bliscy, pielęgniarka, znajomi, lekarz, dziewczyny, jakiś domokrążny sprzedawca męskich wód toaletowych nie mający pojęcia o tym, co oferuje... Z rozmów z nimi wyłaniają się osobowości i strzępy przeszłości obu mężczyzn. Dominik miał sześć lat, gdy w jednym tygodniu stracił oboje rodziców. Trafił do Niepokalanowa. Został zakonnikiem. Otrzymał święcenia. Pewnego dnia wpadł na pomysł, by handlować dewocjonaliami (jeszcze sporo zostało mu ich do dziś w różnych pudełkach i pudłach). Na jednym z odpustów poznał dziewczynę. Ponoć zakochał się w niej bez pamięci, choć dziś utrzymuje, że wcale nie aż tak. W każdym razie postanowił zdjąć habit. Poczekał aż papież zwolni go ze święceń i ożenił się. Teraz ma już 84 lata, jest wdowcem i ma czworo dzieci - córkę i trzech synów. Bernard, jak widać na starej fotografii, był początkowo zdrowym chłopcem. Kiedy o sobie dała znać nieuleczalna choroba? Lekarz przychodzi wstrzykiwać mu lekarstwa w stawy ciągle sprawnych rąk od ponad dwudziestu lat... Tak czy inaczej do szkoły chodził normalnie. W liceum zaczął fotografować, głównie piękne dziewczyny, co jest jego pasją i specjalnością do dziś. Fotografuje je leżąc w łóżku, a one najwyraźniej są pełne uznania dla jego profesjonalizmu. Zresztą Bernard Ben Dobrowolski nie rozstaje się z aparatem. Jest ciągle aktywny. Dokumentuje wszystko: postępy ojca w rehabilitacji, wizyty znajomych, zabiegi lekarza... Ojciec i syn, ciągle z konieczności razem, żyją w fascynującej symbiozie. Z uporem i godnością walczą z fizycznymi ograniczeniami i słabością. Bernard, choć tak doświadczony przez los, zdumiewa energią swoistym wigorem i humorem, a zwłaszcza troską o ojca. Jest wrażliwy i delikatny, a zarazem twardy. Dopiero kiedy Ryszard Zawistowski i Wiktor Zydroń - kumple z dawnych dobrych czasów i wieczorów w "Stodole" - zagrają mu na puzonie i bandżo specjalnie skomponowanego dla przyjaciela bluesa... Katarzyna Maciejko-Kowalczyk pokazuje człowieczeństwo i siłę międzyludzkich więzi poddane bardzo ciężkiej próbie. Jej uwięzieni w łóżkach bohaterowie znajdują się w sytuacji zdawać by się mogło beznadziejnej i nie do zniesienia. A przecież z tego filmu tchnie optymizmem nie tak często oglądanym na ekranach telewizorów. Docenili to w paździeniku tego roku jurorzy na 42. Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Lipsku. "Benek blues" został uhonorowany prestiżową nagrodą Telewizji Niemieckiej MDR
Nominowany do Oskara, nagradzany na wielu festiwalach film Marcela Łozińskiego. Tytułowe osiemdziesiąt dziewięć milimetrów to różnica pomiędzy szerokością torów w Europie a tych w byłym ZSRR. Brześć - granica między Polską a byłym Związkiem Radzieckim. Tu kończą się europejskie tory kolejowe, dalej biegną szersze. Aby przez to miejsce codziennie mogło przejechać kilkadziesiąt pociągów międzynarodowych, białoruscy robotnicy muszą każdego dnia wymienić kilka tysięcy kół pod wagonami. Marcel Łoziński w tym krótkim, doskonale sfilmowanym i zmontowanym czarno-białym dokumencie, bardzo subtelnie pokazuje, że milimetry te wyznaczają granicę dwóch światów.
"Wybór Polski" to jeden z kilku filmów poświęconych tematyce politycznej, które zrealizowano na początku lat 90.. Rozwiązanie PZPR, konflikty wewnętrzne w Solidarności oraz wybory prezydenckie stały się najważniejszymi tematami politycznymi w kinie dokumentalnym tamtego czasu. Wybory stanowiły materię szczególnie ciekawą, bo zupełnie nową. W okresie PRL tego typu dokumenty z oczywistych powodów nie powstawały, ale przedstawiania wyborów w formule dokumentalnej miało długą tradycję w kinie amerykańskim (np. "Primary", prod. Robert Drew, 1960), do której Kędzierski i Piekutowski zdają się nawiązywać. W pierwszej części filmu wyraźnie eksponowana jest rywalizacja dwóch kandydatów z obozu postsolidarnościowego: Tadeusza Mazowieckiego i Lecha Wałęsy. Film otwierają archiwalne ujęcia z roku 1980, z okresu stanu wojennego, kolejnych fal protestów i Okrągłego Stołu. Obaj późniejsi konkurenci uczestniczą w strajkach wspierając się, trzymając pod rękę. W materiałach zarejestrowanych podczas konwencji wyborczych i spotkań z wyborcami wyraźnie zarysowuje się społeczny podział: inteligencja w większości wspiera Mazowieckiego, środowiska robotnicze Wałęsę. Do drugiej tury wyborów przechodzi jednak nie Mazowiecki, lecz Stanisław Tymiński i to on staje do walki o fotel prezydencki z byłym przywódcą Solidarności. Dokumentalistów ewidentnie fascynuje fenomen Tymińskiego i skala społecznego poparcia dla jego kandydatury. Towarzyszą mu z kamerą i za jej pomocą starają się owo zaskakujące zjawisko zdokumentować. Tematyka polityczno-społeczna była niemal stale obecna w indywidualnej twórczości obu autorów "Wyboru Polski". W roku 2000 zrealizują kolejny wspólny projekt "Dar wolności" – obraz pierwszych dziesięciu lat transformacji ustrojowej w Polsce.
Film przedstawia, niezwykle trafnie ukazany jeden dzień z życia, pochodzących z inteligenckiej rodziny dzieci. Opowiada o presji jakiej są poddawane dzieci przez otaczający ich świat dorosłych: rodzinę, szkołę, organizacje społeczne.