Droga DiCaprio na "szczyt" zaczyna przypominać trochę tą obraną przez Pacino. "Ojciec
chrzestny"/"Ojciec chrzestny II", "Strach na wróble", "Serpico", "... i sprawiedliwość dla
wszystkich", "Człowiek z blizną" aż w końcu jego jedyny (!) Oscar w karierze za "Zapach kobiety",
mimo iż co druga rola tego aktorskiego giganta (szczególnie z wczesnych lat kariery) zasługiwała
na statuetkę.
Akademia nie lubi DiCaprio, trzeba przedstawić sprawę jasno. Gdyby było inaczej, nie zostałby
bezczelnie okradziony z Oscara w 2005, kiedy to o lata świetlne wyprzedził całą swoją
konkurencję, na czele z Jamie Foxxem, który ostatecznie go zdobył. Akademia go wręcz
nienawidzi, bo kiedy w 2008 powinien zgarnąć każdą możliwą nagrodę tego świata - za "Drogę
do szczęścia" rzecz jasna - nie otrzymał nawet nominacji. Akademia go nie cierpi, bo gdyby było
inaczej - Żą Dużardę miałby jednego konkurenta więcej kiedy DiCaprio rządził i dzielił w "J.
Edgarze". Akademia nim rzyga, bo gdyby było inaczej - walczyłby bark w bark z Waltzem za jego
znakomitą rolę w "Django". Dochodzi do tego prawdopodobnie "Krwawy diament", którego do
dzisiaj niestety/stety jeszcze nie widziałem. A jego Jordan Belford to jedna z najlepszych ról XXI
wieku! DDL w "Aż poleje się krew", Phoenix w "Mistrzu", Philip Seymour Hoffman w "Capote",
DiCaprio w "Wilku z Wall street", nie widzę w tym żadnej przesady. Wygląda jednak na to, że
musiałby wcielić się w role niewidomego, niepełnosprawnego, czarnego geja-sportowca, może
wtedy w końcu "skradłby" serca dziadków rozdających nagrodę, która w dzisiejszych czasach ma
coraz mniej wspólnego z jakością - najważniejszy jest temat. Dlatego ciężko w tym przypadku
rozmawiać o wyróżnieniach, trzeba raczej zapytać - czy on w ogóle dostanie nominację? Jak
myślicie?
W końcu kreatywny post a nie sikanie w majtki oburzonej nastoletniej fanki!
Na początek napisze iż uważam,że w 94 Oscara powinien zgarnąć Fienns.
Aviatora nie widziałem ale w mojej opinii rola Foxxa jest niesamowicie przeceniana.
W Django był lepszy od przereklamowanego Waltza ale nie widziałem wszystkich nominowanych(Hoffman!!).
A na myśl o "Wilku" odczuwam ex cytacje zobaczę go niebawem i się przekonam,ale nominacje w ciemno obstawiam.
Dlatego nie wspomniałem o "Co gryzie Gilberta Grape'a" bo to Fiennes zasłużył na Oscara (jego też już dwa razy tak swoją "przekręcono").
Nie zgadzam się! W "co gryzie GG" to L.D powinien otrzymac Oscara, jego rola była fenomenalna i nikt nie zasłużył wtedy bardziej na nagrodę niż właśnie on. A teraz nawet się nie zastanawiam czy dostanie nominację bo tego jestem pewna, trzymam kciuki za Oskara.
Nominacja będzie na pewno. Jednak czuję, że znowu zostanie wydymany... Hehe powtarzam się, ale OSKARY NA NIEGO NIE ZASŁUGUJĄ.
Powinni mu dać już z czystej przyzwoitości, plus dodatkowo za te wszystkie Oscary, których nie dostał a dostać powinien. Uważam, że jest najbardziej niedocenianym aktorem uniwersum, tzn niedocenianym przez akademię. Moim zdaniem to skandal, że dotąd nie dostał Oscara, więc będę trzymać kciuki z całych sił. Powinien dostać tę statuetkę i owacje na stojąco za wszystkie lata, w których go wydymano. Dla mnie w "Co gryzie"-genialny, po prostu wybitny. W Złap mnie jeśli potrafisz wraz z Hanks'em stworzyli świetne kreacje. Droga do szczęścia, przejmująca, poruszająca, znów nic. Incepcja moim zdaniem słaba, ale Wyspa Tajemnic zdecydowanie na tak. W Django, DiCaprio na pewno nie był gorszy od Waltza. Mam do nadrobienia jeszcze kilka filmów z jego udziałem, no i czeka na mnie Wilk z Wall Street, ale i tak modlę się niemal o tego Oscara dla niego.
„Wygląda jednak na to, że musiałby wcielić się w role niewidomego, niepełnosprawnego, czarnego geja-sportowca, może wtedy w końcu "skradłby" serca dziadków rozdających nagrodę” – to takie smutne, jak bardzo to zdanie jest prawdziwe. Abstrahując zupełnie od DiCaprio, współczesne kino zachodnie tak bardzo stara się być poprawne politycznie, że ze świecą szukać filmów, w których jakieś roli drugoplanowej nie gra czarnoskóry człowiek (co z tego, że akcja filmu ponoć dzieje się w piętnastym wieku? Przecież w Europie pełno było wtedy czarnoskórych lordów…), gdzieś w tle nie przemycony jest romans homoseksualistów (nawet jeśli kompletnie nie pasuje, wciśnijmy na siłę, niech autor książki, której kręcimy ekranizację, przewróci się w grobie, gdy zobaczy, jak zmieniliśmy scenariusz) itd. Smutne.
Co do tego, czy DiCaprio dostanie nominację, nie mam pojęcia, ale nawet jeśli, to musiałby zdarzyć się jakiś cud, żeby dostał Oscara. Zwłaszcza w czasach, kiedy Oscarami obsypuje się Zakochanego Szekspira (po prostu bez komentarza) czy Jennifer Lawrence (nic do niej nie mam, zapowiada się całkiem nieźle, ale zdecydowanie jej gra mnie nie zachwyca i pomimo mojej sympatii do niej jako osoby w żadnym wypadku nie zasłużyła na Oscara, a już szczególnie za Poradnik pozytywnego myślenia).
W każdym razie, Wilka z Wall Street jeszcze nie widziałam, ale sądząc po zwiastunach i bardzo pozytywnych pierwszych recenzjach, obiecuję sobie coś naprawdę dobrego ;).
Jeśli kiedyś jego przygoda z Oscarami zakończy się nagrodą to zakładam, że będzie to sytuacja niemal identyczna jak w przypadku jego mistrza - Scorsese. "Taksówkarz", "Wściekły byk", "Chłopcy z ferajny" (!!!) - to już trzy filmy w pełni zasługujące na wygraną. A Scorsese dostaje Oscara dopiero za "Infiltrację" - film według mnie świetny, jednak porównując go do powyższych - różnica o klasę. Leonardo kiedyś w końcu się doczeka. Ale pewnie będzie to Oscar pocieszenia.
Coś w tym jest. Może się w przyszłości okazać, że doczeka się Oscara, ale niekoniecznie dzięki swojej najlepszej roli, a właśnie jako nagroda pocieszenia (i tu znów kłania się Pacino). A może to kwestia pecha zarówno jednego i drugiego. Przypadki Ala i De Niro pokazują, że czasem te największe kreacje potrafią być mniej docenione. Travis Bickle, Michael Corleone, Noodles, Sonny Wortzik, Leonard Lowe i można byłoby tak wymieniać :)
W tym roku Leo praktycznie wciąga konkurencję nosem (na co ma też wpływ lista zgłoszonych filmów, bo brak takiego "Konesera" z Geoffreyem Rushem to skandal). No ale nie oszukujmy się, rok w rok jest to samo, że DiCaprio gra świetną rolę w świetnym (lub przynajmniej dobrym) filmie, a statuetki nie dostaje. Wydaje się, że to już jego szczyt, że o kolejną doskonałą kreację będzie ciężko, a tu pozytywne zaskoczenie - znowu się udało. Niestety odwrotnie z Oscarami - tu nie udaje się nigdy. W tym roku Leo po raz kolejny zagrał znakomicie, ale Akademia pewnie znowu nie będzie miała jaj, bo rola i film są zbyt odważne.