„Dzień dobry dzieci... Opowiem wam bajkę.
Dawno, dawno temu... Za siedmioma górami, za siedmioma grobami, za siedmioma cmentarzami, daleko stąd, za wysokim zamkiem z trzema wieżami, był sobie raz Jaś i Małgosia... Szli już kilka tygodni lasem, szukając drogi do domu i gdy już tracili resztki nadziei ujrzeli chatkę... Chatka cała pokryta była kartkami na cukier, a w środku stało siedem malutkich łóżeczek... Łóżeczka owe były tak malutkie, że nie mógł się w nich zmieścić nawet niedźwiedź Gawryła, pożerający właśnie za chatką jakiegoś człowieka... Jaś i Małgosia weszli do chatki, by się ogrzać przy kominku, w którym już ktoś płonął wydając ściskający serce skowyt... Lecz wycie płonącego w kominku gubiło się wśród ujadania wilków, puchaczy, smoków, czarownic, zarzynanych pastuchów, jeleni, jeży, wirówek i wampirów, którym to wyciem przepełniony był cały las wokół domku... Nagle za Jasiem i Małgosią ktoś zatrzasnął drzwi... Podbiegli do okienka... Serca zabiły im mocniej, gdy ujrzeli kłusującą galopem, naokoło chatki Dziewczynkę z zapałkami...Była to słynna w całej okolicy piromanka trudniąca się w pobliskim lesie na pół etatu paleniem domów z ludźmi... Po chwili cała chatka płonęła... Dziewczynka z zapałkami szczęśliwa i zadowolona z siebie oddaliła się w głąb lasu wesoło podskakując... Chwilę później od strony, w której zniknęła wiatr przyniósł kłęby czarnego dymu... To płoną leśny szpitalik dla biednych, chorych zwierzątek... Szpitalik płonął ze zwierzątkami... Na ten widok przechodzący opodal Szewczyk Dratewka, słynący z gorącego serca ruszył co sił w nogach przed siebie... Biegł w stronę dopalającej się z Jasiem i Małgosią chatki... Ogień już przygasał, ale Szewczyk Dratewka miał zawsze głowę pełną pomysłów... Wystarczyło chlusnąć benzyną z wiadra i widowisko zaczęło się od nowa... Dzielny Szewczyk ruszył przed siebie... Śpieszył właśnie do pałacu Królowej Śniegu, która ukradła mu sanki, odkurzacz, telewizor, kilka dywanów, skarpetki i buty... Sanki były cenne, gdyż w chwili kradzieży siedziała na nich Sierotka Marysia z rodzicami na kolanach, a rodzice trzymali na kolanach Sierotki Marysi worki pełne złotych dukatów... Szewczyk miał więc sporo błahych powodów, by spotkać się z Królową Śniegu... Po kilku dniach wędrówki napotkał nasz Szewczyk w zaroślach małą, złotą żabkę, z malutką, złotą koronką na główce... Żabka przemówiła do niego ludzkim głosem: „Pocałuj mnie dobry Szewczyku”... Szewczyk, po ośmiogodzinnym namyśle spełnił prośbę żabki... pocałował ją i od tej pory na ustach wiecznie miał zajady, liszaje, wrzody i kurzajki... Ruszył dalej, oblizując gnijące wargi. Wokół rozlegał się straszny smród... Gangrena... Gdy doszedł do brzegu morza poczuł silne uderzenie czymś twardym w tył głowy... Padł na ziemię, bez życia. Podszedł do niego olbrzymi, barczysty rybak. W olbrzymich łapach trzymał olbrzymie, zakrwawione wiosło...
Zabijając Szewczyka Dratewkę, rybak spełnił kolejna życzenie złotej rybki, która w morskich głębinach słynęła z pikantnego dowcipu... Rybak wrócił więc do starej chatki. Przed chatką stało koryto, w którym wczoraj utopił ów rybak swoją żonę, bo zupa była za słona... Nagle do chatki, na latającym dywanie podjechał Ali-Baba. Zabobonny rybak zaczął rzucać kamieniami... Swoimi olbrzymimi łapami wyrzucił ich w powietrze kilka tysięcy... Lecz żaden z kamieni nie trafił Ali-Baby, natomiast wszystkie kamienie spadły i przysypały Szewczyka... To znaczy rybaka, bo Szewczyk, jak wiecie drogie dzieci zginął sześć minut temu od wiosła... Ale jedźmy dalej... Tak zginą ten prawy, dobry rybak... Ali-Baba znów włączył dywan i ruszył dalej... Księżniczką Shirin, przywiązaną za gardło do frędzli dywanu rzucał podmuch świeżego powietrza. Ali-Baba nie przejmował się tym lecz postanowił wylądować w pobliskim czarnym lesie, by przeczekać nadchodzącą burzę. Jednak przed burzą nadeszło cos zupełnie innego lecz nie mniej groźnego... Byli to dwaj bracia- Waligóra i Wyrwidąb... Bracia zagrali w „marynarza”. Ali-Babę zjadł Wyrwidąb, a Shirin zjadł Waligóra. Bracia trudnili się sadzeniem dębów w górach. Poszli więc do roboty. Ich obecnym zadaniem było obsadzenie gęstym gajem dębowy Łysej Góry. Ich szefowi chodziło o to, by nie dopuścić do dziewiątego, nadzwyczajnego zjazdu czarownic, który właśnie na Łysej Górze miał się odbyć. Lecz bracia Wyrwidąb i Waligóra byli starymi degeneratami, słynącymi z alkoholizmu. Łysą Górę pomyli więc z Łysą Polaną i zjazd na Łysej Górze odbył się bez przeszkód. Czarownice z komitetów wojewódzkich zjawiły się punktualnie. Minutą ciszy uczczono pamięć spalonych na stosach w ubiegłym sezonie czarownic. Rozpoczęły się debaty, w wyniku których pierwszą sekretarką Latającego Komitetu została Towarzysz Czerwony Kapturek. Rozpoczęła się część artystyczna...”Poszła Karolinka do Gogolina... Poszła Karolinka do Gogolina...”Wszyscy hulali na miotłach, popijając denaturat. Czarownice w głębokim amoku opanowały bar szybkiej obsługi... Bar ten znany był w całej okolicy z wyszukanych potraw takich jak „oczy po bretońsku” i „nogi w sosie po żydowsku”. Bufetową była w tym barze młodziutka dziewczynka, miała siedemdziesiąt, góra dziewięćdziesiąt sześć lat. Zwano ją Kopciuszkiem, bo ciągle kopciła trawę. Macocha nie rozpieszczała Kopciuszka, oj nie... Często rzucała w dziewczynkę granatami, za byle przewinienie cięła mieczem po plecach do nerek lub wyrywała język. Gdy raz Kopciuszek wylał niechcący na stół sto litrów mleko macocha po pierwsze wyłupiła mu oczy, wbiła drzazgi pod paznokcie i zalała uszy gorącym ołowiem. Ulubionym zajęciem Kopciuszka było przebieranie z oddzielaniem. Oddzielała właśnie cegły od pustaków, gdy zjawiła się wróżka (pseudonim „dobra”). Wróżka spytała: „Kopciuszku, czy chciałbyś pojechać na bal do księcia Domysława?”. Kopciuszek bardzo się ucieszył... Wróżka (pseudonim „dobra”) wyjęła z plecaka czarodziejską różdżkę i dotknęła nią główki Kopciuszka. Kopciuszek osunął się martwy na stertę przebranych pustaków. Z dziury w głowie Kopciuszka obficie sączyła się krew. Dopiero teraz wróżka (pseudonim „dobra”) spostrzegła swoje roztargnienie... Z plecaka, zamiast czarodziejskiej różdżki wyjęła pogrzebacz, którego wygięte ostrze przebiło czaszkę Kopciuszka na wylot. W tym samym momencie, za oknem eksplodował cos z niespotykana dotąd siłą. Wyleciały wszystkie zęby, oczy, języki...z okien. Gdy osiadł wreszcie dym wyjaśniono zagadkę... W powietrze wyleciał Król Krak, któremu niesforny smok Wawelski podrzucił dziewkę wypchana karbidem. Wszyscy bawili się doskonale.
W pobliskim zamczysku trwała właśnie uczta wydana przez króla Popiela. Sam król Popiel, jak że był starym schizofrenikiem biegał po korytarzach zamkowych kopiąc przed sobą złotą koronę. Z ust jego wystawały jeszcze fragmenty mysich ogonków. Nie było żadna tajemnicą, że król uwielbiał jadać surowe myszy. Córka króla Popiela była w owym czasie Królewna Śnieżka. Jej aksamitne lico, pokryte wrzodami, szramami i bliznami wprawiało w zachwyt wszystkich niewidomych żebraków w zamku. I oto na dwór poczęli zjeżdżać najznakomitsi rycerze Europy. Król Popiel ogłosił bowiem wielki Turniej, którego zwycięzca miał dostać w nagrodę pół królewny Śnieżki i zdjęcie całego królestwa. Przyjechali wiec najlepsi z najlepszych: weterani bitwy pod Cedynią, Grunwaldem, Płowcami... Przywieziono także tych spod Legnicy i Psiego Pola. Był to więc sam kwiat ówczesnego rycerstwa. Każdy z nich był chodzącym honorem i wiernością kraju... Każdy z nich miał to we krwi. Przed samym Turniejem rycerz Zbyszko z Olesna zarżną w ubikacji scyzorykiem Władysława Srogiego. Sam padł w kwadrans później wypijając herbatę z nieprzegotowanej wody, którą podał mu uczynny Bogusław Łysy. Ale i Łysemu nie było dane doczekać rozpoczęcia Turnieju, zagryzł go tresowany koń Kasztelana Nowowiejskiego. Chwilę później znaleziono także Nowowiejskiego pod murem obronnym, z głową w kadzi wypełnionej gorącą smołą. Sprawcę tego dowcipu- rycerza Przybysława z Miroszowa, słynącego z opieki nad sikorkami odszukał swoja dzidą Gniewko- syn rybaka i złotej rybki. Jego, z kolei lezącego na głównym dziedzińcu z siedemdziesięcioma trzema strzałami w sercu znalazł rycerz- Wieńczysław Potulny, który przed chwilą udusił krawatem biegnącego gdzieś człowieka z kuszą. Już po godzinie z przybyłego na Turniej rycerstwa, przy życiu pozostał tylko Władysław Kolanek- brat bliźniaczy Władysława Łokietka. Dwór zadecydował, że „rycerz Kolanek, ponieważ Turniej się nie rozpoczął został jego zwycięzcą”. Przy dźwiękach fanfar i werbli na rynku zgromadzili się wszyscy mieszczanie , w loży zasiadł król Popiel, a jego sekretarze na palach... Nadszedł czas wręczenia nagrody. Przerąbano, zatem toporem, na pół Królewnę Śnieżkę (rycerz Kolanek dostał nogi), król dorzucił mu jeszcze fotografię całego królestwa...
Wszyscy płakali ze szczęścia. Nie płakał tylko Kolanek. Nie dlatego, ze wstydził się łez, o nie! On po prostu już nie żył. Popełnił samobójstwo, gdy przyjrzał się uważniej nogom Królewny Śnieżki i zdjęci tego nędznego skądinąd królestwa. Długo jeszcze mieszczanie zbierali zwłoki rycerz, którzy zjechali na Turniej, o którym głośno było w całym województwie.
Sąsiednie królestwo należało wówczas do Króla Artura, który wraz ze swymi rycerzami często zbierał się przy Okrągłej Stołówce. Radzili właśnie, czy jechać na wojnę trzynastoletnią, czy trzydziestoletnią. Skarbiec królestwa był pusty od ucieczki głównego księgowego ze Śpiącą Królewną. Resztki funduszy pochłonęło dokarmienie grasującego po lasach Robin Hooda i jego grubego przyjaciela- Mnicha, kapelana królewskiej floty. Sir Lancelot z jeziora Bodeńskiego, wobec braku gotówki zaproponował nie branie udziału w żadnej z wymienionych wojen. Rycerz ten był prawym człowiekiem. Zabierał pieniądze biednym i budował sobie zamki, pałace, stawy. Sprzeciwił mu się Aiwenhoow, twierdząc, że na wojnie można się nieźle obłowić. Na palcach szlachetnego Aiwenhoowa tkwiły jeszcze sygnety wyrżniętych przez niego lub wbitych na pal chłopek. Sprzeczka przerodziła się w kłótnie, ta w bitwę, która pochłonęła osiemset pięćdziesiąt sześć tysięcy osiemnastu ludzi Króla Artura, co stanowił sto dwanaście procent jego armii. Spłonęła również Okrągła Stołówka.
Dymy owe z daleka obserwował pewien wieśniak, niosący na plecach olbrzymi, dębowy stół bez nóg. Postawił mebel na trawę. Papierem ściernym otarł pot z czoła. Krew siknęła strumieniem. Wieśniak krzykną: „Stoliczku, nakryj się!”. I oto na stole pojawiły się wiadra i miednice. Po chwili wszystkie naczynia wypełniła świeża krew, cieknąca z czoła wieśniaka. Po zasypaniu naczyń kaszą wieśniak nie musiał się już obawiać nadchodzącej srogiej zimy. Zapach świeżej kaszanki zwabił jednak z całej okolicy wszystkie Koty w Butach. Wieśniak krzykną: „Bijcie kije samobije!”. Wyciągną przed siebie dwie, ogromne pałki. Lecz to nowe urządzenie nie było jeszcze dokładnie przetestowane. Kije uderzyły mocno. Kotom w Butach, zajadającym ze smakiem kaszankę, na deser doszedł rozpryśnięty mózg wieśniaka, zaatakowanego przez straszne kije. Z pobliskich krzaków wyszło dwunastu śpiących braci. Dwunasty brat, nim doszedł na polankę złapał się za ordery. Był nim Zdzisław Grudzień. Zmarł na marskość płuc. „Za dużo panu pomysłów” twierdził brat piąty- Redaktor Maj, piszący dla Trybuny Królów. Bracia poszli dalej. Szli na Szklaną Górę, bo obudzić księżniczkę, śpiącą na workach z grochem. Księżniczka była kiedyś magazyniarką, a na Szklana Górę trafił za wysokie manko. Bracia uniesieni honorem postanowili ja uwolnić. Jak spod ziemi wyrósł Diabeł Boruta. Zaproponował braciom umowę o dzieło. Obiecał sprowadzić księżniczkę ze Szklanej Góry w zamian za autografy braci. Pan Twardowski krzyczał do nich z księżyca, żeby nie dali się nabrać na ten stary greps, ale podpisali i poszli do piekła, a księżniczka nadal leżała na workach z grochem. Lecz nie trwało to długo, bo wkrótce dostrzegł ja odlatujący do ciepłych krajów, Warszawski brat Smoka Wawelskiego- Bazyliszek. Skierował się w stronę Szklanej Góry. I cała ta historia skończyłby się „dobrze” gdyby Bazyliszek nie przyjrzał się swemu odbiciu w kryształowej ścianie Szklanej Góry. Z nieba spadł na ziemię i począł okropnie się śmiać. Dusił się ze śmiechu. Resztę życia spędził więc Bazyliszek na poszukiwaniu Mrówek Faraona, o których opowiedziała mu pewna mumia w Pałacu Kultury i Nauki (przy placu Defilad, to ten pałac).
Minął kolejny dzień zaczarowanego, bajkowego życia... Na pobliskim drzewie wiatr kołysał wiszące w powietrzu zwłoki Chrystiana Andersena. Lasem przebiegał rączy wilk, niosąc w pysku resztę nogi Wilhelma Grimm... A to wszystko działo się za siedmioma trupami, za siedmioma grobami, za siedmioma murami, gdzie lisy, jeże, wampiry, smoki, żaby, nosorożce, kury, myszy, sarny, motyle, skowronki, koty, jelenie, muchy, świnie, krowy, hieny, szakale, kojoty, foki, niedźwiedzie, lwy, lamparty, pantery, tygrysy, stonki, biedronki, szarańcza, mszyce, korniki, gepardy, mrówki, psy, konie, daniele, jaszczurki, tasiemce, zaskrońce, glisty, goryle, orangutany, pawiany, krokodyle, jaskółki, pingwiny, kukułki, dzięcioły, słonie, mamuty, żyrafy, kozice, świstaki, Górale, Kaszubi, Mazurzy, Ślązacy, bąki, pszczoły, karpie, sandacze, węgorze, brzanki, płocie, Murzyni i Żółci, Czerwoni i Biali, Anglicy, Niemcy, Czesi, Francuzi, Holendrzy, Bułgarzy, Szwedzi, Hiszpanie, antylopy, dziki i kormorany... umierali długo i szczęśliwie... Dobranoc dzieci” :D Jesli ktoś potrafi mnie naprowadzić na to słuchowisko będę dozgonnie wdzięczny !
Gdybyś jeszcze znał tytuł tego słuchowiska, byłoby o wiele łatwiej. Z mojej strony mogę Ci polecić tę stronę, może znajdziesz, tego czego szukasz :)
http://sluchowiska.ugu.pl/?c=info&id=2669
PS. Wklejam jeszcze link do "Rodzina Poszepszyńskich"
http://muzofa.com/audio/c41ad4a/rodzina-poszepszynskich-098-zakup-samochodu
Podziekował. Nie wiem czemu,ale gdzies mi tam świta "Anty bajka" czy tak było na prawdę nie pamietam. To były lata '90te
Proszę powiedz, że znalazłeś.
Poszukuję tego od ponad 10 lat. Miałem to na kasecie, i od dwóch lat (co jakiś czas) przesłuchuje każdą znalezioną kasetę w rodzinie z nadzieją, że nie zostało coś na to nagrane. Temat wracam do mnie co roku. Bajka świetna.
Tytułu też niestety nie znam.
Także jak znajdziesz, napisz tu.... dzięki.
Pamietam, że mam gdzieś na strychu (ale nie wiem gdzie, dokładnie) nagrane tej bajki na kasecie w bardzo kiepskiej jakości. Jak znajdę to dam znać.
Tez miałem na kasecie ,bardzo kiepskiej jakości, nawet udało mi sie to zgrać na cd ,ale jakość jeszcze gorsza!.