"the one and only" or "simply the best" w wykonaniu Matthew Macfadyena.
Dumny, uprzedzony, mroczny, ponury, ale nieskończenie dobry.
Prawy. Popełniający błędy, ale umiejący je naprawić.
Niefrasobliwy, czy wręcz nieudolny w okazywaniu uczuć, ale przez to na wskroś autentyczny.
Pan Darcy.
Dziękuję za tę wypowiedź.. Oddaje dokładnie moje, bardzo podobne odczucia i porusza tak głęboko jak sam film, wywołujący (zwłaszcza po ponownym obejrzeniu) bez cienia taniej ckliwości, takie emocje, przy krórych serial pozostaje letni..Wrażliwość, romantyzm, właśnie ta nieskończona urzekająca dobroć i ujmująca nieporadność Pana Darcy - Matthew, ukryta pod pozorami nieprzystępności. To widziałam w jego oczach, postawie, ruchach. A przeciaż oczy to zwierciadło duszy..
Tego nie widziałam u Colina Firtha, w jego wiecznie podobnym, jakby zaciętym wyrazie twarzy.
I należy dodać, że Mathhew, jako ten z góry skazany na porównywanie z poprzednikiem, miał niezwykle utrudnione zadanie aktorskie.
Ale to on zostawił ślad w duszy.