A także psychopatyczny Coffey z "Otchłani" Fantastyczne, ponadczasowe role. Szkoda,że pan Biehn nie zrobił większej kariery. Zasługiwał na to.
mnie też zastanawia jedna rzecz, dlaczego tak bardzo lubie tego gościa i wciąż wyczekuje na jakiś dobry film z jego udziałem:
odp 1 : dlatego że jest dobrym aktorem
odp 2 : dlatego że wiedział kiedy i gdzie zabłysnąć na salonach i wystąpił w największych hitach wszechczasów ( terminator , aliens )
sam nie potrafie sobie odpowiedzieć....:/
Obie odpowiedzi jak najbardziej trafne:) Dorzuciłbym jeszcze Fart-miał szczęście, że trafił na Camerona, który potrafił wydobyć z niego, to, co najlepsze. Nawet gdyby pominąć wszystkie pozostałe jego wcielenia, to te trzy role u Camerona są tak genialne, że i tak ma zapewnione miejsce w historii kina.
Świetnie też zagrał Johnny'ego Ringo w Tombstone. Jednak zawsze numerem jeden będzie Kyle Reese w kultowym Terminatorze.
Moim zdaniem zrobił dużą karierę, a że w pewnym momencie się ona załamała (jak wielu innym z jego pokolenia) to inna sprawa.
Pechowy był dla niego początek lat 90-tych. Kasowa porażka "Bomby zegarowej" i prestiżowy co najwyżej sukces "K-2". Po "Tombstone" próbował podreperować budżet wybierając szybkie, drugorzędne produkcje, których jakość była mocno dyskusyjna. Gwoźdź do trumny stanowiło odrzucenie roli w "Podejrzanych" - McQuarrie napisał postać McManusa specjalnie dla niego, Biehn wolał się jednak skupić na "Jade". Jak to mu się przysłużyło, nie muszę chyba pisać. Potem - pomimo występów w "Twierdzy" czy "Planet Terror" zaliczył mocną jazdę w dół. Ostatnią szansą na reaktywację kariery mógł być "Obcy" Blomkampa, ale i z tego projektu nic nie wyszło. Z uwagi na wiek, Biehn raczej do pierwszej ligi już nie wróci, a szkoda.
Bezsprzecznie jego najlepsze role to Dwayne Hicks, Kyle Reese i Johnny Ringo (ciekawe że jako czarny charakter zawsze miał wąsy, jak w Tombstone czy The Abyss). Szkoda że Michael Bay zmarnował potencjał tego aktora w The Rock. Dowódca komandosów, który nie dość że zaprowadził swoich ludzi w pułapkę to jeszcze głupią gadką do Eda Harrisa praktycznie skazał ich na śmierć? Nie kupuję tego, TAMTEJ ROLI NIE BYŁO, to wina Baya, nie Biehna. Mam nadzieję że wróci jeszcze tam gdzie jego miejsce, w wielkim kinie SF. Cameron powinien o nim pomyśleć w scenariuszach do sequeli Avatara i powinno się też znaleźć miejsce dla niego w przyszłych filmach SF Bloomkampa.
Wiemy, że w 2008 roku przeszedł zawał serca. Być może zdrowie jrst odpowiedzią na Twoją wątpliwość o większej karierze. Ja też uwagam, że to znakomity aktor i powinien był zrobić o wiele wiekszą karierę po takim starcie. Czasem w tle są czynniki, o których nie wiemy (choroby, uzależnienia, problemy rodzinne, długi, itd.).