Ten facet był w latach 70-tych na drodze do sławy. Kurcze, grał przecież w "Kabarecie"! Od kilkunastu lat gra natomiast czarne charaktery w różnych telewizyjnych shitach lub w badziewiach szybko przenoszonych na dvd (nie można tego nawet nazwać pracą w "indie" - cenię aktorów grających w małych niezależnych produkcjach o ograniczonej dystrybucji jeśli robią to z wdziękiem. York się tu raczej nie wlicza :( ). Jego "kreacja" Stone'a Alexandra w dwóch "dziełach" wyprodukowanych przez chrześcijańsko-narodową stację TBN dopełniła czary goryczy. "Omega" i "Megiddo" to megashity a York w nich zagrał najgorzej jak umiał. Nie wybaczę mu nigdy...
York to był bardzo popularny i chętnie obsadzany aktor, ale nigdy nie grał zbyt dobrze... Jego gęba w co
drugim filmie przygodowym puszcznym w niedzielę w latach 80-tych skutecznie mi go obrzydziła. Jak dla
mnie może tym swoim pokrzywionym nochalem kiwać nawet w podrzędnych filmach reklamowych. Era
Michaela Yorka minęla. Według mnie, i tak o wiele za późno.