W "Midnight Express" stworzył niesamowicie obrzydliwą kreację. Hamidou to potwór w ludzkiej skórze, bezlitosny, psychopatyczny, kawał drania, a co gorsza jest chyba przekonany, że wykonuje najlepiej jak trzeba swój zawód.
Po tej roli inaczej już patrzyłem na tego aktora, ze sporym zniesmaczeniem ("Diuna", "Czerwona Sonja" czy "Maverick"), ale to chyba znaczy tyle, że zagrał niezwykle przekonująco w tym wsztrząsającym obrazie. Polecam "Midnight Express", bo jest realistyczny, mroczny, po prostu bardzo dobry.
Zastanawia mnie jedno, czy ten aktor jeszcze żyje?
Żyje, ma 73 lata. Czytając Twoją wypowiedź wydaje mi się, że za bardzo utożsamiasz aktora z rolą. Rzeczywiście tak jak piszesz zagrał bezlitosnego oprawcę ale nie należy oceniac go przez pryzmat jednej roli. A co do filmu to może i niezły ale wynika z niego, że według amerykanów facet który przemyca narkotyki powinien byc bezkarny. Coś chyba jest nie tak bo z tego co wiem przemyt narkotyków to to nie kradzież wafelka.
Niestety już nie żyje z kilka lat. Zmarł nawet cztery dni przed napisaniem Twego komentarza. Szkoda, bo widziałem kilka jego charakterystycznych ról i był naprawdę dobrym aktorem drugiego planu.
Myślałem że to był jakiś turecki mało znany aktor, a tu proszę, Amerykanin... Zagrał niesamowicie, nie dość, że Turka, to jeszcze typ SS-manna, kata i psychola... I z facjaty, figury ciągle mi się z Jamesem Gandolfinim kojarzył :)