Jak złudne są czasem pozory. Gdzieś z tyłu głowy mamy wizję zniewieściałego geja, który chodzi krokiem tancerki. W najlepszym wypadku jawi nam się jakiś Rock Hudson lub Montgomery Clift. Tymczasem Burr ze swoją zwalistą i niewątpliwei męską sylwetką nabrał mnie totalnie. Nigdy nie wiadomo co siedzi w człowieku.
W przeciwieństwie do Clifta, Burr pędził żywot dość szczęśliwy a w pamięci widzów zapisał się jako Perry Mason i Ironside. Oglądać go w TV w którymś z tych wcieleń to nadal duża przyjemność :)
Właśnie przeczytałem o Jego homoseksualiźmie i niemal ścięło mnie z nóg. Zapewne to kwestia stereotypów, ale mnie również geje kojarzą się ze zniewieściałymi istotami, o szczególnej powierzchowności, podczas kiedy Burr (tak przynajmniej wygląda, kiedy mam przyjemność oglądać go w roli Perrego Maysona) wydaje się być napeawdę męskim i 'prawdziwym' facetem. Na podstawie własnych doświadczeń mogę potwierdzić, że nie raz pozory mylą :) Niezależnie jednak od orientacji sexualnej był dobrym aktorem i to jest dla mnie najważniejsze.