Przyznam się do czegoś, otóż nie pamiętam innego polskiego aktora, który tak bardzo by mnie wzruszał grając nawet najbardziej banalne role. Może świadczy to o tym, że dla niego nie było "banalnych" ról? Pamiętacie scenę pożegnania ojca (granego właśnie przez T. Fijewskiego) z synem (W. Gołas) w znienawidzonym przez niektórych serialu "Czterej pancerni i pies"? Ta prosta, krótka scenka w wojennym serialu jest dla mnie wyznacznikiem Jego możliwości. A scena przy barze w "Pętli"? Genialna! A urokliwy Pan Anatol z komediowej trylogii? Super! Niezwykły aktor, niezwykły...