Vince Gilligan

George Vincent Gilligan Jr.

8,5
2 135 ocen scenariuszy
powrót do forum osoby Vince Gilligan

W filmowym światku istnieje powiedzenie- ?Z dobrego scenariusza można zrobić zły film, ale ze złego scenariusza nigdy nie powstanie dobry film?. Dlatego właśnie zawsze szczególną istotną wagę poświęcałem scenariuszom, które można by nazwać szkieletem filmu (bądź serialu), bez którego, wszystkie inne elementy najzwyczajniej w świecie się rozpadną. I dlatego właśnie owe moje wypociny będą traktowały o najlepszym scenarzyście, jaki tworzył serial-legendę, jakim jest X-Files?


Vince Gilligan - ten sympatyczny człowiek, urodzony 10 lutego 1967 roku w USA w stanie Virginia, obecnie zamieszkały w Los Angeles dał się poznać wszystkim fanom X-Files, jako osoba, której pomysłowość wręcz nie zna granic. Mi osobiście jego scenariusze najbardziej przypadły do gustu. W iksfajlowym światku nie było, bowiem scenarzysty, który tak genialnie potrafił żonglować konwencjami, a każdy kolejny jego odcinek zaskakiwał oryginalną treścią, znakomitymi dialogami, czy niesamowitymi zwrotami akcji.

Jego debiut przypadł na rok 1995, gdy w maju, już pod koniec drugiego sezonu zaprezentowano odcinek wg jego scenariusza - ?Soft Light? (2x23). Drugi sezon Archiwum prezentował znacznie wyższy poziom od swego poprzednika, serial zaczął zdobywać coraz większą popularność, a Gilligan miał szczęście wstrzelić się w znakomitym momencie. Co prawda jego opowieść o doktorze Chesterze Ray?u Bantonie (naukowiec Chester ? czy tylko mi skojarzył się on z naukowcem Chesterem z niezapomnianej amigowej gry ?Another World?? ? sure, fine, whatever?), w którego wcielił się znakomity Tony Shalhoub (późniejszy detektyw Monk), jest jeszcze dość oszczędna w przekazie w porównaniu z jego późniejszymi dokonaniami, nie zmienia to jednak faktu, że otrzymaliśmy znakomity odcinek. Opowieść o fizyku, którego eksperyment wymknął się spod kontroli, a finalny efekt sprawił, że inni ludzie mogli czuć się zagrożeni, stała się jednocześnie prekursorem późniejszych ?gilliganowskich? opowieści, w których osoby obdarzone pewnym darem-przekleństwem, muszą zmagać się nienaturalną rzeczą, która ich spotkała i niejako przekreśliła ich normalną egzystencję i prawo do szczęścia w życiu. Końcowe sceny, gdy nasz fizyk roni łzy siedząc na fotelu, wykorzystywany jako doświadczalny królik utwierdza nas tylko w przekonaniu, że Gilliganowi często nie zależy na happy endach wciskanych widzom na siłę. Jego zakończenie jest smutne, mroczne i utwierdzające nas w przekonaniu, że tym razem, naszym bohaterom, nie udało się uratować człowieka, którego mieli za zadanie chronić. Ten odcinek zapoczątkowuje jednocześnie jeden z trendów Gilligana ? jego odcinki, albo bawią do rozpruchu, albo smucą swym swą wymową jak i finalnym efektem (choć też końcowy efekt może być niejako wypośrodkowaniem dwóch wcześniejszych zdarzeń). W przypadku ?Soft Light? mamy do czynienia z tym drugim wariantem?


Nadszedł trzeci sezon, a wraz z nim kolejne dzieło Gilligana, jakim jest ?Pusher?(3x17) (zawsze byłem ciekaw, dlaczego liczne polskie tłumaczenia chrzciły go mianem ?Popychacz?- rzecz kojarząca się raczej z branżą, w której udzielają się Rocco Siffredi bądź Pierre Woodman- a nie, jak ja zwykłem go nazywać, ?Nakłaniacz?). Swgo czasu pisałem co nieco o ?Nakłaniaczu? (wg scenariusza nazywa się ROBERT PATRICK Modell- kilka lat wcześniej zanim nasz Doggett dołączył do Archiwum hehe), więc nie będę się powtarzał ? sceny z rosyjską ruletką, są jedne z najlepszymi w trzecim sezonie (który jest lepszy niż poprzednie dwa razem wzięte), a Gilligan daje się poznać jako autor, który zręcznie potrafi budować niesamowitą, pełną tajemniczości fabułę. Co prawda, był to jedyny jego występ jako scenarzysty w trzecim sezonie, lecz jego odcinek zyskał popularność na tyle, by dać Vince?owi możliwość pojawiania się coraz częściej?


W czwartym sezonie nie kazano Gilliganowi długo czekać, już w drugim odcinku (choć dopiero czwartym w emisji) Vince pokazał na co stać. Jego niepokojący ?Unruhe?(4x02) odznacza się mrocznym klimatem, dużą dawką napięcia a przede wszystkim oryginalnym tematem. Opowieść o fotografiach, na których uwieczniono, siłą umysłu, obrazy demonów, siedzących w głowie każdego człowieka, wyróżnia się zdecydowanie na korzyść autora. Czyż nie każdy z nas ma coś do ukrycia? Czy może tylko skrywamy swoją mroczną stronę, gdzieś w głębi siebie? Bo przecież niezależnie od tego, jacy jesteśmy nie znaczy, że jej tam nie ma. Może tylko czeka w ukryciu na eskalację (nieźle opowiedział o tym ?Empedocles? z sezonu ósmego)? Naprawdę niepokojący odcinek?

Znowu nie trzeba było długo czekać, a przyszedł czas na gilliganowskie ?Papierowe Serca? (4x08 ? ?Paper Hearts?). Ta cudowna opowieść z pograniczu jawy i snu, będąca pewnego rodzaju prekursorem do pięknego ?Closure? z sezonu siódmego, nawiązująca do ?Alicji z Krainy Czarów?, w której Mulder gotów jest poświęcić wszystko w imię odnalezienia swojej siostry Samanthy, po prostu nie może się nie podobać. Sceny wniknięcia do snu Muldera, przywodzą na myśl, znacznie późniejszy, równie genialny epizod ?Via Negativa?, aczkolwiek są o wiele bardziej wyciszone, bliższe metafizycznemu klimatowi, gdzie sen nie jest sposobem na śmierć, a raczej powrotem do przeszłości, której nie pamiętamy (lub może nie chcemy pamiętać). Dialog wypowiadany przed Muldera- ?A dream is an answer to a question we haven't yet learned how to ask? (pierwotnie pojawiający się w ?Aubrey?) zdaje się to potwierdzać. Cudowny, piekny odcinek, który naprawdę warto zobaczyć.

Vince dał się poznać od dobrej strony na tyle, że szybko zjednał sobie sympatię widzów, a także uznanie gildii scenarzystów ?X-Files?, którzy często zapraszali go do redagowania kolejnych scenariuszy. Tak właśnie Vince został współscenarzystą dwóch znakomitych epizodów. Świetne odcinki ?Leonard Betts? (4x14, makabra wciąż żyje - scena replikacji Leonarda rządzi, plus genialne mulderyzmy, od których, aż roi się w odcinku), czy ?Memento Mori?(4x15) ? jeden z najbardziej wyciszonych, przepięknie odmalowanych, odcinków X-Files traktujących o śmierci, potwierdzają tylko klasę autora.

Niemniej jednak Vince cały czas miał w zanadrzu wielki atut, który zaprezentował pod koniec sezonu ? jego ?Small Potatoes?(4x20) powalił na kolana nie tylko widzów Archiwum, lecz także zapyziałych, narzekających krytyków, którzy w tym wypadku, prześcigali się w pochwałach (amerykański TV Guide umieścił ten odcinek na liście ?100 najlepszych serialowych epizodów w historii TV?). Tutaj właśnie Gilligan zaprezentował swoja druga stronę- scenarzysty, którego odcinki bawią do rozpuchu i przyprawiają o skręt kiszek, naturalnie ze śmiechu. Opowieść o sympatycznym Eddiem, który posiada umiejętność zmiany kształtu swej twarzy i ciała (czyżby gilliganowska odpowiedź na Bounty Huntera?), które wykorzystuje do uwodzenia kobiet, napakowana jest znakomitym, bezpretensjonalnym humorem, którego nie powstydziłyby się najlepsze komedie. Jednocześnie możemy postawić sobie pytanie ? kim chcielibyśmy być, gdybyśmy mieli możliwość udawania kogoś innego, czy też wykorzystalibyśmy ową umiejętność do podrywania kogo się da, oszukiwania w urzędach na dużą skalę (uczciwość chyba nigdy nie była u nas w cenie), czy może znaleźliśmy jakiś pozytywny aspekt jej wykorzystania (pytanie za milion- do jakich dobrych celów takowa umiejętność może się przydać?). Jeden z najlepszych komediowych odcinków w historii X-Files, którego po prostu nie można przegapić.


Na pierwszy ogień w piątym sezonie poszedł odcinek ?Unusual Suspects (5x01- choć emitowany dopiero po ?Redux II?), który zafundował nam powrót do przeszłości, a dokładnie do roku 1989, w którym po raz pierwszy Mulder styka się z Samotnymi Strzelcami, którzy dopiero rozpoczynają współpracę ze sobą. Z jednej strony dość poważny, z drugiej dość zabawny epizod, od którego można powiedzieć wszystko się zaczęło dla Muldera, stanowi udaną podróż do ubiegłych lat i spojrzenie na pewne sprawy trochę z innej perspektywy?

Przyszedł czas na kolejne spotkanie naszego trio ?Vince Gilligan, Jonh Shiban oraz Frank Spotnitz po raz kolejny zasiedli przy stole, by stworzyć kolejne dwa niezapomniane epizody. Z okazji zbliżających się świąt otrzymaliśmy iksfajlowski odpowiednik ?Opowieści Wigilijnej? Dickensa w epizodzie ?Christmas Carol? (5x05), kontynuowany w ?Emily? (5x07). Podobnie jak Scrooge nawiedzany w święta przez duchy przeszłości, tak tutaj Scully otrzymując tajemniczy głos od swojej nieżyjącej już siostry (nie zapominajmy o klimatycznych flashabckach z jej przeszłości), który prowadzi ją do małej dziewczynki okazującej się być w rzeczywistości jej biologicznym dzieckiem. Te dwa epizody, w których to nasza Scully gra pierwsze skrzypce są jednymi z najbardziej spokojnych, wyciszonych odcinków w historii archiwum, co nie zmienia jednak faktu, że są jednymi z najlepiej przemyślanymi epizodami, niesamowicie chwytającymi za serce. Anderson dodatkowo tak stanęła na wysokości zadania, ze jej gra przyniosła jej nagrodę Emmy w kategorii najlepsza aktorka w serialu dramatycznym. Momentami rzeczywiście nasz rudzielec przechodzi samego siebie udowadniając, że jest naprawdę świetną aktorką i jeżeli ktokolwiek zwątpi kiedyś w jej umiejętności powinien od razu sięgnąć po te dwa odcinki, by rozwiać wszelkie wątpliwości?

Po nastrojowych odcinkach przyszedł czas rozluźnienia i czas na powrót do przeszłości, a konkretnie do postaci naszego ?Nakłaniacza?. Wraz z nadejściem nowego roku postawiono na kontynuację ?Pushera?, który miał swoje kolejne wejście w ?Kitsunegari? (5x08). Jako, że nasz ?Nakłaniasz? pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie wszyscy czekali na równie genialny epizod. Niestety scenariusz Vince?a pisany do spółki z Timem Minear?em pozostawia nieco do życzenia i nie dorównuje swojemu świetnemu poprzednikowi. Zabrakło przede wszystkim tej niesamowitej gry, jaką nasz ?popychacz? (ojej!!) prowadził z Mulderem i Scully, trzymając wszystkich widzów w napięciu i dostarczając emocji jakich rzadko można uświadczyć oglądając tv. Nasz wyciszony, zmarnowany i zrezygnowany Modell stanowi w zasadzie tylko tło i brak mu tej charyzmy, która skutecznie przyciągnęła nas do ekranu wcześniej. Oczywiście ?Kitsunegari? w dalszym ciągu jest dobrym epizodem, lecz cokolwiek rozczarowuje swym finalnym efektem, szczególnie jeśli cały czas mamy pamięci swego genialnego poprzednika?

Może wlaśnie dlatego Vince wrócił do tego co wychodziło mu najlepiej- rozśmieszanie widza. Gdy zaprezentował nam swój ?Bad Blood? (5x12) wszyscy jak jeden mąż pospadali z krzesła ze śmiechu mając do czynienia z najśmieszniejszym, najlepiej napisanym epizodem X-Files w historii (cóż mogę powiedzieć to mój ulubiony odcinek z całej 9-letniej historii). Jako, ze o tym odcinku wspominałem już nie raz, lecz przynajmniej kilka razy, a i powiedziano już o nim wiele napomknę tylko tyle- Mulder majaczący ?Who's the black private dick who's the sex machine with all the chicks??, czy Scully robiąca sekcję (?Jelita, 860 gram, yadda, yadda, yadda...?) ? po prostu bezcenne. Obejrzałem ten odcinek chyba coś około 20 razy i nadal nie mam dość, ani wcześniej ani później nie było AŻ TAK GENIALNEGO odcinka. Cudo?

Na sam koniec przyszedł jeszcze czas na indukowany obłęd, czy jak kto woli ?szaleństwo dzielone przez dwoje? (cholera w deklinacji liczebników nie byłem mistrzem, jeśli to zła forma, proszę nie strzelać?)? czy po prostu Folie a Duex? (5x20). Tez już kiedyś mówiłem, co nieco, więc tylko krótko- znakomity odcinek, przywodzący trochę na myśl carterowski ?Duanne Barry?, będący jednocześnie satyrą na współczesne środowisko wielkich i mniejszych korporacji, w których przeciętny Kowalski zatrudniony przez swojego szefa zostaje zmieniany w bezmyślnego Zombie. Nie masz czasem wrażenia, że twój szef wysysa z ciebie życie i robi z ciebie swojego niewolnika. Genialny, ironiczno-sarkastyczny odcinek, będący jednym z najlepszych w genialnym piątym sezonie. Na deser Mulder w białym kaftanie?


Pierwszym odcinkiem w szóstym sezonie stworzonym przez Vince?a był ?Drive? (6x02). Znów zacytuję siebie: ?Jeden z najlepszych, trzymających w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy odcinków, z niesamowitym klimatem?. Z jednej strony szaleńczy pęd na zachód Muldera i Clumpa (jest kilka mulderyzmów, ale utrzymanych w zdecydowanie gorzkim tonie), z drugiej poszukiwania przez Scully leku na tajemniczą przypadłość, która dotknęła Patricka. Jeden z najlepszych odcinków w historii z najsmutniejszym chyba finałem w historii (Vince przypomniał sobie, że umie tworzyć historie bez szczęśliwego zakończenia, jak chociażby za czasów ?Soft Light?). Niesamowity, podany w niesamowitym tempie, mroczny i genialny odcinek?

O ?Dreamland? nie będę pisał (scenariusz naszego trio - Vince Gilligan, Jonh Shiban oraz Frank Spotnitz), gdyż każdy wie, o co chodzi. Jeden z najbardziej zabawnych odcinków, w którym na scenę wprowadza się jedną z ciekawszych postaci świata iksfajli Morrisa Fletchera powala znakomitymi dialogami i świetnym aktorstwem.

Z kolei niezwykle mroczny ?Tithonus? (6x09- odcinek nazwany na cześć pewnego nieszczęśliwie zakochanego śmiertelnika z greckiej mitologii) przywodzi na myśl inny odcinek z wcześniejszego dorobku Vince?a mianowicie ?Unruhe? (zdjęcia), lecz także stanowi pewnego rodzaju konkluzję genialnego ?Clyde Bruckman?s Final Repose? z trzeciego sezonu (niechybna śmierć i nieśmiertelność Scully). Ten klimatyczny, znakomicie odmalowany w ciemnych barwach odcinek zostaje w pamięci na długi czas?

Następnie mieliśmy do czynienia z dwoma znakomitymi odcinkami, które Vince napisał do spółki z Johnem Shibanem (tym razem bez Franka Spotnitz?a) a mianowicie ?Monday? (6x15), czyli wariacja na temat Dnia Świstaka, bądź jak to wolał Vince wariacja na temat jednego z odcinków ?Strefy Mroku? pt. ?Shadow Play? oraz kolejny odcinek poświęcony Samotnym Strzelcom ?Three of a Kind? (6x19) stanowiący niejako kontynuację ?Unusual Suspect?. O feralnym poniedziałku już pisałem, więc powtórzę tylko tyle, że nadal uważam go za jeden z najlepszych odcinków X- Files. Z kolei odcinek z naszymi hackerami pełen jest bezpretensjonalnego humoru (odurzona Scully rządzi!), który skutecznie trzyma widza przed ekranem?


Gdy w siódmym sezonie trzeba było rozładować napięcie po poważnych ?Biogenesis? oraz dwóch ?Sixth Extinction? z pomocą przyszedł Vince, który zaprezentował nam odcinek z nurtu ?monster of a week?, ale podszedł do tematu zupełnie inaczej, niesamowicie oryginalnie, dzięki czemu mieliśmy do czynienia z jednym z najbardziej śmiesznych odcinków w historii X-Files. Jego ?Wiecznie Głodny? (?Hungry? -7x01) jest nasycone humorem jak mało, który odcinek. Nie staje się, bowiem kolejnym epizodem o zmutowanym potworze (np. ?The Host?), który, zabija jak leci, cokolwiek nawinie mu się pod rękę. To raczej zabawna opowieść o zwyczajnym gościu, który po prostu nie może pohamować swego instynktu i przez to pojawiają się jego problemy. Jest tu kilka niesamowitych, godnych odnotowania scen jak np. spotkanie ?grubasów?, na którym nasz potworek opowiada jak to nie może przestać jeść, a wszyscy na sali, w wyniku jego kulinarnych opisów, mało co, nie dostają orgazmu, czy choćby zakończenie podsumowane świetnym dialogiem ?Nie mogę być kimś, kim nie jestem?, czyli jednym słowem ?Bądźmy sobą?. Ponadto nie sposób nie docenić oryginalnego sposobu przedstawienia odcinka. Mulder i Scully w zasadzie są tylko tłem, a głównym bohaterem jest właśnie nasz potworek (wraz z jego śmiercią kończy się też odcinek), co dało naprawdę, niezły, oryginalny efekt, czyniąc tym samym jeden z najbardziej oryginalnych odcinków X-Files.

X-Files już od początku swego istnienia podkręcało atmosferę grozy i strachu wraz z nadejściem nowego wieku. ?Millenium? (7x05) jest w zasadzie podsumowaniem owych strachów jak i ostateczne rozliczenie się z serialem gdzie głównym bohaterem był charyzmatyczny Frank Black w osobie Lance?a Henriksena, który po trzech sezonach został zdjęty z anteny nie rozwiązując wszystkich zagadek i wątków (nomen omen ten los spotkał także iksfajle, tyle że po dziewięciu sezonach). Ta ciekawa opowieść w nekromancie, który wskrzesza zmarłych i chce na przełomie wieków doprowadzić do końca świata jest całkiem nieźle napisana, trzyma w napięciu i choć nie dorównuje najlepszym osiągnięciom Vince?a (ten odcinek napisał w zespół z Frankiem Spotnitz?em), to odcinek ogląda się całkiem przyjemnie. Gratis dostajemy na końcu szczęśliwe zakończenie w postaci wielkiego całusa, którym Mulder obdarowuje swoją partnerkę. Nie jest źle, a najlepsze dopiero miało nadejść?

Znacie amerykański show ?Cops?? Ten kręcony z ręki program o pracy amerykańskich świń, o przepraszam, stróżów prawa, doczekał się także nietypowego przedstawienia w iksfajlach z okazji 150 epizodu. I trzeba przyznać, że stał się jednym z ciekawszych i najoryginalniejszych odcinków nie tylko w siódmym sezonie, ale także w historii archiwum. Ten wręcz rojący się od genialnych mulderyzmów odcinek, znakomicie zagrany przez tandem Duchovny&Anderson (Mulder wygłasza bez nutki skrępowania przed kamerą swoje teorie, podczas gdy Scully nieustannie odwraca swoją twarz i ucieka od obiektywu, no i oczywiście pan policjant, który przestraszył się gigantycznej pseudo pszczoły po prostu rządzą!). Vince po raz kolejny udowadnia nam, że jest mistrzem w opowiadaniu zabawnych historii- w tym odcinku można uśmiać się do rozpuchu, a na dodatek zastanowić się nad swoimi lękami. Czy biorą one górę nad człowiekiem w ekstremalnych sytuacjach, czy nasz strach może nas zabić (Jak zwykłem mawiać- ?Umysł to najgroźniejsza z broni?), a także czy potrafimy go kontrolować, zdusić w zarodku, w nas samych i dzięki temu wyjść cało z najgorszej opresji. Czy zastanowiliście się kiedyś, kogo wy byście zobaczyli na jego miejscu? Ja owszem, strach się bać, mimo całego komizmu tego odcinka.

Na zakończenie sezonu Vince po raz kolejny dał o sobie znać świetnym scenariuszem w postaci 'Je Souhaite' (czyli "Życzę sobie...- 7x21), który pierwszy raz w historii X-Files także wyreżyserował, a że Gilligan jest mistrzem w opowiadaniu dowcipnych historii (popartych cudownymi dialogami) i tym razem mieliśmy do czynienia z perełką, która zachwyciła miłośników jego dowcipu i przyprawiła o solidny masaż dwunastnicy. Trudno bowiem nie uśmiać się w kolesia, którego życzeniem jest zostać niewidzialnym (?yntelygent? nie ma co), a za chwilę uświadcza bliskiego spotkania z nadjeżdżającym tirem. Nie ustaje pierwsza salwa śmiechu, a my już skręcamy się na skutek dwóch kolejnych, gdy niczego nieświadomy rowerzysta, stykając się z niewidzialną barierą ustanawia rekord skoku (lotu?) w dal rowerem. Boki zrywać, jeden z najbardziej komediowych odcinków w historii iksfajli, który udowadnia, że Vince czuje się dobrze nie tylko ze swoim piórem w ręku, lecz także za kamerą. Jego debiut okazał się nad wyraz udany?

Nie zapominajmy też o dwóch bardzo dobrych odcinkach w postaci ?The Amazing Maleeni? (7x08) oraz ?Theef? (7x15) gdzie Vince był jednym ze współscenarzystów, a wspomagali go jak zwykle utalentowani Jonh Shiban oraz Frank Spotnitz. O ile pierwsza opowieść jest napakowana humorem (odcinek w dobie filmów ?Iluzjonista? czy ?Prestiż? myślę, że wart przypomnienia), o tyle już w drugiej próżno szukać czegoś śmiesznego, gdyż to jeden z mroczniejszych i stanowczo najsmutniejszych odcinków w historii archiwum o zemście, cierpieniu i wielkim bólu po stracie ukochanej osoby, z którym człowiek nie może sobie poradzić, w efekcie, czego doprowadza go to do potępienia i nieszczęśliwego finału. Te dwa odcinki zupełnie odmienne w klimacie odcinki łączy jednak jeden fakt- oba są znakomite i potwierdzają klasę naszego trio, które nawet po kilku latach wciąż potrafi zaskakiwać.


Przyszedł czas na ósmy sezon wraz, z którym nasz Vince objął stanowisko producenta wykonawczego i tym samym pisanie scenariuszy odłożył chyba na dalszy plan, w efekcie czego w przeciągu całego roku mieliśmy do czynienia tylko z jego ?Roadrunners? (8x05). Ta nieco dziwna opowieść o ?największym zadupiu Ameryki?, do którego pewnego dnia trafia nasza Scully i musi zmierzyć się z mieszkańcami kontrolowanymi przez dziwnego pasożyta nie jest myślę dziełem na miarę mistrza. To jedyny przypadek, w którym śmiało mogę powiedzieć, iż Giilligan mógł postarać się o wiele lepiej. Co prawda klimat malutkiej, zabitej deskami osady został świetnie odmalowany (choć w tym wypadku daleko mu do rewelacyjnego ?Post Modern Prometheus? Cartera), ale chyba na tym się skończyło. Można tu pokusić się o interpretację, jakoby ten odcinek był próbą ukazania małomiasteczkowej zamkniętej społeczności, która staje się podatna na zło, które pochodzi z zewnątrz, podatna na wpływy, które burzą ich uporządkowany, iddylistyczny świat i spokój, choć nie wiem czy nie byłaby to interpretacja zbyt karkołomna i nieco na siłę dowartościowująca ten nieco dziwny odcinek. W każdym razie w kolejnych miesiącach Vince ograniczył się już tylko do produkcji, a na jego kolejny występ musieliśmy czekać cały kolejny rok.



Jednym z odcinków, do którego Vince naskrobał scenariusz w dziewiątym sezonie jest ?John Doe? (9x07). Ten ciekawy, znakomicie nakręcony w ciemno- jasnych barwach odcinek jest jednym z ciekawszych w tym sezonie. Swego czasu miałem do czynienia z ciekawą i intrygującą książką Michaela Crichtona ?Sphere? (zekranizowanej przez Barry?ego Levinsona, u nas ochrzczonej tytułem ?Kula?, gdzie zagrali między innymi Stone, Jackson czy Hoffman), która opisuje ludzi, stających w obliczu własnych lęków i posiadających moc tworzenia, którzy wykorzystują ją do personifikacji samych złych rzeczy. Nic więc dziwnego, że na samym końcu korzystają ze swojej mocy, nie po to by coś stworzyć, ale by o niej zapomnieć. Człowiek jest bowiem jednostką, która pragnie nie pamiętać bolesnych momentów swego życia, pragnie je odseparować i wrzucić w jak najgłębszą otchłań swego umysłu. Widząc miotającego się Doggetta stanął mi przed oczyma człowiek, będący całkowitym przeciwieństwem postaci ze ?Sfery?. On, brutalnie obdarty ze swojej przeszłości, chce pamiętać kim był, chce pamiętać każdą bolesną chwile, której doświadczył, chce odzyskać swoje wszystkie bolesne wspomnienia. Może wynika to z tego, o czym zwykłem mawiać- ?Czy jeśli nigdy w życiu nie zaznasz cierpienia to czy na swojej drodze będziesz potrafił dostrzec prawdziwe szczęście??. Może ludzkie cierpienie i wielki ból, który czujemy w sercu czyni nas naprawdę ludźmi. Może ból jest nieodłącznym elementem życia i tylko naprawdę człowiek, który go doświadczył jest w stanie nauczyć się jak naprawdę żyć? Co by nie mówić to nasz ?John Doe? jest jednym z najlepszych odcinków 9 sezonu, który naprawdę polecam.

Ostatni sezon liczny w odejścia pożegnał także świetne trio w osobach Vince Gilligan, Jonh Shiban oraz Frank Spotnitz, którzy zachwycali nas od czasu czwartego sezonu. Ich końcowy popis w ?Jump the Shark? (9x15) jest pożegnaniem dwóch świetnych trio ? tej trójki scenarzystów, a także trójki zwariowanych hackerów, wiernych przyjaciół Muldera&Scully (później także Doggettta i Reyes), dowcipnych, genialnych person, którzy zwali się ?Samotni Strzelcy?. Mało który serial może pochwalić się tym, że potrafi wywołać wielki wzruszenie, ale tym razem się to udało. Zakończenie, gdy nasi bohaterowi oddają swoje życia w imię wyższego dobra (choć niejako można zgodzić się, że odbyło się to niejako na siłę i wcale nie trzeba było ich poświęcać) ściska za serce. Widać już, że pewien okres się bezpowrotnie zakończył?

Przyszedł więc czas, kiedy wszystko co dobre niestety się kończy, a owa prawidłowość dotknęła także i archiwum i nastał zmierzch serialu. Ostatnie promienie słońca nim serial zniknie za horyzontem zapomnienia? Nic z tego! Vince wtedy już wiedział, że uczestniczył w tworzeniu legendy, która przetrwa w pamięci widzów przez długie lata, serialu, który namieszał w głowach milionom ludzi na całym świecie. Może właśnie, dlatego chciał żebyśmy oglądając przedostatni odcinek wcale nie odczuwali zmierzchu serialu, wręcz przeciwnie, byśmy byli szczęśliwi tymi promieniami słońca w ?Słoneczne dni? (9x18- ?Sunshine Days?). Był to zarazem drugi odcinek po ?'Je Souhaite? jednocześnie napisany i wyreżyserowany przez Vince?a. Jego opowieść o Oliverze Martinie (w interpretacji dobrego aktora Michaela Emersona- który obecnie robi groźne miny jako Henry Gale w serialu Lost) to opowieść o chorobie naszych czasów ? samotności. Martin, będąc osobą posiadającą zdolność tworzenia wyimaginowanych przyjaciół (rodziny), których nigdy nie posiadał, jawi nam się jako tragiczna postać, która nie zaznała w życiu szczęścia z powodu braku miłości i przyjaźni wynikającej z obcowania z innymi ludźmi. Nie mogąc odnaleźć prawdziwych ludzi go kochających tworzy wspaniałą idyllę szczęśliwej rodziny, która zawsze jest przy nim, a wszelkie próby wtargnięcia do jego uporządkowanego, słonecznego świata kończą się niezbyt ciekawie (ofkoz dla tych, co pragną zburzyć ten spokój). Wreszcie jednak musi stawić czoła prawdziwemu życiu. Stając w perspektywie śmierci nauczy jednocześnie swojego dawnego znajomego doktora Johna Rietza, co oznacza słowo miłość i głęboka przyjaźń, którą doktor powinien przez te wszystkie lata pielęgnować zamiast odrzucić przekreślając tym samym prawdziwe szczęście Martina. Całość kończy się happy endem (nigdy chyba nie cieszyłem się tak ze szczęśliwego zakończenia, co w tym przypadku?), jednocześnie utwierdzając nas w przekonaniu, że tylko miłość, przyjaźń i bliskość z osobami, na których nam zależy, da nam w życiu prawdziwe szczęście i tylko wtedy każdy nowy dzień obudzi nas promieniami słońca na naszej twarzy?
Nie wspomniałem jeszcze o poetyckich obrazach, których doświadczamy w tym odcinku- skąpana w słońcu łąka, czy latanie Skinnera są jednymi z najcudowniejszych scen w dziewiątym sezonie. Osobiście uważam ?Sunshine Days? za jeden z najlepszych odcinków 9 sezonu. Vince Gilligan pięknie pożegnał się z widzami prezentując w tym ostatnim ?wolnym? epizodzie X-Files, wszystko co najlepsze, a widzom dał do zrozumienia, że nawet gdy X-Files już się zakończy nie powinni trwać w świecie, który już nie istnieje i skupić się na ludziach, którzy też żyli w tym pięknym świecie i poprzez nich odnaleźć krainę wiecznego szczęścia...

Giiligan to cudowny scenarzysta...

Grifter

Szacunek za rozbudowaną wypowiedź:) Ja właśnie miałem nadzieję że to on napisze scenariusz do drugiej kinówki. Ale zrobili to chyba ze niego już Chris Carter i Frank Spotnitz. No ale nie jest źle, przecież spod ich ręki też wychodziły świetne odcinki.

Grifter

fenomenalny styl Gilligana możemy obecnie oglądać w Breaking Bad.. Serial trzyma poziom :) Pozdrawiam

Grifter

Geez, jestem pod wrażeniem tego referatu na temat Vince Gilligan'a i Archiwum X

greg_smorag

archiwum x był serialem mojego dzieciństwa, pamiętam jak był emitowany na polscacie, aktualnie Davida Duchownego podziwiam w Californication, a talent scenopisarstwa w Breaking Bad, który stał się jednym z moich ulubionych seriali, jest po prostu niesamowity ! :)

Grifter

Nawet dobry scenarzysta (Pusher to mistrzostwo), ale (bez urazy) z Gilliana taka trochę ciota i zrobił jak dla mnie za dużo komediowych odcinków.

napruto

O jakim "Pusherze" mówisz?

BUNCH

Zapewne o odcinku "Z archiwum X", o numerze 3x17.

_Garret_Reza_

Aaaa.... możliwe. Bo "Pushera" jak wiemy, nakręcił Refn. Dzięki.

Grifter

Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego nie emitowali odcinków po kolei i jak oglądać X-files - po numerach czy po datach emisji? Pamiętam nawet jak sezon potrafili zacząc, którymś z kolei odcinkiem. Gdzie mogę znaleźć listę najlepszych epizodów z 1997, o której mówisz? Znalazłem listę z 2007 roku, na której odcinek “Clyde Bruckman’s Final Repose” był na miejscu 39. (na liście z 1997 roku 10. miejsce), a odcinka "Sunshine Days" już w ogóle nie ma (był 72.).
http://lamoltihalstein.wordpress.com/2009/06/28/tv-guides-100-best-episodes-of-a ll-time/
http://rev-views.blogspot.com/2009/06/tv-guides-top-100-episodes.html

Mowiacy_do_reki

Podbijam temat, bo to wszystko powinien przeczytać fan Gilligana.
Świetnie rozpisane!

Mowiacy_do_reki

Oho, nie obserwowałem tego tematu tutaj. Fajnie do niego po latach wrócić. I fajnie pomyśleć, że za wczasu poznałem się na talencie tego gościa. Na długo przed BB :)

Grifter

Trzeba przyznać masz nosa! Świetna psychoanaliza postaci Gilligana, rozpoznanie stylu... Skoro Archiwum X było jego operetką, to Breaking Bad jest operą (?)... Są takie właśnie cudowne analogie, między tymi obrazami, które dzieli przecież spora różnica wieku. Najjaśniejsza to opowieść o doktorze Chesterze Ray'u Bantonie. Również naukowiec, tak jak Walter White, obdarzony "pewnym darem-przekleństwem" ( może to taka "inteligencja-fatum", ratuje z najgorszych opresji ale niszczy duszę, moralność). Zmaga się z nienaturalną rzeczą ( może to rak?) i dąży do szczęścia, kosztem innych... Wydaje się to wszystko bardzo do siebie pasować. Brawo!

Grifter

słyszałem już o: zrzędzących, wiecznie niezadowolonych, narzekających, małostkowych, niesprawiedliwych, upierdliwych, ... krytykach ale o "zapyziałych" jeszcze nigdy:D

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones