to jeden z najlepszych i najbardziej zapomnianych filmów polskich XXI wieku. Zachwyca w nim dosłownie wszystko: staranne scenografie i kostiumy, precyzyjny scenariusz małżeństwa Świerkockich, zdjęcia Piotra Wojtowicza, muzyka Krzesimira Dębskiego, montaż, no i aktorstwo: Jana Frycza, Janusza Gajosa, Olafa Lubaszenki, Mirosława Baki,
ale przede wszystkim właśnie reżyseria Wojciecha Wójcika: do bólu precyzyjna, szczelna, zarazem pełna życia, witalna, doskonała.
To bez wątpienia jego najlepszy film w owocnej karierze.
W pełni zasłużona nagroda za reżyserię na Festiwalu w Gdyni (pokonał w tej kategorii Koterskiego i jego "DZIEŃ ŚWIRA" i Piotra Trzaskalskiego za "EDI"). Został też wybrany najlepszym filmem festiwalu przez publicczność (Złoty Klakier)