Osią scenariusza tego filmu jest dychotomia: człowiek i jego dzieło. Człowiek to Ignacy Prądzyński − generał, inżynier, fortyfikator, genialny strateg i budowniczy. Dzieło to Kanał Augustowski − jeden z polskich cudów techniki, działający od blisko dwustu lat zabytek, od lat przygotowywany do wpisu na Listę Światowego dziedzictwa UNESCO. I człowiek i jego dzieło są wprawdzie obecne w świadomości historycznej Polaków, nawet rozpoznawalne, ale Ignacy Prądzyński kojarzony jest głównie z Powstaniem Listopadowym, sytuowany gdzieś pomiędzy Chłopickim, Skrzyneckim i Bemem, zaś Kanał Augustowski znany głównie jako wakacyjna atrakcja turystyczna często lokowany bywa gdzieś na Mazurach.
Dokument, przywołujący postać głowy przedwojennego Kościoła Ewangelickiego, biskupa Juliusza Bursche, który - podobnie jak i jego cała Rodzina, nie tylko nie dał się skusić na współpracę z niemieckim okupantem, ale który - świadomie - wybrał męczeńską śmierć polskiego patrioty.
Bohaterami reportażu są trzej bracia Stefan, Józef i Zygmunt Pomarańscy. Ich losy są jakże typowe dla owego fenomenu pokolenia wskrzesicieli Niepodległej. Służba w Legionach i Polskiej Organizacji Wojskowej, wojna polsko-bolszewicka, praca i działalność społeczna w międzywojniu, a później dramatyczny rok 1939, konspiracja i tragiczny koniec w hitlerowskich kacetach. Józef Piłsudski mawiał o nich moi ulubieni żołnierze i zapewne czekała ich świetlana wojskowa przyszłość w II Rzeczpospolitej, gdyby nie zdjęli mundurów i nie postanowili służyć Polsce codzienną sumienną pracą, której tak wiele było w młodej ojczyźnie.
Auschwitz w czasie II wojny światowej, znane był głównie z powodu mieszczącego się tam hitlerowskiego obozu śmierci. Jednak ówcześni włodarze miasta, podjęli dalekowzroczne decyzje o szerokim rozwoju tej miejscowości. Zakładały one stworzenie wygodnej enklawy, która miała zapewnić wszelkie wygody nowo przybyłym osadnikom z Niemiec. Grażyna Czermińska ukazuje odnalezione po kilkudziesięciu latach w archiwach plany nowoczesnej infrastruktury, nakreślone przez faszystowskich architektów. Współcześni fachowcy i znawcy historii, wypowiadają się na temat owych projektów, których tylko niewielką część zdołano zrealizować na terenie Oświęcimia podczas okupacji niemieckiej.
Fabularyzowany dokument o formacji wojskowej złożonej z ochotników, która powstała podczas I wojny światowej z inicjatywy Romana Dmowskiego. Jej żołnierze zakładali błękitne mundury, dzięki czemu formacja zyskała przydomek Błękitnej Armii. Ostatnim dowódcą formacji był gen. Józef Haller.
Jedna z największych bitew średniowiecznej Europy obrastała legendą niemal od momentu zakończenia, a jej wpływu na losy Starego Świata nikt nigdy nie kwestionował. Jej skutki militarne i polityczne, wykorzystywane były, na przestrzeni dziejów, przez wszystkie nacje uczestniczące w bitwie. To, co dla Polaków stało się pod Grunwaldem, Niemcy nazwali bitwą pod Tannenbergiem, a dla Litwinów, to był i jest Żalgiris. Trwa spór o to, kto naprawdę dowodził wojskami sprzymierzonych, jak i gdzie zginął Wielki Mistrz, czy część zdobytych krzyżackich chorągwi faktycznie zawieziono do Wilna?
Czas sprawił, iż w niepamięć odeszły dwie postacie, których nazwiska onegdaj wymieniono jednym tchem: Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura. Nie dość, że życiorys każdego z nich miał cechy niezwykłości, to jeszcze razem stanowili syntezę i symbol dziejów lotnictwa II Rzeczpospolitej. Kim byli dla kilku pokoleń naszych rodaków, obrazują zdjęcia z Pola Mokotowskiego, kiedy to pokonawszy lotnicze potęgi ówczesnej Europy wielkie firmy i wielkie sławy, powracają jako zwycięzcy Challenge 1932. Należeli do ścisłej czołówki twórców polskiego lotniczego cudu. Z poziomu kraju rozjechanego przez Wielką Wojnę, zacofanego gospodarczo, wykonali skok w obszar najnowocześniejszych ówczesnych technologii. Wystarczyło jedno dziesięciolecie. Stanisław Wigura wspólnie z Rogalskim i Drzewieckim stworzyli rodzinę samolotów RWD, śmiałością rozwiązań bijącą renomowane biura konstrukcyjne. Najsłynniejsza z nich RWD - 6 przyniosła im wielki tryumf. Kapitan Franciszek Żwirko był pilotem w I Pułku Lotniczym, instruktorem walki powietrznej, słowem praktykiem z najwyższej półki. Władze wojskowe skierowały go do pracy w środowisku młodzieżowym w Aeroklubie Akademickim. Miał wypatrywać lotniczych talentów. I tak spotkał znacznie młodszego od siebie Wigurę. Setki godzin przelatali razem. Zdobyli dziesiątki sportowych laurów. W locie na Mityng Lotniczy w Pradze opuściło ich szczęście. Zginęli 11 września 1932 roku pod Cierlikiem na Zaolziu. Polska pogrążyła się w żałobie. Dziś te postacie nader symboliczne odpłynęły w świadomości naszej dosyć daleko i z tego powodu warto je przypomnieć.