Życie jest gdzie indziej

O czym w końcu mówi rosyjski twórca? Ano o tym, że świat, choć pozornie różnorodny, w istocie wszędzie jest taki sam. Wszędzie śmierć wygląda tak samo, wszędzie powoli domykają się cykle życia,
"Niech żyją Antypody!" to dokument tyleż żarliwy, co intelektualnie miałki. Victor Kossakovsky rusza z kamerą w świat, by stworzyć opowieść o Ziemi jako miejscu magicznym, przestrzeni, w której zestaw kulturowych różnic unieważniony zostaje przez jedną naczelną prawdę: że oto wszyscy jesteśmy do siebie bardzo podobni, mamy te same problemy, marzenia i uczucia. Kossakovsky potrafi zilustrować tę tezę, łączy ładne obrazki z różnych kontynentów i wyszukuje widowiskowe analogie. Nie potrafi natomiast tchnąć życia w swoje filmowe wypracowanie, a efektowne zdjęcia, które ze sobą skleja, maskują pustkę.

Kossakovsky, dziś reżyser przeszło pięćdziesięcioletni, przeszedł przez wszystkie szczeble reżyserskiej kariery. Jako nastolatek był asystentem operatora, później asystował reżyserom, montował, reżyserował własne dokumenty w największych rosyjskich wytwórniach. Na końcu założył własną firmę, by kręcić poetyckie dokumenty. "Niech żyją…" spełniał swoje marzenie. Oglądając jego dokument, możemy poczuć entuzjazm twórcy, zaangażowanie i pasję. Na ekranie, niestety, widać coś jeszcze – twórczy samozachwyt, który oślepia, uniemożliwiając intelektualny dystans.

Kossakovsky upaja się własną opowieścią. Zdjęcia, które wybiera do ostatecznego montażu, imponują urodą. Są w jego filmie przyrodnicze obrazy rodem z filmów National Geographic i godne mistrzów fotografii (piękne zdjęcia chłopca pasącego gęsi czy prowizorycznej patagońskiej chatki). Rosyjski reżyser wprawia w zachwyt, tworząc efektowne montażowe przejścia. Czerniejąca na powierzchni lawa zestawiona zostaje z porowatą skórą afrykańskiego słonia i masywnym cielskiem walenia wyrzuconego na brzeg w innym regionie świata. Górski pejzaż odbity w tafli syberyjskiego jeziora dzięki sprytnemu montażowi zlewa się w jedno z patagońskimi równinami.

Kossakovsky potrafi rymować obrazy, ale większość montażowych zbitek to rymy cokolwiek częstochowskie. Rosjanin próbuje bowiem stworzyć opowieść podobną do tych, jakie serwował publiczności Ron Fricke, który zestawiał ze sobą ujęcia z różnych kontynentów i szukał wizualnych rymów, by wskazywać na uniwersalne prawdy. O ile jednak w "Barace" i niedawnej "Samsarze" ich znalezienie wymagało od widza choćby śladowego intelektualnego wysiłku, u Kossakovskyego rymowanki otrzymujemy podane na tacy. Bo reżysera "Niech żyją Antypody!" bardziej interesuje wizualna efektowność niż prawda, którą mówić mają jego obrazy.

No bo o czym w końcu mówi rosyjski twórca? Ano o tym, że świat, choć pozornie różnorodny, w istocie wszędzie jest taki sam. Wszędzie śmierć wygląda tak samo, wszędzie powoli domykają się cykle życia, a pod pozorami pustki pulsuje życie. Kossakovsky pokazuje, że iluzją jest powszechne ludzkie przekonanie, że "życie jest gdzie indziej". Szkoda jedynie, że oznajmiając tę prawdę, stroszy piórka reżyserskiego wieszcza, zamiast zaufać własnym obrazom i inteligencji widzów. 
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones