Recenzja filmu

My! (2018)
René Eller
Aimé Claeys
Tijmen Govaerts

Banalne zło młodości

Film ma ciekawą formę narracji. Nie ma w nim obiektywnego narratora, nigdy w pełni nie dowiadujemy się, co się naprawdę stało w życiu ośmiorga przyjaciół. Historia podzielona jest na cztery
"My!" zaczyna się jak wiele filmów o nastolatkach. Na holendersko-belgijskiej granicy czterech chłopaków i cztery dziewczyny w wieku około 16 lat wspólnie spędzają letnie miesiące, odkrywac swoją seksualność, zmysłowość, eksperymentując i bawiąc się – nie zawsze rozsądnie. Szybko okazuje się jednak, że historia, z jaką obcujemy, jest nieporównanie mroczniejsza – bliska w klimacie i tematyce takim filmom, jak "Bully" Larry’ego Clarka czy "Alpha Dog" Nicka Cassavetesa. Twórcy zderzają nas z szeregiem drastycznych scen i tematów: prostytucją nieletnich, przemocą seksualną – i nie tylko, demoralizacją, głęboko toksycznymi relacjami. 


Film ma ciekawą formę narracji. Nie ma w nim obiektywnego narratora, nigdy w pełni nie dowiadujemy się, co się naprawdę stało w życiu ośmiorga przyjaciół. Historia podzielona jest na cztery rozdziały, każdy opowiadany jest z punktu widzenia innego bohatera. Nikt nie wie wszystkiego i nikt nie mówi do końca prawdy. Wraz z każdą nową opowieścią poznajemy fakty, jakie w poprzednich zostały pominięte i przeinaczone.

We wszystkich narracjach widzimy nastolatków z raczej zamożnych domów, wolnych od większych finansowych trosk, podejmujących tragiczne w skutkach decyzje. Droga do zła dla każdego z bohaterów zaczyna się w innym punkcie. Narrator pierwszej części, Simon, wydaj się przede wszystkim znudzony i biernie poddający się wpływom otoczenia. Kolejna narratorka wplątuje się w matnię przez nieodwzajemnioną miłość. Jej przyjaciółka owładnięta jest pretensjonalnym pragnieniem, by nie być taka jak wszyscy, by odróżnić się od anonimowego tłumu, który co dzień jadzie autostradą do nudnej pracy na etat. Ostatni z nastolatków, przedstawiający swoją wersję wydarzeń, stłamszony jest przez toksyczną relację z ojcem, który nie musi nawet nic mówić, by stawiać wymagania, jakim nie da się sprostać. 

Wszystkie powody, dla których bohaterowie robią, co robią, znoszą się wzajemnie. Zostajemy na końcu z poczuciem nieprzejrzystości ich pragnień. Uderza banalność czynionego przez nich zła, które jakkolwiek głupie i banalne by było, niesie jednak ze sobą realne krzywdy. Taki właśnie – banalny i absurdalny, pozbawiony wymiaru realnej, metafizycznej transgresji – jest najbardziej dramatyczny moment filmu, który wstrząsa nami dopiero po minutach, gdy zaczynamy uświadamiać sobie, co się właściwie stało. 

   

W tle historii młodych bohaterów udało się pokazać ciekawy, subtelny, krytyczny obraz współczesnych Niderlandów – tych po holenderskiej i belgijskiej stronie granicy. Widzimy, jak w pozornie silnie egalitarnym społeczeństwie artykułują się różnice majątkowe i statusowe. Jak za fasadą bardzo etycznej, głęboko cywilizowanej formy życia zbiorowego kryje się przemoc, często seksualna; jak osoby uchodzące za filary społeczności wykorzystują swoją pozycję, by wycisnąć wszystko, czego pragną, ze słabszych.

Jednocześnie film jest nierówny. Niektóre fragmenty kręcą się w miejscu, uciekają w zbyt łatwy ton paniki moralnej – zwłaszcza w trzeciej części. Kilka scen zdecydowanie warto by w niej napisać na nowo. Trochę zawodzi też kluczowa, ostatnia część – choć wynagradza to głęboko nieoczywiste zakończenie, które daje nam dużo do myślenia nie tylko o tym, co zobaczyliśmy, ale także o tym, czy wiemy, co tak naprawdę wydarzyło się w życiu bohaterów.
1 10
Moja ocena:
7
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones