Recenzja filmu

Historia Liliany (1996)
Jerzy Domaradzki
Ruth Cracknell
Barry Otto

Broken Flower

Reżyser tej niezwykłej opowieści przyznawał w rozmowach z dziennikarzami, że nie czuje się artystą uduchowionym - a jednak udało mu się stworzyć dzieło głębokie i nasycone wrażliwością, które
Na film "Historia Liliany" natrafić bardzo trudno, nie obsypano go deszczem nagród, nie stał się kultowy, nie zachęcał do obejrzenia gąszczem plakatów. Jest trochę jak główna bohaterka - pełen paradoksów, które czynią go wyjątkowym. Reżyser tej niezwykłej opowieści przyznawał w rozmowach z dziennikarzami, że nie czuje się artystą uduchowionym - a jednak udało mu się stworzyć dzieło głębokie i nasycone wrażliwością, które można by postawić śmiało obok filmów Jane Campion.

Nie dziwi, że Domaradzki, od lat żyjący i tworzący w Australii, zabrał się za realizację opowieści o zagubionej w świecie Lilian. Osobiste doświadczenie pomogło mu ją zrozumieć. "Pracując w Australii, czuję się emigrantem, ze wszystkimi wpisanymi w tę opcję ograniczeniami" - powiedział w jednym z wywiadów.  - "Wywodzę się z innej mentalności kulturowej, mam odmienne przyzwyczajenia". To zagubienie i wyobcowanie cechuje również główną bohaterkę, która w zasadzie nigdzie nie czuje się "u siebie". W domu uważana jest za dziwaczkę, wariatkę, tę szurniętą krewną, której się pomaga, ale tylko na tyle, ile trzeba, najlepiej z daleka, żeby nie skaziła przestrzeni psychiatrycznym trądem. Ostoję Lilian odnajduje w świecie Szekspira - tam jest wszystko to, za czym od zawsze tęskni. Dobro jest dobrem, zło złem, a prawda zawsze wychodzi na jaw - nawet jeśli jest bolesna.

Oderwanie od rzeczywistości sprawia, że wokół Lilian tworzy się krąg takich samych jak ona wyrzutków. Wędrując razem z kobietą po ulicach Sydney poznajemy alkoholików, prostytutki, pacjentów szpitala psychiatrycznego, imigrantów i całą masę innych odrzuconych przez społeczeństwo ludzi. Poznajemy też historię Lilian i dowiadujemy się, co ją ukształtowało. Film rozgrywa się na dwóch płaszczyznach - współczesnej, gdzie Lilian próbuje się odnaleźć po wyjściu ze szpitala, i przeszłej, kiedy dopiero co dojrzała Lilian poznaje świat i samą siebie.

Do roli starszej Lilian reżyser nieprzypadkowo wybrał Ruth Cracknell - aktorkę, która przez lata specjalizowała się w rolach szekspirowskich. To nadało naturalności Lilian recytującej fragmenty "Hamleta" czy "Makbeta" tak, jakby opowiadała, jak spędziła dzień. Młodą Lilian gra jeszcze nieznana mocno poza Australią Toni Collette. Nie jest to Toni, którą znamy obecnie - zdaje się być bardziej prawdziwa, delikatna, emanująca wrażliwością i nie przepuszczona przez maszynkę Hollywood. Pięknie patrzy się na nią z tamtych lat i choćby dla niej samej warto zobaczyć film. Nad całą produkcją unosi się także swoista polska dusza - nie tylko reżyser, ale również kompozytor muzyki i autor zdjęć to Polacy. Nie zabrakło małego, lecz sympatycznego polskiego wątku w samej fabule filmu.

"Historia Liliany" to nie jest produkcja, którą śledzi się z wypiekami na twarzy. Nie ma tam galopującej akcji, pikantnych scen miłosnych czy nawiązań do polityki. To film dla wrażliwców, którzy wychwycą zagubienie i zaplątanie Lilian w świecie, którzy będą się wzruszać tam, gdzie większość ludzi wzrusza ramionami i dostrzegą piękno tam, gdzie na co dzień nikt go nie zauważa. Polecam go mocno, bo naprawdę zasługuje na większe uznanie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones