Recenzja filmu

Licencja na miłość (2007)
Ken Kwapis
Robin Williams
Mandy Moore

Dla narzeczonych

Nie wiem, dlaczego Robin Williams zgodził się zagrać w tej produkcji. Nie jest zaszufladkowanym aktorem, który postanowił się wyłamać. Jest przecież jednym z tych aktorów, którzy mają na swoim
Nie wiem, dlaczego Robin Williams zgodził się zagrać w tej produkcji. Nie jest zaszufladkowanym aktorem, który postanowił się wyłamać. Jest przecież jednym z tych aktorów, którzy mają na swoim koncie przeróżne role. Zarówno komediowe (również w komediach romantycznych), jak i w dramatach. Potrafi wcielić się w każdą postać, nadając jej jednak zawsze specyficzny wyraz. Moim zdaniem, jest jednym z najlepszych i najbardziej utalentowanych w Hollywood. Dlatego dziwię się, że mimo iż ostatnimi czasy skupił się przede wszystkim na komediach, wybrał typowe amerykańskie romansidło. Być może spodobało mu się, wcale nie takie znów błahe przesłanie, jakie niesie ze sobą scenariusz. W końcu małżeństwo to poważna sprawa. A rola ojca Franka, który postanawia wprowadzić w życie młodych narzeczonych nauki przedmałżeńskie, jawi się całkiem ciekawie i może prowadzić do naprawdę śmiesznych momentów. Przede wszystkim właśnie za sprawą Williamsa śmiejemy się podczas seansu. Już pierwsze spotkanie z nim zwiastowało coś niepokojącego dla pary głównych bohaterów: zasada nr 1: napisać własną przysięgę małżeńską; zasada nr 2: zero seksu do nocy poślubnej. Na szczęście, to „tylko” trzy tygodnie... Pastor, jako przyjaciel rodziny z pomocą młodego, ale nazbyt inteligentnego chłopca-chórzysty sprawią, że będą to niezapomniane trzy tygodnie. Reszta obsady również nie wypada najgorzej. Mandy Moore, której rola w komedii romantycznej nie jest bynajmniej nowością; John Krasinski, mniej znanego aktora, którego mogliśmy oglądać między innymi w „Dreamgirls”. No i wspomniany już istotny element humoru w filmie - młodziutki Josh Flitter jako wierny sługa wielebnego Franka. Szkoda tylko, że poza ciekawym motywem pastora, który podkłada podsłuchy i każe opiekować się lalkami, scenariusz nie oferuje nic nowego czy ciekawego. Film jest bowiem schematyczny - na początku wszytko jest jak najlepiej, ale im bliżej ślubu tym gorzej, aż w końcu pojawiają się wątpliwości. Para musi przejść przez prawdziwe piekło, jakie zgotował im ojciec Frank. Jednak koniec końców zrozumieją, że popełniali błędy w okresie narzeczeństwa, choć kiedy ich poznajemy wydają się parą idealną. Szybko jednak (między innymi za sprawą spotkań prorodzinnych prowadzonych przez samego duchownego - według mnie chyba najlepsza scena w całym filmie) spojrzą na siebie z perspektywy „starego małżeństwa”, co pozwoli zbudować ich związek na nowo - jeszcze silniejszy niż do tej pory. Nauki stosowane przez pastora, jak łatwo się domyślić, spełnią swą rolę. Jak widać powyżej, poza Williamsem i związanymi z nim gagami, nie ma co liczyć na wiele. Ot, kolejna amerykańska komedia romantyczna, jakich mnóstwo. Można, ale nie trzeba.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones