Recenzja filmu

Podejrzani zakochani (2013)
Sławomir Kryński
Bartłomiej Kasprzykowski
Sonia Bohosiewicz

Do zakochania jeden skok

Komedia Sławomira Kryńskiego szybko zamienia się w bezwładną sztafetę, w której bohaterowie kursują między hotelowymi pokojami. Ktoś zostaje porwany, ktoś inny gubi się albo dostaje po głowie
Zanim zacznę twórcom "Podejrzanych zakochanych" robić wyrzuty, chciałbym im podziękować. Za to, że nie małpowali Hollywoodu. Zamiast tego próbowali nakręcić nad Wisłą elegancką i zgrabną komedię pomyłek w rodzaju tych, jakie we Francji robił chociażby Francis Veber ("Kolacja dla palantów", "Klatka szaleńców"), a w Wielkiej Brytanii Frank Oz ("Zgon na pogrzebie"). A także za to, że w ich filmie dowcip słowny nie polega na rzucaniu mięsem co drugie zdanie ku uciesze przyodzianej na sportowo publiczności.

Niestety, jeśli chodzi o całą resztę, "Podejrzani..." nie mogą liczyć na wyrok uniewinniający. Szwankuje zwłaszcza scenariusz, który w przypadku tego gatunku powinien być najmocniejszym ogniwem. Zwroty akcji i wysilone gagi nie splatają się ze sobą w mocarny fabularny klincz, a większość pomysłów jest wydumana. Trudno uwierzyć w historię odnoszącego sukcesy producenta telewizyjnego (Bartek Kasprzykowski) oraz srogiej gwiazdy palestry (Sonia Bohosiewicz), którzy uwodzą się nawzajem na czacie, ale na tête-à-tête w realu wolą wysłać podstawionych, piękniejszych od nich figurantów. Czy internet zrobił niedoszłym kochankom wodę z mózgu, skoro nie rozumieją, że po wykręceniu takiego numeru nie mają co liczyć na prawdziwy romans? Równie dyskusyjny jest wątek jednego z pozorantów (Rafał Królikowski), który okazuje się bliźniaczo podobny do pułkownika strzegącego w hotelu biżuterii po rosyjskich monarchach. Zupełnie przypadkowo okazuje się, iż druga figurantka (Weronika Książkiewicz) jest w zmowie z owym wojskowym, co dla figuranta numer jeden i reszty bohaterów wróży same kłopoty. Podobne cudowne zbiegi okoliczności zdarzają się w filmie co dziesięć minut. Ja rozumiem, że oglądamy bajkę. Ale wypadałoby jednak zachować przynajmniej odrobinę prawdopodobieństwa, nieprawdaż?

Komedia Sławomira Kryńskiego szybko zamienia się w bezwładną sztafetę, w której bohaterowie kursują między hotelowymi pokojami. Ktoś zostaje porwany, ktoś inny gubi się albo dostaje po głowie ciężkim narzędziem. Nudne to wszystko i pozbawione wdzięku, pomimo udziału dobrych, budzących sympatię odtwórców głównych ról. Żal zwłaszcza fantastycznego Rafała Rutkowskiego, który jakoś nie może trafić w kinie na rolę godną swojej vis comica. Od marnowania potencjału aktorów bardziej denerwuje mnie tylko obłuda twórców. Najpierw nabijają się z product placement w telewizyjnych tasiemcach, by za chwilę rozpocząć na ekranie rewię sponsorskich marek: portalu randkowego, taniego wina, wódki, a wreszcie hotelu, w którym rozgrywa się akcja filmu. Panie i panowie, albo robimy komedię, albo biznes. Faryzejstwo nikogo nie śmieszy.
1 10
Moja ocena:
3
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones