Recenzja filmu

Pan Wilk i spółka 2 (2025)
Joanna Węgrzynowska-Cybińska

Lepiej być może

Druga część "Pana Wilka i spółki" robi to, co każdy dobry sequel robić powinien. Wiodące postacie postawione są w zupełnie nieznanej sytuacji, a okoliczności zmuszają paczkę przyjaciół do uczenia
Lepiej być może
Przestało ciągnąć wilki do lasu. Roczny pobyt za kratami nie był tak naprawdę potrzebny, a warunkowe zwolnienie za dobre sprawowanie nie jest dowodem na to, że w hierarchii wartości przestępczej bandy Pana Wilka doszło do radykalnej zmiany. Czym innym jest jednak fakt, że Rekin, Tarantula, Pirania, Wąż i lider nie robili w życiu nic poza kradzieżami, włamaniami, napadami i ucieczkami przed policją. Pewne umiejętności posiadają, ale niezręcznie wpisać je w CV. Pan Wilk aplikuje do piekarni, kwiaciarni, samochodowego warsztatu czy – okradzionego przez niego trzykrotnie – banku. Wszędzie słyszy standardowe "dziękujemy, odezwiemy się". Bezwzględny rynek pracy, stos niezapłaconych rachunków, komnata ze złota zamieniona w biedną ruderę, a samochód Jamesa Bonda – w rozpadający się gruchot. Wcześniej królowie szarej strefy, teraz szaraczki w prawdziwym życiu. Dobra zmiana na dobrych?

Druga część "Pana Wilka i spółki" robi to, co każdy dobry sequel robić powinien. Wiodące postacie postawione są w zupełnie nieznanej sytuacji, a okoliczności zmuszają paczkę przyjaciół do uczenia się nowych rzeczy oraz akceptowania niezbyt komfortowej aktualnej sytuacji. Pierwsza połowa animacji Pierre'a Perifela i JP Sansa do zaoferowania ma na pewno najwięcej. Odbijanie się od kolejnych miejsc pracy to tylko jedna z doskwierających bohaterom okoliczności. Zdziwienie może wywołać widok przyspawanych do sofy przed telewizorem Rekina, Piranii i Tarantuly. Zawsze dotąd byli w ruchu, od pomysłów pękała im głowa, poziom adrenaliny zmieniał się tylko na wyższy. Twórcy jednak skutecznie wywołują wrażenie stagnacji, bezradności i dołującego poczucia bezcelowości. Uczciwość cieszy, ale również bardzo się nie opłaca.

Na szczęście każdy medal ma dwie strony. Kiedy nie wypada być już ściganym, to przecież można ścigać. W Los Angeles pojawia się nowy, przebiegły złoczyńca, którego lokalna policja nie potrafi złapać. Misja uratowania miasta będzie dla bohaterów szansą na podreperowanie reputacji. Mimo ogromu wizualnych atrakcji bolączką pierwszej części był aż nadto przewidywalny scenariusz. Wyraziste postacie, krzykliwe charaktery, ale pod względem motywacji napisane skrótowo i powierzchownie. Ten niespecjalnie ciężki psychologiczny bagaż zostaje właściwie wykorzystany i rozbudowany w kontynuacji. Nostalgia za okresem kryminalnej prosperity zderza się z rozczarowującą egzystencją "na czysto" i wypatrywaniem okazji, by w końcu udowodnić swoją wartość. Ten graniczny moment najmocniej przeżywa oczywiście Wilk, lider grupy, doskonale wiedzący, że odpowiedzialny jest nie tylko za siebie. Jeśli mu się uda, pociągnie za sobą resztę towarzyszy. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

"Pan Wilk i spółka 2" to – podobnie jak poprzednik – wysokooktanowe kino sensacyjne. Trwające po kilkanaście minut sekwencje akcji naginają wszystkie zasady fizyki – na zdarzenia nieprawdopodobne natkniemy się tu częściej niż na te wiarygodne i spodziewane. Łut szczęścia to norma, a każde niemożliwe zadanie, przy odrobinie wysiłku i ryzyka, jest zwyczajnie wykonalne. Z tą konwencją wzorowo koresponduje oprawa graficzna. Podobnie jak poprzednik "Pan Wilk i spółka 2" ma przebojową stronę estetyczną. Pastelowe kolory nadają stworzonemu światu łagodność i głębię. Komputerowa animacja w kilku momentach zmienia się w rysowaną kreskę, a cały film – w kartkę wyrwaną z komiksu. Gwałtowny montaż nie rozprasza, ale czytelnie spina symultanicznie przeprowadzane przez włamywaczy operacje. Dzielony na pięć części ekran jest nie tylko efekciarską ornamentyką, ale autentycznie buduje napięcie. Synchronizacja, finezja, fart i brawura to składniki udanego skoku.

Jeśli w "Panu Wilku i spółce" doskwierał Wam eksces i przesada, to druga część dostarcza ich jeszcze więcej. Podobnie jak w każdej szpiegowskiej serii poziom trudności rośnie w postępie geometrycznym. Ale o to przecież chodzi: mimo wszystko lubimy, kiedy paczka zwierzęcych przyjaciół wpada w kolejne tarapaty. Konieczność wyprowadzenia z nich naszych bohaterów będzie znakomitym pretekstem do zamknięcia trylogii. 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?