Recenzja gry

Doom³ (2004)
John Carmack
Tim Willits

Doomówka na Marsie

"Doom3"  miał po prostu pecha, że pojawił się na rynku równo z nieśmiertelną kontynuacją jednej z przełomowych gier - "Half Life 2". Zderzenie z takim gigantem wśród gier FPS nie mogło wyglądać
"Doom3"  miał po prostu pecha, że pojawił się na rynku równo z nieśmiertelną kontynuacją jednej z przełomowych gier - "Half Life 2". Zderzenie z takim gigantem wśród gier FPS nie mogło wyglądać inaczej, a szkoda, bo potencjał był, i to duży, tylko że to twórcy "HL2" wykorzystali go lepiej. Wszakże marka "Doom" również do słabych nie należy. Ale po kolei.



W grze wcielimy się w dziarskiego marine, który został wysłany na Marsa, aby "zrobić porządek" w kompleksie badawczym firmy UAC. Po przylocie okazuje się, że będziemy po prostu chłopcem od brudnej roboty. Wysyłają nas w miejsce, z którego nikt nie wraca, a co za tym idzie, do którego nikt nie chce iść. Okazuje się, że od wielu dni dochodzi tam do dziwnych wypadków, w szybach wentylacyjnych słychać dziwne odgłosy, nikt nie wie, co wyrabia się w kompleksie Delta, a Szatan ma wyraźną chrapkę na tamtejszy personel.

Świetne jest samo wprowadzenie, kiedy zwiedzamy stację i podziwiamy to, co zrobiła firma UAC na czerwonej planecie. Na szczególne brawa zasługują filmy promujące firmę UAC oraz filmy instruktażowe dla personelu placówki. Szkoda tylko, że wprowadzenie nie trwało dłużej albo przynajmniej nie wprowadziło paru elementów RPG jak np. questy od napotkanych NPC (ale w tym momencie chyba już przesadzam). Twórcy, nie wiedzieć czemu, szybko opamiętali się i postanowili wrzucić naszego bohatera w sam środek akcji (chyba nie muszę przypominać, jaki INCYDENT przypomina sekwencja pojawienia się potworów).

I tak rozpoczyna się siermiężna łupanina, która potrwa już do końca gry. Byłoby nawet fajnie, gdyby gra nie miała tego jednostajnego tempa: zabij potwora, otwórz śluzę, oczyść pomieszczenie, idź do windy i jedź do następnej części kompleksu, a całość w akompaniamencie ryków wyskakujących bestii i w świetle paskudnej latarki, która nie stanowi dodatkowego gadżetu, a odrębną broń. Cała akcja sprowadza się do powtarzania tych samych czynności, które nie są w żaden sposób urozmaicane. No dobra, gdzieś tam pojawia się kolejka torowa (o ironio), która nagle eksploduje, ale nie zmienia to biegu akcji. Po prostu, wyskakujemy z niej i zaczynamy od nowa: zabij potwora, otwórz śluzę... W "HL2" podobało mi się to, że było tam mnóstwo przerywników, w których akcja przybierała niespodziewany obrót (nalot head-crabów) lub też rozgrywka była urozmaicona np. poruszaniem się pojazdami (jazda ślizgaczem wodnym). Jedyną akcję, którą zapamiętam z "Dooma" jest znalezienie omyłkowo wysłanych pił łańcuchowych (mrugnięcie okiem dla fanów serii).



Przez to jednostajne tempo, cierpi również klimat. Horror, który miał być głównym składnikiem gry, ulatnia się niczym załoga marines ze stacji kosmicznej. Wrzaski, potwory wyskakujące znikąd, korytarze z przesadzoną ilością krwi - to wszystko już było i jest tak bardzo wyeksponowane, że staje się nudnym i nieciekawym dodatkiem. Już nie wspomnę o nietrafionym, moim zdaniem, motywie okultystycznym, który musi być wplatany chyba we wszystkie możliwe rzeczy, począwszy od filmów, skończywszy na piosenkach zabarwionych krwią dziewic.

PDA, które jest jednym z najfajniejszych gadżetów w naszym wyposażeniu i które miało mieć wielki wpływ na budowanie klimatu i rozgrywkę, z czasem zamienia się jedynie w niepotrzebny bajer. Na późniejszych etapach gry już wiadomo, co znajdziemy w zdobycznych palmtopach: albo email z wytycznymi, co do zmiany numeru szafki z czymś tam lub dramatyczne nagranie o zniknięciu kogoś tam lub odkryciu czegoś tam. Pod koniec gry otwierałem je tylko po to, aby znaleźć kod do szafki z amunicją i apteczkami.

Mimo to gra miewała przebłyski. Pamiętam akcję, gdy wypadłem na stołówkę całą unurzaną we krwi, z powywracanymi stołami i rozbitymi automatami. I stałem w tym całym bajzlu, nerwowo zerkając na prawo i lewo i słuchałem nagrania z TV o tym, ile to firma UAC zrobiła dla świata. I wtedy poczułem się autentycznie samotny, zagubiony w kosmosie, na obcej planecie, w stacji badawczej, po której gonią psychole z piłami łańcuchowymi, a dzieci ze skrzydłami ważek chcą mnie zabić.



"Doom3" okazał się dość rzetelnie wykonaną robotą, zwłaszcza jeżeli chodzi o futuryzm i graficzne fajerwerki (laboratorium z okazami potworów to cud, miód i orzeszki). Jest do czego postrzelać, jest na co popatrzeć (szczególnie interesujące są twory piekielne  ingerujące w strukturę poziomów), tylko nie ma w tym głębszego sensu i w sumie nie wiemy, dlaczego nawalamy do wszystkiego, co pojawia się na ekranie. Chyba jednak warto było poczekać jeszcze rok i zagrać w jednego z najlepszych "strasznych" FPSów - "F.E.A.R.". Ale to materiał na inną recenzję.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zastanawialiście się kiedyś, co jest najtrudniejszego w procesie tworzenia gry? Zaprojektować grafikę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones