Recenzja filmu

Tej nocy będziesz mój (2011)
David Mackenzie
Luke Treadaway
Natalia Tena

Handcuffed Love

Tony błota, piwo w plastikowych kubkach, rozwiązane sznurowadła, rzędy toi-toi i duużo muzyki - podstawowe elementy składające się na festiwalową rzeczywistość. Jej specyfikę i magię trudno
Tony błota, piwo w plastikowych kubkach, rozwiązane sznurowadła, rzędy toi-toi i duużo muzyki - podstawowe elementy składające się na festiwalową rzeczywistość. Jej specyfikę i magię trudno raczej oddać na ekranie bez większego uszczerbku, bo to trzeba po prostu poczuć na własnej skórze. A jednak owa sztuka udała się brytyjskiemu twórcy, Davidowi MacKenzie, autorowi pamiętnego "Młodego Adama".

"Tej nocy będziesz mój" to osadzona w scenerii szkockiej imprezy masowej T in the Park komedia romantyczna. Jej akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu godzin, a bohaterami jest dwoje muzyków z konkurujących ze sobą grup. Morello (Natalia Tena) gra na klawiszach w żeńskiej formacji o nazwie Dirty Pinks, Adam (Luke Treadaway) to frontman elektronicznego The Make. Podczas drobnej sprzeczki zostają skuci ze sobą za pomocą kajdanek przez czarnoskórego kaznodzieję, który natychmiast potem znika i zostawia ich w tej kłopotliwej sytuacji...

Pomysł prosty, lekko naciągany, ale nośny i wygrany tu w bardzo zręczny sposób. Skazana na siebie parka z początku oczywiście głównie na siebie warczy i robi sobie nawzajem na złość, ale nie od dziś wiadomo, że "kto się czubi, ten się lubi". W przeciwieństwie jednak do większości przypadków, w których bohaterom komedii romantycznych życzy się jak najgorzej, bo swym poziomem umysłowym przypominają opóźnionych w rozwoju wychowanków szkółki przyklasztornej, tutaj nasza sympatia z miejsca jest po ich stronie. Tym bardziej, że towarzyszące im na festiwalu "drugie połówki" to właśnie ten znienawidzony sort bezmózgich białych kołnierzyków, którzy z reguły są głównym targetem dla tego gatunku.

Perypetiom kochanków w kajdanach towarzyszy duża porcja energetycznej muzyki. Już otwierający opowieść utwór tytułowy w wydaniu akustycznym błyskawicznie wpada w ucho, później również nie zabraknie chwytliwych songów z rejonów nurtu określanego współcześnie indie (choć wciąż nie do końca pojmuję co to też może oznaczać). Jednym z najbardziej pamiętnych momentów filmu jest występ zadziornych dziewcząt z Dirty Pinks, który nagle przeradza się w radosną improwizację z wplecionymi znienacka wątkami z "Tainted Love" duetu Soft Cell. To właśnie beztroski rozgardiasz obrazu MacKenziego decyduje o sile całości, dzięki niemu jesteśmy w stanie poczuć klimat letniego festiwalowego szaleństwa. Cały seans " You instead" upływa w luźnej, niezobowiązującej atmosferze, jest jak procenty stopniowo napływające do krwiobiegu, po to, by wywołać stan błogości i przyjemnej euforii.

Chociaż nie przepadam za tego typu romantycznymi opowiastkami, muszę przyznać, że w tym szczególnym przypadku padłem ofiarą czaru. Nie ma tu specjalnie miejsca na salwy śmiechu, ale gwarantuję wam, że w trakcie oglądania uśmiech nie będzie znikał z waszych twarzy. I błyskawicznie zatęsknicie za tego typu wakacyjnymi wypadami z muzyką w tle.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
David Mackenzie po raz drugi gości w tym roku w polskich kinach. Ale trudno byłoby to poznać po tytułach,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones