Kieszonkowy Włóczygrzybek

Wśród poziomów zawartych w "Super Mario 3D World" ukryto bonusowe etapy, w których wcielaliśmy się w rolę Toada, małego muchomorka towarzyszącego do tej pory księżniczce Peach. Pomysł ten na tyle
"Captain Toad: Treasure Tracker" - recenzja
W 2013 r. Nintendo zaryzykowało i zdecydowało się na mały eksperyment z formą. Wśród poziomów zawartych w "Super Mario 3D World" ukryto bonusowe etapy, w których wcielaliśmy się w rolę Toada, małego muchomorka towarzyszącego do tej pory księżniczce Peach. Pomysł ten na tyle spodobał się graczom, że bardzo szybko te bonusowe plansze zamieniły się w pełnoprawną grę – "Captain Toad: Treasure Tracker". To, co pozornie sprawiało wrażenie niepotrzebnego spin-offu "Super Mario 3D World", okazało się niesamowitym i wciągającym sposobem na rozruszanie szarych komórek.



Toad i jego nieodłączna towarzyszka Toadette wracają w odświeżonej wersji i są gotowi na podbój 3DSa i Switcha. Niezłomny grzybkowy duet przemierza kolejne krainy, by zdobyć jak najwięcej skarbów oraz okryć się blichtrem i sławą. Wszystko idzie dobrze do pewnego momentu. Już są w ogródku, już witają się z Power Starem, aż znienacka pojawia się Wingo. Nie dość, że niecny ptak-rok kradnie migoczącą gwiazdkę, to jeszcze zabiera ze sobą Toadette. Ta zniewaga nie mogła pozostać bez odpowiedzi Włóczygrzybka, który bez wahania odpala czołówkę, pakuje plecak i rusza ku przygodzie. 



Zanim podniosą się krzyki, że to kolejny "odgrzewany kotlet", warto wziąć pod rozwagę fakt, że część poziomów znanych z oryginału została zastąpiona planszami obecnymi w "Super Mario Odyssey" (np. z New Donk City). Z portu wyrzucono Super Bell Hill, Conkdor Canyon, Shadow-Play Alley oraz Clear Pipe Cruise. Ponadto, popularność Wii U w Polsce na pewno nie była tak wielka jak obecne zamiłowanie do Switcha, więc pozwolę sobie na stwierdzenie, że dla większości fanów Nintendo portowane przygody Toada będą nowym, niepowtarzalnym doświadczeniem. 



Do dyspozycji gracza pozostaje ponad 70 poziomów, które odblokowywane są sukcesywnie, wraz ze zdobywaniem kolejnych diamentów. Kwintesencją każdego etapu jest dotarcie do wieńczącej go złotej gwiazdki. A etapy w "Treasure Tracker" to czysta uczta dla zmysłów. Poczynając od konstrukcji poziomów, poprzez przyjemną muzykę, na soczystych, miękkich kolorach światów kończąc. Na Toada czekają nie tylko sześcienne dioramy. Awanturnicza natura Grzybka zaprowadzi go chociażby pod ziemię, gdzie zmuszony będzie odbyć szaleńczy rajd kolejką. Nie ma jednak czasu na odpoczynek, gdyż tuż za rogiem czeka unikanie niebezpiecznych sówek na dachu pędzącego pociągu. Jakby tego było mało, w pewnym momencie Toad trafia do wielkiego pinballa, a sam staje się żywą kulą rozbijającą bank w maszynie. Na deser pozostaje walka z Draggadonem, ślamazarnym smokiem broniącym milionów monet. 



Żaden z poziomów nie daje graczowi prostego i łatwego rozwiązania. Pozbawieni możliwości skakania i nieobdarzeni jakąkolwiek podpowiedzią zostajemy rzuceni w wir przygody. Owszem, można przebić się przez planszę, ignorując całą dodatkową zawartość, jednak gra szybko wypunktuje brak kryształków niezbędnych do odblokowania kolejnych poziomów A wtedy nie pozostaje nic innego, jak cofnąć się do dotychczas zwiedzonych dioram i postarać się zebrać pominięte kryształki. Powiedzmy sobie szczerze, cała radość i zabawa polega właśnie na tym, żeby odnaleźć klucz (zarówno fizyczny, jak i sekwencyjny), który pozwoli na wymaksowanie przemierzanego etapu. Makiety opatrzone są w skróty oraz tajemne przejścia, zaopatrzone w monetki, złote grzybki oraz dodatkowe życia. Na pierwszy rzut oka pomyśleć można, że nic na nas nie czeka. Jednak umiejętne obrócenie planszy ujawnia pełne spektrum możliwości. Dotykowy ekran Switcha pozwala nie tylko na swobodne żonglowanie perspektywą, ale i przesuwanie ruchomych elementów, takich jak bloki skalne, dźwignie czy też kładki. Niektóre plansze odsłaniają po ukończeniu zawartość bonusową, służącą przede wszystkim powiększeniu zasobności portfela, nabiciu dodatkowych żyć lub odkryciu pikselowego Toada.



W walce z przeciwnikami na pomoc przyjdą wydobywane z ziemi rzodkiewki, czołówka dematerializująca duszki Boo oraz, dostępny w niektórych miejscach, kilof. Nie zawsze wprowadzenie pogromu wśród Goombasów będzie tym, czego oczekuje od nas gra. Zostaniemy pozostawieni przede wszystkim własnemu sprytowi, szybkości i umiejętności logicznego myślenia. Udogodnieniem jest z pewnością tryb kooperacji, w którym jeden z graczy wciela się w Toada, natomiast drugi asystuje w pokonywaniu poziomów, chociażby rzucając w przeciwników rzodkiewkami, obracając planszą lub uruchamiając podnośniki. Wielu osobom właśnie takiej radosnej kooperacji brakowało w wersji na Wii U.



Port "Captain Toad: Treasure Tracker" jest propozycją przede wszystkim dla tych graczy, który nie mieli do czynienia z wersją na Wii U. Gra sprawdza się idealnie do krótkich sesji w przenośnym trybie Switcha. Przy dłuższych posiedzeniach może jednak pojawiać się znużenie, a nieraz i frustracja, gdy po raz kolejny giniemy skąpani w truciźnie albo uraczeni Bull's-Eye Billem wlatującym od tyłu prosto w plecak. Mimo tego jest to pozycja solidna, acz krótka (na około 7-9 godzin). To jedna z najprzyjemniejszych gier logicznych, w jakie dane było mi grać w ostatnich kilku latach. Pozostaje mieć nadzieję na przyzwoitą sprzedaż i jak najszybszy sequel.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones