Moby Dick nie żyje

Podobnie jak z "Zatoki delfinów", z "Eko-pirata..." dowiemy się paru faktów o wyjątkowej inteligencji naszych morskich braci, więc sceny, na których są oni mordowani, tym mocniej poruszą nasze
Choć tytuł filmu nie brzmi zbyt porywająco, to nie jest on kroniką życia jakiegoś ekologa, a raczej emocjonującą historią bohatera rodem z powieści awanturniczej. Dokument Trish Dolman nie tylko przypomina kilka dekad światowego ruchu na rzecz ochrony środowiska, również przybliża postać jego super i zarazem antybohatera. A przede wszystkim – przedstawia przejmującą relację z wielorybo- i fokobójstwa.

Bo tak pewnie według Watsona należałoby nazwać masakrę zwierząt dokonywaną przez ludzi. Ten siwy pan z o łagodnym wyglądzie jest jednym z najbardziej radykalnych działaczy ekologicznych, a jego metody, wykraczające poza granice prawa, wzbudzają kontrowersje nawet wśród samych aktywistów. – Protesty są bez sensu. Mam krzyczeć: "Nie mordujcie wielorybów"? To jedynie wyraz bezsilności. Ja wolę działać – wyznaje Watson. Więc przemierza wraz z członkami swojej organizacji, Sea Shepherd, morza na całym świecie, aby ścigać statki wielorybnicze i uniemożliwiać im krwawe łowy. Jeśli jest taka potrzeba – nie unikając przy tym nawet konfrontacji z przeciwnikiem.

Stąd wynikł też konflikt Watsona z Greenpeacem, którego był jednym z założycieli. Pozostali członkowie rady nadzorczej organizacji w pewnym momencie sprzeciwili się metodom eko-pirata, pozostając przy pacyfistycznej ideologii, z której ich ruch wziął początek. Film obszernie przywołuje wypowiedzi przyjaciół bohatera z jeszcze hipisowskich czasów, dzięki czemu nie zyskujemy jednostronnego obrazu herosa walczącego przeciwko złym tego świata, lecz poznajemy również jego mniej godne podziwu strony charakteru, takie jak chęć popularności i egocentryzm. Przy okazji, mamy szansę prześledzić, jak w ogóle rozwijał się Greenpeace i zdać sobie sprawę z tego, jak wiele w naszej świadomości ekologicznej przez kilkadziesiąt ostatnich lat się zmieniło. Duże wrażenie wywołują migawki z lat 60. i 70., kiedy to grupa młodych ludzi rozpoczęła ekologiczne protesty. Chyba jeszcze większe – powojenne kroniki filmowe, w których połowy wielorybów są pokazywane jak strategiczny sukces, a towarzyszy im podniosła, patriotyczna muzyka. To pozwala spojrzeć na dyskusyjne działanie Watsona z szerszej perspektywy: gdyby nie tacy ludzie jak on, może nadal społeczność międzynarodowa nie widziałaby niczego złego w masowym zabijaniu morskich zwierząt?

Podobnie jak z "Zatoki delfinów", z "Eko-pirata..." dowiemy się paru faktów o wyjątkowej inteligencji naszych morskich braci, więc sceny, na których są oni mordowani, tym mocniej poruszą nasze emocje. Cała historia nie wydaje się na siłę udramatyzowana, ale w miarę obiektywnie przybliża nam kolejne epizody walki Watsona przeciw nielegalnym połowom. I trzyma w napięciu jak dobry thriller. Bo w końcu toczy się tu walka nie tylko o kilka zagrożonych gatunków, ale cały ekosystem i nasze przeżycie. Co eko-pirat Watson dobitnie nam uświadamia.    
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones