Na podwójnym gazie

Może i ostatnimi czasy za nostalgię płacimy więcej niż za kilogram drogocennej pietruszki, lecz jeśli wszystkie remaki mają być tak dopieszczone, jak "Crash Team Racing Nitro-Fueled", to można na
"Crash Team Racing Nitro-Fueled" - recenzja
Może i ostatnimi czasy za nostalgię płacimy więcej niż za kilogram drogocennej pietruszki, lecz jeśli wszystkie remaki mają być tak dopieszczone, jak "Crash Team Racing Nitro-Fueled", to można na całe lato zrezygnować z warzywek i żywić się wyłącznie grami. Nie zwykłem już na początku recenzji zdradzać jej swoistego finału, lecz w tym przypadku jest to usprawiedliwione. Bo zazwyczaj newsy o odrestaurowaniu dinozaura z epoki pada łupanego spotykają się z przewróceniem oczami i mamrotaniu o skoku na kasę. A dostaliśmy nie podmalowanego rzęcha z drugiej ręki czy wyklepanego po wypadku grata, tylko auto zadbane jakby dopiero zeszło z taśmy.



Zadziwiające, jak działa zakodowana pamięć mięśniowa. Bo choć ostatni raz w oryginalne "Crash Team Racing" grałem przecież co najmniej kilkanaście lat temu, po kwadransie z grą śmigałem po torach, jakbym pada odłożył zaledwie wczoraj. Z dobrymi grami najwyraźniej jest jak z jazdą na rowerze. Dość jednak powrotu do przeszłości, bo istotniejsze z perspektywy recenzenckiej wydaje się pytanie, czy rzeczona pozycja może zainteresować kogoś, kto nie miał szansy przed dwoma dekadami porozbijać się z Crashem i spółką po kolorowych (i wybuchowych) torach, nad którymi pocił się silnik poczciwego PlayStation. Cóż, odpowiedź wydaje się dość oczywista, bo to przecież nic innego jak usprawniona wersja tej pierwotnej, która spotkała się swojego czasu z entuzjastycznym przyjęciem. Zakładając optymistycznie, że żaden gracz nie jest odporny na czystą radochę płynącą z oferowaną przezeń rywalizację, można bezpiecznie założyć, iż "Crash Team Racing Nitro-Fueled" również zostanie powitane z szeroko otwartymi ramionami. Nie zmieniło się tutaj bowiem praktycznie nic poza aplikacją cyfrowego makijażu i dorzuceniem paru atrakcji.



Omawiana gra jest swoistą komplikacją hiciora z 1999 roku oraz dwóch nieco późniejszych produkcji ("Crash Nitro Kart" i "Crash Tag Team Racing"), z których odsączono część bogatej zawartości. Dlatego dysponujemy tutaj przeszło trzydziestoma trasami, mnóstwem postaci do wyboru, opcjami innymi niż wyścigowe (czyli bitewnymi) i tak dalej, przy praktycznie niezmienionej mechanice rozgrywki. Starzy wyjadacze spragnieni autentycznej wyprawy do lat dziecinnych mogą wybrać tryb klasyczny i mieć wszystko tak, jak kiedyś, ale ciekawiej jednak wygląda ten napędzany nitro. Zmiany niby wydają się kosmetyczne, bo możemy wtedy, po prostu, wybrać sobie poziom trudności, jeździć na przemian dowolnymi kierowcami, pomieszać przy lakierze czy machnąć nalepkę na bolid oraz, oczywiście, pograć przez net. Ale, mimo że "Crash Team Racing Nitro-Fueled" to niewątpliwie gra skrojona pod intensywny multiplayer, zarówno ten kanapowy, jak i sieciowy, oddano graczowi do dyspozycji tryb przygodowy. I, co ciekawe, naszym celem nie jest zdobycie pucharu per se, lecz zapobieżenie wyasfaltowania całej Ziemi przez przybysza z kosmosu, entuzjastę automobilizmu. Przejeżdżamy wtedy (dosłownie, bo zanim rozpoczniemy wyścig, możemy pośmigać sobie między teleportami, co daje namiastkę swobody i stwarza fajną iluzję otwartego świata) przez kolejne krainy, wygrywamy wyścigi, mierzymy się z bossami (wyjątkowo upierdliwe zadanie) i po paru godzinach dajemy łupnia wrogowi. Pestka, nie?



Ano niezupełnie, bo "Crash Team Racing Nitro-Fueled" to na poziomach wyższych niż łatwy nie taka bułka z masłem i nie wystarczy spokojna jazda z dociśniętym gazem. Nie ma szans na zwycięstwo bez opanowania określonych technik. Wyuczenie się ich to jedno, a doprowadzenie do perfekcji drugie. Czyli należy, na przykład, odpowiednio wymierzyć moment, kiedy podskoczyć, bo dobrze wykonana ewolucja skutkuje bonusowym dopalaczem. Ale to ślizgi wydają się najważniejsze, bo dzięki nim możemy osiągnąć aż potrójne doładowanie, tyle że wejście w zakręt nie jest takie proste, o czym się przekonacie. Kluczowe jest też inteligentne korzystanie ze skrzyneczek z power-upami, defensywnymi i ofensywnymi, oraz podkręcanie ich mocy dzięki zbieranym owocom. A wymieniam to wszystko dlatego, żeby uzmysłowić niewtajemniczonym, że jest co robić i błędem będzie potraktowanie "Crash Team Racing Nitro-Fueled" jako intuicyjnej wyścigówki; umiejętności trzeba szlifować. Owszem, nie jest to może fizyka kwantowa, ale jednak.



Chyba jednym minusem gry, jaki przychodzi mi do głowy, jest trudność zdetronizowania lidera wyścigu. Gdy już się wyjdzie na prowadzenie i nieco odsadzi peleton, trzeba popełnić naprawdę głupi błąd, aby spaść z najwyższego miejsca na podium. I odwrotnie: strasznie ciężko takiego delikwenta sprowadzić do parteru. Co nie zmienia jednego: mamy remake lepszy od oryginału.
1 10
Moja ocena:
8
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones