Recenzja filmu

Pułapka (2005)
David Slade
Patrick Wilson
Elliot Page

Play time is over

Oglądając ten film, można się poczuć jak w teatrze dwóch aktorów. Cała akcja skupiona jest bowiem na dwóch osobach, które przez 103 minuty ukazują widzowi coraz to inne uczucia - od fascynacji,
Oglądając ten film, można się poczuć jak w teatrze dwóch aktorów. Cała akcja skupiona jest bowiem na dwóch osobach, które przez 103 minuty ukazują widzowi coraz to inne uczucia - od fascynacji, poprzez strach, aż po obłęd i chęć zemsty. Można by pomyśleć, że takie widowisko musi być nudne, albo co najwyżej przeciętne. A jednak "Hard Candy" należy do najgłębszych filmów, jakie dane mi było oglądać; do tych, które mają to "drugie dno", którego trzeba się dopatrzyć i które trzeba zrozumieć. Nie jest to film, jaki ogląda się dla czystej rozrywki, ale obraz aktualny w naszych czasach i dający do myślenia. Oto mamy do czynienia z internetową znajomością - facet koło trzydziestki imieniem Geoff (Patrick Wilson), bogaty fotograf żyjący samotnie umawia się w kawiarni z czternastolatką Hayley (Ellen Page). Najdziwniejsze jest to, że to właśnie mężczyzna zdaje się być bardziej skrępowany tym spotkaniem. Hayley zachowuje się na 'luzie', chętnie rozmawia z nieznajomym, a nawet daje się przekonać do przejażdżki do jego domu. Scenariusz, jakiego można się było spodziewać. Jednak po tym wszystkim okazuje się, że rolę się odwracają i to Geoff staje się ofiarą tego spotkania. Tym, co ujmuje widza już od pierwszych scen, są ujęcia - detalicznie dopracowane, z komiksowymi zbliżeniami na twarze i gra kolorem. Wydaje się, jakby każda barwa miała znaczenie, a każde pomieszczenie było dokładnie dobrane do danej sceny - aby ukazać dramatyzm, bezradność, strach. Dom Geoffa jest oddalony od miasta, nie może on liczyć na niczyją pomoc, jest uziemiony. Jego dramat rozgrywa się tylko w nim i on sam musi sobie z tym poradzić. Kolory i ujęcia oddają emocje, pozwalają widzowi lepiej uczestniczyć w wydarzeniach, "wczuć się". Żaden krok nie jest bez znaczenia. Ponadto gra aktorska, za którą trzeba pochwalić młodą Ellen Page, która wprawdzie podczas kręcenia filmu była trochę starsza od swojej bohaterki, ale zagrała wręcz mistrzowsko. Jej postać jest dojrzałym dzieckiem, czującym swoją krzywdę i domagającym się zemsty. To właściwie jej gra - postawy, gesty, charakterystyczny sposób wymawiania słów - tworzą napięcie w filmie i zaskakują: bo nikt po niej nie spodziewałby się czynów, jakimi się para. Druga postać tego dramatu jest nie mniej poruszająca - Wilson zagrał wszystkie uczucia targające niezależnym, dorosłym mężczyzną, który jest obezwładniony przez nastolatkę. Również on wykorzystał mimikę i minimalne gesty, by ukazać swoją niemoc i przerażenie. Co wyszło mu, trzeba przyznać, fenomenalnie. Należy zwrócić uwagę na fakt, że element zaskoczenia umieszczony jest w filmie już po kilkunastu minutach jego trwania, co wywołuje zainteresowanie już od pierwszych scen. I chociaż z owym elementem zaskoczenia mamy do czynienia na początku, nie znaczy to, że jesteśmy go pozbawieni i na końcu. Opowieść jest spójna i zamknięta, a 'wodzenie widza za nos' jest celowym zabiegiem reżysera. Problem pedofilii został ukazany przez pryzmat skrzywdzonego dziecka. Czy Hayley mści się za jakąś konkretną ofiarę Geoffa? Dlaczego jest aż tak zdeterminowana, aby zadać mu cierpienie? I tu właśnie ukryte jest tzw. drugie dno filmu: Hayley może powinna być odebrana bardziej jako uosobienie wyrzutów sumienia Geoffa, jego bólu wewnętrznego, myśli, które krępują go, torturują i nie dają normalnie żyć. Dziewczyna tłumaczy to na końcu, chce, aby każdy zrozumiał, że jej celem nie jest czysta zemsta, ale ukazanie pedofilowi ogromu jego winy i skazanie go na katusze sumienia. To jego uczucia, wbrew pozorom, odgrywają tu największą rolę i zmieniają go w ludzki wrak, który w końcu rozumie zło swoich czynów i zauważa, że nie jest w stanie go naprawić. Jego męka jest torturą jego duszy, którą zadaje nie co innego jak właśnie uświadomienie. Uosobieniem tego uświadomienia jest Hayley. Ona sama nazywa siebie 'wszystkimi, które skrzywdził', a więc mówi w imieniu jego ofiar. Fizyczne ciernienie tego mężczyzny jest jedynie obrazem tego, co przeżywa wewnątrz, jego męki, od której nie ma ucieczki. To właśnie taki odbiór tego obrazu czyni go głębokim i wartym przemyśleń. Wszystkim, którzy uważają film za nudny, polecam skupienie się na niedosłownym przesłaniu fabuły. Jest to o tyle ciekawe, że każdy może je odebrać na swój własny sposób - bo choć akcja jest jedna, to interpretacji może być wiele. Przydługie tortury nie mają na celu zanudzenia widza, ale właśnie zmuszenia go do skupienia się na głębszym odbiorze całego problemu. Nie bez powodu jest to film z gatunku thriller psychologiczny - takie produkcje uważane są  za 'ciężkie', ale czasem ten 'ciężar' jest czymś, dla czego właśnie warto je oglądać.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Internet - dla wielu ten wynalazek to niemal religia. Nie zmienia to jednak faktu, iż „sieć” to... czytaj więcej
Tego lata pewien film pokazał mi, gdzie jest moje miejsce w filmowej społeczności. Czy chodzicie... czytaj więcej
Internet w życiu każdego z nas odgrywa coraz większą rolę. Trudno dziś sobie wyobrazić kogoś, kto chce... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones