Recenzja filmu

Munyurangabo (2007)
Lee Isaac Chung

Powrócić do życia

Film, który zainteresuje przede wszystkim tych, których ciekawi Afryka, obyczaje i losy jej mieszkańców. Poznajemy kawałek Ruandy, która wygląda zaskakująco normalnie i zupełnie nie kojarzy się z
Oglądając "Munyurangabo" można dojść do niezwykle okrutnego wniosku, że dla wszystkich zainteresowanych stron jest lepiej, kiedy ludobójstwo jest kompletne, kiedy nie zostaje nikt, kto mógłby je pamiętać. Ci, którzy zginęli, cierpieli i umarli. Ci, którzy przeżyli, cierpią dalej. Na szczęście zakończenie daje nadzieję na przyszłość, lecz prawdziwy pokój jest kwestią dziesięcioleci, nie zaś kilku lat. Akcja "Munyurangabo" rozgrywa się współcześnie, kiedy to historia bratobójczych walk Tutsi i Hutu jest już tylko wspomnieniem. Dla niektórych jest to wspomnienie wciąż żywe, definiujące całe ich zachowanie. Tak jest z głównym bohaterem, tytułowym Munyurangabo. Jego życie definiuje masakra, w której zginął ojciec, choć jego twarzy już nie pamięta. Zdeterminowany pragnie pomścić ojca, zabijając mężczyznę odpowiedzialnego za jego śmierć. W podróży towarzyszy mu chłopak spotkany w Kigali, z którym szybko się zaprzyjaźnił. Choć pochodzi z wrogiego plemienia, Sangwa staje się najbliższym towarzyszem i powiernikiem jego sekretów. Jednak ich przyjaźń zostanie już wkrótce wystawiona na ciężką próbę, kiedy podróżujący chłopcy zatrzymają się u rodziców Sangwy. Ojciec szybko daje poznać, że nie jest zbyt zadowolony z towarzysza syna. Pomiędzy chłopakami narasta konflikt, kiedy to rodzinna (i rasowa) lojalność walczyć musi o lepsze z przyjaźnią. "Munyurangabo" to film przeznaczony przede wszystkim dla tych, którzy interesują się Afryką, obyczajami i losami jej mieszkańców. Poznajemy tu bowiem kawałek Ruandy, która wygląda zaskakująco normalnie i zupełnie nie kojarzy się z egzotycznym, dalekim krajem. Oglądamy codzienność zwyczajnych ludzi, możemy poczuć nienawiść i uprzedzenia, które wciąż dzielą Tutsi i Hutu. Widzimy kraj niszczony przez biedę i straszliwe choroby. Obraz nie ma jednak potencjału, by mógł trafić do szerszego odbiorcy. Fabuła jest dość szczątkowa i pełni ledwie drugorzędne znaczenie. Trudno jest też do końca uwierzyć w bohaterów ze względu na stosowany język (a może poslkie tłumaczenie). Dialogi brzmią sztucznie, dziwacznie, bardziej egzotycznie niż cokolwiek innego w tym filmie. Tworzy to dystans, który niestety szkodzi "Munyurangabo". Z tych wszystkich powodów ruandyjsko-amerykańską produkcję polecam jedynie pasjonatom kultury i historii Czarnego Lądu.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones