Ekologiczne przesłanie, sympatyczni bohaterowie i piękne krajobrazy – czego chcieć więcej? Zarówno milusińscy, jak i ich rodzice powinni wyjść z seansu zadowoleni.
Żółw Sammy powinien stać się wkrótce idolem wszystkich monogamistów. Poczciwy gad poświęca kilkadziesiąt lat na poszukiwania samicy, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia. Wszystko po to, by móc jej zrobić dużo małych żółwików i spędzić z nią resztę życia.
Wybranka Sammy'ego ma na imię Karola. Bohater poznał ją tuż po swoim urodzeniu – porwany przez ptaka zdołał wydostać się z jego dzioba, a przy okazji uratować przyszłą partnerkę. Zły los sprawił jednak, że Sammy i Karola nie podróżowali dalej razem. Żółw nie poddawał się. Płynął przez kolejne oceany, poznawał nowych przyjaciół i stawiał czoła niebezpieczeństwom. W głębi serca czuł bowiem, że ta jedyna musi być niedaleko.
Film o przygodach Sammy'ego to propozycja skierowana do najmłodszej publiczności. Próżno szukać tu wymyślnego humoru, cytatów z klasyki kina lub podnoszących ciśnienie sekwencji akcji. Fabuła dryfuje niczym tratwa, uderzając od czasu do czasu o nowe postaci, które Sammy spotyka na swojej drodze. Są to zarówno morskie stworzenia (inne żółwie, rekiny, kałamarnice), jak i ludzie. Nasz gatunek nie wypada najkorzystniej w filmie – twórcy przypominają o olbrzymich zniszczeniach przyrody, jakich dokonała na przestrzeni ostatnich dekad ręka homo sapiens. W jednej ze scen widzimy na przykład uszkodzony tankowiec, z którego wycieka ropa. Skutki katastrofy są przerażające. Podwodny świat, który jeszcze przed chwilą przypominał magiczne królestwo, zamienia się w szarobury cmentarz. To tak, jakby krainę Małej Syrenki odwiedził Megatron z resztą złych Transformerów i przerobił wszystko dookoła na paprykarz szczeciński. Horror!
Na szczęście, twórcy "Żółwika" nie popadają zbyt często w apokaliptyczne tony, pozwalając nacieszyć się oczom widza. Trzeba przyznać, że osoby odpowiedzialne za animację zasłużyły na złoty trójząb Neptuna. Szczegółowość i precyzja, z jakimi odtworzono tajemnice oceanu, potrafią zachwycić. Zwłaszcza, że 3D w filmie jest naprawdę dopracowane. Nic dziwnego, za reżyserię odpowiada Ben Stassen, twórca takich obrazów, jak "Wyprawa na Księżyc" czy "Dzikie safari". Belg praktycznie od początku kręci wyłącznie w trzech wymiarach, w związku z czym zdołał tę technologię opanować do perfekcji.
Ekologiczne przesłanie, sympatyczni bohaterowie i piękne krajobrazy – czego chcieć więcej? Zarówno milusińscy, jak i ich rodzice powinni wyjść z seansu zadowoleni. W końcu byle jaki film nie mógłby otrzymać nominacji do nagrody Europejskiej Akademii Filmowej.
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu