Recenzja filmu

Dalida. Skazana na miłość (2016)
Lisa Azuelos
Sveva Alviti
Riccardo Scamarcio

W sidłach miłości

Do garnituru "biopiców" dołączyła ostatnio "Dalida", która jest ze wszech miar porządnie zrealizowaną produkcją. Być może tytuł sam w sobie nie wybija się niczym szczególnym na tle innych
Osobiście mam ogromną słabość do obrazów biograficznych opowiadających o barwnym życiu muzyków. W większości przypadków artyści mają wiele oblicz, które odzwierciedlają różne zakamarki ich duszy. Przed publicznością śpiewacy potrafią być istnymi zwierzętami scenicznymi, poza światłem reflektorów zaś szukają ucieczki od presji otoczenia w używkach oraz licznych romansach. Takie filmy jak kultowe "The Doors", "Ray" czy znacznie  bardziej stonowana "Selena" ogląda się świetnie dzięki wciągającej historii i muzycznej otoczce, która ubarwia seans znanymi utworami. Do garnituru "biopiców" dołączyła ostatnio "Dalida", która jest ze wszech miar porządnie zrealizowaną produkcją. Być może tytuł sam w sobie nie wybija się niczym szczególnym na tle innych biograficznych obrazów, mimo to przeboje pięknej piosenkarki rozbrzmiewające podczas kolejnych wzlotów i upadków artystki pozostają w głowie widza na długo po opuszczeniu sali kinowej.




Iolanda Cristina Gigliotti, znana później jako Dalida (Sveva Alviti), nie miała łatwego dzieciństwa. Niezbyt wówczas urodziwa dziewczynka prześladowana była przez koleżanki, które uwielbiały pastwić się nad biedną "okularnicą". Któż jednak mógłby przypuszczać, iż brzydkie kaczątko wkrótce wyrośnie na przepięknego łabędzia o słowiczym głosie? Dzięki uporowi i ambicji, kobieta poznaje po jednym z występów wpływowego Luciena Morisse'a (Jean-Paul Rouve). Impresario obiecuje uczynić z artystki gwiazdę... i dotrzymuje danego jej słowa. Niestety, dotarcie na szczyty list przebojów jest łatwiejsze, niż utrzymanie się na topie. Dalida odnosi sukcesy w życiu zawodowym, jednak prywatnie doświadcza problematycznych związków i przelotnych romansów. Śliczna piosenkarka jest skazana na miłość, która nie zna granic...




"Dalida" to pełnokrwisty dramat, którego główną osią fabularną są liczne relacje artystki. Wraz z muzycznymi hitami wypuszczanymi przez gwiazdę, piętrzyły się również i problemy miłosne, z którymi musiała radzić sobie Iolanda. Porównywana do Kleopatry piękność nie mogła odgonić się od adoratorów, aczkolwiek każdy kolejny amant był coraz większym oryginałem. Menedżer-rozwodnik, młodziutki student czy niespełniony wokalista to tylko przykłady mężczyzn, którzy skradli serce Dalidzie. Prawdopodobnie największą tragedią artystki była niezwykła wrażliwość, która sprawiała, że Iolanda obdarowywała swych wybranków miłością do grobowej deski. Jak bowiem udanie naświetla całą sytuację film, piosenkarka kochała każdego z partnerów na swój sposób i dla każdego z nich miała zarezerwowaną cząstkę swego uczucia. Ale, jak pokazuje życie, przepełnione pożądaniem, goryczą i smutkiem serce musi kiedyś pęknąć...




Skrojony na ponad dwie godziny obraz z pewnością zyskałby w oczach niektórych widzów, gdyby skondensowano fabułę do krótszego czasu trwania. Reżyserzy filmów biograficznych mają wyraźną tendencję do wydłużania swych dzieł, by ukazać jak najwięcej aspektów z życia gwiazd. Sztuka oczarowania kinomana przez cały seans udaje się w tym gatunku tylko nielicznym reżyserom i, niestety, Pani Lisa Azuelos raczej się do nich nie zalicza. Nie oznacza to, że "Dalida" nie jest wciągającym filmem, wręcz przeciwnie. Tym niemniej w pewnych momentach narracja aż się prosi o szybsze poprowadzenie, zamiast tego widz otrzymuje jednak parę niepotrzebnych zapychaczy. Co ciekawe, wspomniany odbiór produkcji może być zwyczajnie kwestią różnic płciowych, że się tak wyrażę. Koleżanka, z którą miałem przyjemność obejrzeć "Dalidę", bez ogródek stwierdziła, że "facetom film będzie się dłużył". Najwyraźniej kobietom łatwiej przychodzi identyfikowanie się z bohaterką, stąd i większa immersja w wydarzenia.




Na pewno "Dalida" oferuje ciekawą podróż do przeszłości, zabierając widza w szaloną wyprawę głównie po latach 50. 60. i 70. ubiegłego wieku. Siła obrazów biograficznych tkwi częściowo również i w stylowym oddaniu epok(i), twórcy recenzowanego tytułu zaś skrzętnie skorzystali z potencjału oferowanego przez scenariusz. Jak na dłoni widać po bohaterach zmiany kulturowe, które przejawiają się w cudacznych strojach typowych dla danej dekady i odpowiednich fryzurach. Coraz śmielsze kreacje, odważniejsze teksty piosenek, w końcu nastanie ery disco z Dalidą śpiewającą komercyjne "Monday, Tuesday", pozwalają odbiorcy dostrzec jak szybko zmieniają się światowe trendy i jak bardzo są one ulotne.




Jakby nie było, największym atutem "Dalidy" jest oprawa muzyczna. Świetne kompozycje zostały idealnie wybrane z bogatego repertuaru artystki. Mniej i bardziej znane przeboje także odzwierciedlają panujące w danym czasie nurty muzyczne, dopełniając piękną scenografię i pieczołowicie przygotowane stroje. Niejeden widz będzie podśpiewywał sobie takie hity jak "Paroles, paroles" czy "Bésame mucho" jeszcze parę dni po seansie, mając w pamięci jak bardzo ukazują one skryte pragnienia Dalidy.




Rola Iolandy jest niezwykłą szansą dla początkującej aktorki Svevy Alviti na zabłyśnięcie w filmowym biznesie. Urocza modelka miała do tej pory na koncie zaledwie parę występów, główna kreacja w "Dalidzie" to z kolei skok na głęboką wodę. Mimo niewielkiego stażu, Pani Alviti udanie portretuje sprzeczne emocje targające piosenkarką i jest przy tym niezwykle naturalna. W dodatku olśniewająca uroda Svevy Alviti przyćmiewa chyba nawet samą Dalidę, co stanowi dla aktorki nie lada wyróżnienie.




"Dalida" jest solidnie zrealizowaną produkcją, która skończyłaby zapewne jako pozbawiony iskry bożej obraz, gdyby nie wspomniana wcześniej rewelacyjna muzyka. Dzięki seansowi z filmem, znane i rozpoznawalne piosenki otrzymały własne, dramatyczne tło naświetlające konflikty wewnętrzne diwy. Artystka chciała być otoczona opieką i jednocześnie pozostać niezależną, kochać całym sercem, ale zachować też dystans. Przekleństwem Dalidy było pragnienie miłości doskonałej, która w realnym świecie rzadko kiedy ma rację bytu. I to piętno właśnie wyczuwalne jest choćby w popowym utworze "Monday, Tuesday", którego tonacja w pewnym momencie przybiera smutny wydźwięk. Chwała Pani Azuelos za podjęcie próby wyjaśnienia, skąd w piosenkach Iolandy tyle smutku i goryczy. Nawet, jeśli efekt końcowy winduje głównie nieśmiertelna warstwa muzyczna.

Ogółem: 7+/10

W telegraficznym skrócie: "Dalida" to dzieło do bólu hołdujące wszelkim prawidłom gatunku filmów biograficznych; długi czas trwania produkcji daje się chwilami we znaki; świetnie oddane epoki, od konserwatywnych lat 50. do szalonych czasów disco; główna rola kobieca godna pochwały, w dodatku Pani Alviti jest zjawiskowo piękna; klimat filmu w dużej mierze buduje muzyka z największymi przebojami Dalidy; idealny tytuł na randkę z partnerką.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Była piękna i utalentowana. Mając 21 lat została Miss Egiptu. Dwa lata później kochała ją cała Francja.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones