Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Szaleństwo ogarnia wszystkich

„Co to za walka w samym sercu natury?” - tymi słowami rozpoczyna się film, który, moim skromnym zdaniem, jest jednym z najlepszych filmów wojennych wszech czasów. Obraz Terrence’a Malicka (człowiek odpowiedzialny za „Badlands”) jest filmem, który powinien zobaczyć każdy, bez względu na płeć. Moja recenzja spróbuje Was do tego zachęcić.


Film opowiada historię kompanii C, która bierze udział w walkach o Guadalcanal, wyspę zajętą przez Japończyków. Nie będę się rozpisywał na temat realiów historycznych, wspomnę tylko, iż była to pierwsza wyspa zdobyta przez armię Stanów Zjednoczonych podczas Drugiej Wojny Światowej. Zaraz po tragedii w Pearl Harbour.


Scenariusz, napisany przez reżysera, oparty jest na książce Jamesa Jonesa, pod tym samym tytułem, autora między innymi bestsellerowej powieści „Stąd do wieczności”. Terrence Malick, mimo zaproszenia do współpracy sławy, nie zapomniał o jeszcze mało znanych aktorach. Dzięki temu w filmie wystąpili między innymi Sean Penn, James Caviezel, Adrien Brody, John Travolta, Elias Koteas czy Nick Nolte.




Film był kręcony w Australii oraz na Wyspach Salomona, zaś autorem zdjęć jest ceniony operator John Toll, dzięki czemu film nabiera zmysłowości, piękna i specyficznego klimatu. Natomiast za muzykę odpowiedzialny jest Hans Zimmer, który został poproszony przez reżysera o napisanie ścieżki dźwiękowej na dwa lata przed rozpoczęciem prac nad filmem. Muzyka pięknie współgra ze zdjęciami, dzięki czemu film nabiera ciężkiego klimatu. Wielu kinomanów przeszyje dreszcz, gdy usłyszą utwór podczas ataku na wzgórze. Wojenne zmagania bohaterów spotęgowane zostały przez połączenie orkiestry z dźwiękami elektronicznymi.


Mimo dobrych recenzji i pozytywnych opinii oraz nominacji aż w siedmiu kategoriach (a tym za najlepszy film, najlepszą reżyserię i muzykę), film nie otrzymał żadnego Oscara. Obraz doceniono głównie w Europie, nagrodzony został Złotym Niedźwiedziem na berlińskim festiwalu w 1999 roku.


Film porusza wiele filozoficznych kwestii (Malick studiował filozofię), w przeciwieństwie do patetycznego „Szeregowca Ryana”. Twórcy pokazują, że na wojnie tytułowa cienka czerwona linia zaciera się i każdy człowiek zostaje opętany przez szaleństwo. Co do wad (chyba nie jestem obiektywny), film takich nie posiada.


Słowem podsumowania - jest to chyba jedyny film, poza „Listami z Iwo Jimy”, który pokazuje, że wróg jest też człowiekiem, tak samo cierpi i się boi. „Cienka czerwona linia” wielkim filmem jest i tyle.


Moja ocena:
10
Czy kina nic nie ogranicza? Hmmm….. Moim skromnym zdaniem jedyną rzeczą którą ogranicza kino, jako sztukę, jest wyobraźnia twórcy.
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje