Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Coś głębszego

Zawsze słyszałam wiele dobrego na temat filmu "ArmageddonJednak już po chwili seansu jałowe starania Bruce'a Willisa i Bena Afflecka o uratowanie Ziemi przed zagładą zaczęły mnie męczyć. Prawdę mówiąc, liczyłam na coś choć odrobinę głębszego, podczas gdy wrażliwość twórców "Armageddonu" z pewnością zmieściłaby się na łyżeczce od herbaty. Zaczęłam więc szukać czegoś lepszego i tym sposobem natknęłam się na film Mimi Leder.

Różnicę można wyczuć praktycznie od razu – dzieło Leder utrzymane jest w stonowanym nastroju, a pani reżyser położyła nacisk na reakcje ludzi postawionych w obliczu zagłady, na złożoność ich psychiki i zachowań. Nie ma tu kiczowatych efektów specjalnych, zalatujących tandetnym filmem science fiction kategorii Ź. Jest za to solidna realizacja i, przede wszystkim, porządny scenariusz autorstwa Bruce’a Joela Rubina i Michaela Tolkina (pierwszy ma na koncie Oscara, drugi zaś nagrodę BAFTA).

Nastolatek Leo Biederman (Elijah Wood) przypadkowo odkrywa nieznane wcześniej ciało niebieskie. Po pewnym czasie okazuje się ono kometą, i to nie byle odłamkiem kosmicznej skały – nasza kometa jest rozmiarów Nowego Jorku! Na trop tej sensacyjnej wiadomości wpada również młoda ambitna dziennikarka, Jennifer Lerner (nadzwyczaj zdolna Tèa Leoni). Wkrótce widz przekona się, jak ludzkość poradzi sobie ze strachem, paniką i świadomością, że koniec jest bliski…

W "Dniu zagłady" splata się ze sobą wiele historii, postaci i wątków. Jesteśmy świadkami rozwijającej się pomimo oblicza zagłady miłości Leo i Sarah (Leelee Sobieski), trudnych relacji pomiędzy Jenny i jej ojcem, a nawet utrapień samego prezydenta (niezły epizod Morgana Freemana). Do tego dochodzi jeszcze konflikt między tym, co stare i nowe, czyli misji mającej na celu uchronić ludzkość przed kometą, na którą wyrusza kilku młodych śmiałków i jeden, z pozoru zgorzkniały, emerytowany astronauta Spurgeon "Fish" Tanner (Robert Duval).



Brzmi za słodko? Bardzo możliwe, całe szczęście Mimi Leder odpowiednio poprowadziła swoich aktorów, kreując tym samym postaci głębokie, lecz alegoryczne zarazem. Dzięki temu widz czuje się naprawdę poruszony subtelnie prowadzoną akcją i nie wyłącza filmu przed napisami końcowymi.

Jeszcze raz zmuszona jestem pochwalić reżyserkę – pani Leder to naprawdę zdolna bestia, o czym świadczy między innymi fakt, że jako pierwsza w historii kobieta dostała się na studia filmowe w Amerykańskim Instytucie Filmowym. W moim, całkowicie subiektywnym, odczuciu stanowi ona swego rodzaju wzór dla wszystkich kobiet zainteresowanych kinem. Ona, Kathryn Bigelow czy choćby Jane Campion są jakby żywymi transparentami, głoszącymi: "Dalej, panie, film nie jest tylko dla mężczyzn!Ale nie róbmy z tej recenzji manifestu feministycznego i wracajmy do tematu.

"Dzień zagłady" zachowuje idealne proporcje między kameralnością przedstawionej historii a ogromną skalą projektu, która, rzecz jasna, musiała w nim zostać ujęta. Aż chciałoby się znaleźć jakieś minusy, ale prawdę mówiąc trudno mi je wyszukać. Być może jestem w tym momencie ignorantką, kierującą się głosem serca, a być może ten film jest po prostu dobry. Tym bardziej dziwi więc brak jakichkolwiek nominacji do ważniejszych nagród, choćby i za najlepszy scenariusz oryginalny. "Dzień zagłady" musi zadowolić się "jedynie" nominacjami do Saturnów i Złotej Szpuli.

Podsumowując: jeśli zastanawiałeś się kiedyś, co zrobisz w obliczu zagłady lub loterii, w wyniku której możesz zapewnić sobie przeżycie, jeśli interesują cię ludzkie postawy w obliczu zagrożenia, jeśli lubisz, kiedy charakter niekoniecznie jest czarny lub biały i, w końcu, jeśli lubisz oglądać filmy z plejadą gwiazd, zrealizowane zarazem na dobrym poziomie – "Dzień zagłady" jest dla Ciebie.


Moja ocena:
8
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje