Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Coś się kończy, coś zaczyna...

Gwiezdne Wojny George'a Lucasa i założonego przez niego studia Lucasfilm to kamień milowy w rozwoju kinematografii. Trylogia odznaczała się niespotykanym wcześniej klimatem i oryginalnością pomysłu – zostały ze sobą połączone konwencje baśniowe (magia jako moc) i zgoła odmienne – fantastycznonaukowe. Połączenie to przebojem wdarło się do umysłów milionów widzów, a następnie do popkultury. Potem Lucas stworzył trylogię prequelów, natomiast fani - imponujących rozmiarów wszechświat licencjonowany przez Lucasfilm. Następnie postanowił on, że nie nagra już żadnego kolejnego filmu związanego ze stworzonym uniwersum i sprzedał swoje studio Disneyowi. Ten postanowił zatrudnić w roli reżysera kontynuacji J.J. Abramsa i zerwać z całym Expanded Universe (nazwano go „legendami”). Co z tego wyszło?


Obejrzałem odsmażony kotlet, na którego sam widok ludziom przez dekady ciekła ślinka. Zdaje się, że historia poprzednich perypetii bohaterów zatoczyła koło, a otaczający ich świat przedstawiony zatrzymał się w rozwoju. Do stworzenia zupełnej kalki poprzednich części brakowało tylko, aby Kylo Ren (Adam Driver) okazał się Murzynem i wygłosił do Finna (John Boyega) kwestię "I'm your fatherJedynym powiewem świeżości są nowe twarze. Wprowadzeni w "Przebudzeniu Mocy" bohaterowie są barwni, każdy ma jasno nakreślony charakter. Zarówno odtwórczyni roli Rey (Daisy Ridley), jak i odtwórca Poe’a Damerona (Oscar Isaac) oraz wyżej wspomnianego Finna grają na przyzwoitym poziomie. Silna kobieta i dowcipny mężczyzna spotkali się z powszechną, w tym moją aprobatą. Finn i Poe tworzą świetny duet. Natomiast wielkie kontrowersje wśród fanów wzbudził nowy szwarccharakter – Kylo Renn – postać zgoła odmienna od swoich poprzedników. Chwiejny, niezdecydowany, a jego aparycja jest przez złośliwców porównywana do stereotypowego technika-informatyka. Mnie osobiście bohater ten zaintrygował. Jestembardzo ciekaw, co spotka go w przyszłości. Dzięki ekspresyjnej przemowie przypadł mi też do gustu generał Hux (Domhnall Gleeson).


Oprócz tych na niebie, w produkcji zobaczymy małą plejadę starszych gwiazd filmowych:Harrisona Forda,Carrie FisheriMarka Hamilla. Postaci przez nich grane musiały oddać pola nowemu pokoleniu. Dzięki atrakcyjnym kostiumom, szczególnie cieszy oko część kosmitów (Dlaczego film nie został nominowany do Oscara w tej kategorii?). Wielka szkoda, że, w przeciwieństwie do tych wyrenderowanych, nie dostali zbyt wiele czasu na ekranie. Najsłynniejszy duet droidów w galaktyce nie zawodzi i potęguje nostalgiczne działanie filmu.



Z wcześniejszych Gwiezdnych Wojen wywodzi się mnóstwo wpadających w ucho utworów, które moim zdaniem zdobyłyby popularność niezależnie od filmów, takich jakDuel of the Fates,Across the Stars, czyCantina Band. Natomiast w ścieżce dźwiękowejPrzebudzenia Mocynie uraczono widzów żadnym muzycznym rodzynkiem, co było dla mnie wielkim rozczarowaniem.

Tradycyjnie w Star Wars, kwestie polityczne zostały potraktowane po macoszemu. Nowej Republice poświęcono kuriozalnie mało czasu. Właściwie nie powiedziano prawie nic na jej temat. Przedstawienie sytuacji politycznej panującej w galaktyce twórcy mieli głęboko w poważaniu – szkoda. Wystarczyłoby chociaż jej nakreślenie. Postawiono za to na pełny kontrast pomiędzy bohaterami i poprawność polityczną. Feministyczna Rey, czarnoskóry Finn i ich przyjaciele są kreowani na szlachetnych obrońców demokracji, natomiast po drugiej stronie mamy rudzielca budzącego skojarzenia z pewnym austriackim malarzem i niecieszącego się specjalną estymą części fanów Sitha-kadeta. Artystyczne walory filmu na tym nie ucierpiały, lecz mnie osobiście dziecinny podział źli – dobrzy nie satysfakcjonuje.


Fanom nowy epizod nie może się nie podobać, gdyż zakochali się właśnie w takim rodzaju filmu: pełnych akcji i efektów specjalnych potyczek dwóch galaktycznych stronnictw. Choć niektórzy z nich mogą, tak jak ja, czuć delikatne znużenie uzasadnione wtórnością fabuły.

Zakończenie z suspensem zwiastuje, że nowa przygoda dopiero się zaczyna, więc użyczam twórcom kredytu zaufania. Oby spłacili go, serwując nam w nadchodzących epizodach coś oryginalnego. Stworzone podstawy są solidne - nowi bohaterowie ujawnili swój potencjał, a serca fanów zostały rozgrzane dzięki obecności starych. Nieco naiwnie wierzę, że po wylaniu fundamentów przez J.J. Abramsa w Przebudzeniu Mocy, kolejni reżyserowie zbudują na nich zaskakującą i powalającą budowlę. I proszę, niech to nie będzie kolejna Gwiazda Śmierci...

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje