Recenzja filmu

Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy (2015)
J.J. Abrams
Waldemar Modestowicz
Harrison Ford
Mark Hamill

Coś się kończy, coś zaczyna...

Zdaje się, że historia poprzednich perypetii bohaterów zatoczyła koło, a otaczający ich świat przedstawiony zatrzymał się w rozwoju. Do stworzenia zupełnej kalki poprzednich części brakowało
Gwiezdne Wojny George'a Lucasa i założonego przez niego studia Lucasfilm to kamień milowy w rozwoju kinematografii. Trylogia odznaczała się niespotykanym wcześniej klimatem i oryginalnością pomysłu – zostały ze sobą połączone konwencje baśniowe (magia jako moc) i zgoła odmienne – fantastycznonaukowe. Połączenie to przebojem wdarło się do umysłów milionów widzów, a następnie do popkultury. Potem Lucas stworzył trylogię prequelów, natomiast fani - imponujących rozmiarów wszechświat licencjonowany przez Lucasfilm. Następnie postanowił on, że nie nagra już żadnego kolejnego filmu związanego ze stworzonym uniwersum i sprzedał swoje studio Disneyowi. Ten postanowił zatrudnić w roli reżysera kontynuacji J.J. Abramsa i zerwać z całym Expanded Universe (nazwano go „legendami”). Co z tego wyszło?


Obejrzałem odsmażony kotlet, na którego sam widok ludziom przez dekady ciekła ślinka. Zdaje się, że historia poprzednich perypetii bohaterów zatoczyła koło, a otaczający ich świat przedstawiony zatrzymał się w rozwoju. Do stworzenia zupełnej kalki poprzednich części brakowało tylko, aby Kylo Ren (Adam Driver) okazał się Murzynem i wygłosił do Finna (John Boyega) kwestię "I'm your father". Jedynym powiewem świeżości są nowe twarze. Wprowadzeni w "Przebudzeniu Mocy" bohaterowie są barwni, każdy ma jasno nakreślony charakter. Zarówno odtwórczyni roli Rey (Daisy Ridley), jak i odtwórca Poe’a Damerona (Oscar Isaac) oraz wyżej wspomnianego Finna grają na przyzwoitym poziomie. Silna kobieta i dowcipny mężczyzna spotkali się z powszechną, w tym moją aprobatą. Finn i Poe tworzą świetny duet. Natomiast wielkie kontrowersje wśród fanów wzbudził nowy szwarccharakter – Kylo Renn – postać zgoła odmienna od swoich poprzedników. Chwiejny, niezdecydowany, a jego aparycja jest przez złośliwców porównywana do stereotypowego technika-informatyka. Mnie osobiście bohater ten zaintrygował. Jestembardzo ciekaw, co spotka go w przyszłości. Dzięki ekspresyjnej przemowie przypadł mi też do gustu generał Hux (Domhnall Gleeson).


Oprócz tych na niebie, w produkcji zobaczymy małą plejadę starszych gwiazd filmowych:Harrisona Forda,Carrie FisheriMarka Hamilla. Postaci przez nich grane musiały oddać pola nowemu pokoleniu. Dzięki atrakcyjnym kostiumom, szczególnie cieszy oko część kosmitów (Dlaczego film nie został nominowany do Oscara w tej kategorii?). Wielka szkoda, że, w przeciwieństwie do tych wyrenderowanych, nie dostali zbyt wiele czasu na ekranie. Najsłynniejszy duet droidów w galaktyce nie zawodzi i potęguje nostalgiczne działanie filmu.

Z wcześniejszych Gwiezdnych Wojen wywodzi się mnóstwo wpadających w ucho utworów, które moim zdaniem zdobyłyby popularność niezależnie od filmów, takich jakDuel of the Fates,Across the Stars, czyCantina Band. Natomiast w ścieżce dźwiękowejPrzebudzenia Mocynie uraczono widzów żadnym muzycznym rodzynkiem, co było dla mnie wielkim rozczarowaniem.

Tradycyjnie w Star Wars, kwestie polityczne zostały potraktowane po macoszemu. Nowej Republice poświęcono kuriozalnie mało czasu. Właściwie nie powiedziano prawie nic na jej temat. Przedstawienie sytuacji politycznej panującej w galaktyce twórcy mieli głęboko w poważaniu – szkoda. Wystarczyłoby chociaż jej nakreślenie. Postawiono za to na pełny kontrast pomiędzy bohaterami i poprawność polityczną. Feministyczna Rey, czarnoskóry Finn i ich przyjaciele są kreowani na szlachetnych obrońców demokracji, natomiast po drugiej stronie mamy rudzielca budzącego skojarzenia z pewnym austriackim malarzem i niecieszącego się specjalną estymą części fanów Sitha-kadeta. Artystyczne walory filmu na tym nie ucierpiały, lecz mnie osobiście dziecinny podział źli – dobrzy nie satysfakcjonuje.


Fanom nowy epizod nie może się nie podobać, gdyż zakochali się właśnie w takim rodzaju filmu: pełnych akcji i efektów specjalnych potyczek dwóch galaktycznych stronnictw. Choć niektórzy z nich mogą, tak jak ja, czuć delikatne znużenie uzasadnione wtórnością fabuły.

Zakończenie z suspensem zwiastuje, że nowa przygoda dopiero się zaczyna, więc użyczam twórcom kredytu zaufania. Oby spłacili go, serwując nam w nadchodzących epizodach coś oryginalnego. Stworzone podstawy są solidne - nowi bohaterowie ujawnili swój potencjał, a serca fanów zostały rozgrzane dzięki obecności starych. Nieco naiwnie wierzę, że po wylaniu fundamentów przez J.J. Abramsa w Przebudzeniu Mocy, kolejni reżyserowie zbudują na nich zaskakującą i powalającą budowlę. I proszę, niech to nie będzie kolejna Gwiazda Śmierci...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gwiezdne Wojny to fenomen kulturowy o niebagatelnym znaczeniu. Niektórzy chełpią się tym, że nigdy nie... czytaj więcej
Po dziesięciu latach od premiery "Zemsty Sithów" ponownie udajemy się do odległej galaktyki. Siódmy... czytaj więcej
Imperium zostało pokonane, Ewoki tańczyły razem z rebeliantami w rozbłyskach fajerwerków. W całej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones