Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Okołomitologiczna filmowa breja

Louis Leterrier nade wszystko ukochał sobie widowiskowe produkcje. Absolwent prestiżowej szkoły filmowej Tisch School of the Arts w Nowym Jorku współpracował między innymi z Jean-Pierre'em Jeunetem przy filmie "Obcy – Przebudzenie" oraz Luciem Bessonem na planie "Joanny D’ArcWkrótce zapragnął sam stanąć za kamerą i zrealizować pełnowartościowy film. Często jednak bywa tak, że ambicje przerastają rzeczywiste możliwości i pomimo szczerych chęci nie udaje się dopiąć swego. Bolesnym potwierdzeniem tej tezy jest zdecydowanie przereklamowany film twórcy drugiej odsłony "Transportera", remake filmu Desmonda Davisa z 1981 roku – "Starcie tytanów

O ile film Davisa, znany w Polsce pod tytułem "Zmierzch tytanów", można uznać za świadomy swej kiczowatości produkt uboczny hollywoodzkich superprodukcji lat osiemdziesiątych, o tyle naszpikowany efektami specjalnymi film Leterriera rozczarowuje na całej linii. Po pierwsze, scenariusz filmu uproszczono niemiłosiernie, przez co mityczna wyprawa Perseusza (Sam Worthington) zamienia się w zlepek bliżej niedookreślonych scen walk i pojedynków. Po drugie, zawodzi aktorstwo i charakteryzacja, a sam Ralph Fiennes nie jest w stanie nadrobić strat w poziomie gry aktorskiej swoich towarzyszy planu. Po trzecie – co najdziwniejsze w przypadku monumentalnego trójwymiarowego widowiska filmowego – zawodzi strona wizualna filmu. Całość sili się na pierwszorzędne kino spod znaku "Avatara", dumnie głosząc, że efekty trójwymiarowe przeniosą widza wprost do starożytnej Grecji, by mógł wraz z Perseuszem i jego kompanią odbyć zapierającą dech w piersiach wyprawę. Tak naprawdę ekipa Leterriera, realizując swoje dzieło, nie pomyślała na wstępie – "tak, zróbmy to w 3DNic z tych rzeczy. Specjaliści od efektów komputerowych i najnowszej technologii kreowania filmowego świata mieli niespełna osiem miesięcy na efektowne "podrasowanie" wątłego fabularnie, dwuwymiarowego projektu do projektu 3D. Wszystko odbywało się na zasadzie "kopiuj-wklej", co zresztą widoczne jest w finalnej wersji filmu.



Oparty luźno na greckiej mitologii obraz francuskiego reżysera rozpoczyna się niezwykle epicko – w szerokoekranowej skali widz ogląda bowiem scenę, w której monumentalny posąg Zeusa spada z klifu do morza. Rozgniewany takim stanem rzeczy władca Olimpu (w tej roli komiczny Liam Neeson) karze grupę buntowników równie efektownie, zsyłając na Ziemię swojego posępnego brata, władcę Podziemi, Hadesa. Ten z kolei powoduje śmierć niewinnego rybaka i jego rodziny, którzy akurat byli świadkami całego zajścia. W wyniku boskiego gniewu Perseusz, potomek Zeusa, traci przybranego ojca i staje do walki po stronie ludzi, by ostatecznie położyć kres boskiemu okrucieństwu. Argos, grecka metropolia, która odważyła się sprzeciwić bogom Olimpu, musi zapłacić krwią za swoją pychę. Zgodnie z boską wolą, królewska córka Andromeda będzie ofiarą na przebłaganie olimpijskich bogów. Perseusz i dzielni wojownicy mają niewiele czasu, by uratować Argos i księżniczkę przed Krakenem – straszliwą bestią z morskich głębin, uwolnioną przez Zeusa.

Niestety pomimo fajerwerków w pierwszej scenie, reżyserowi Louisowi Leterrierowi nie udało się utrzymać napięcia w dalszej części filmu. Nie sprawdziła się hitchcockowska formuła, zgodnie z którą w pierwszej scenie poziom emocji u widza ma się równać sile bomby atomowej, a później ma już tylko rosnąć. Fabuła "Starcia tytanów" ugina się pod naporem sekwencji pojedynków. Przesadne sceny walk z gigantycznymi skorpionami, nie do końca wyjaśniony wątek drewnianych dżinów (sic!) i inne tego typu "kwiatki", sprowadzają narrację filmu do pseudowidowiskowego bełkotu, przy którym kiczowaty film z 1981 roku wygląda jak porządny bryk z greckiej mitologii.

Wybierając się na długo oczekiwany film Leterriera miałem spore nadzieje na powtórkę z "300" Zacka Snydera. Nie nastawiałem się w żadnym wypadku na dzieło ambitne, miałem raczej nadzieję na wyśmienitą rozrywkę, zastrzyk patosu i trójwymiarowy odlot. Porównując "Starcie tytanów" z ekranizacją komiksu Franka Millera sensowna wydaje się jedynie trawestacja pamiętnych słów Simonidesa z Keos: "Przechodniu, lepiej żebyś nie wiedział, cośmy tam widzieli".

Moja ocena:
5
. . . DREAM AS IF YOU'LL LIVE FOREVER, LIVE AS IF YOU'LL DIE TODAY . . .
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje