Recenzja filmu

Bóg nie umarł 2 (2016)
Harold Cronk
Melissa Joan Hart
Jesse Metcalfe

Rzeź niewiniątek

"Bóg nie umarł 2" nie ogląda się po to, by poznać odpowiedź, tylko żeby utwierdzić się w swoich – z góry wiadomych – sądach. Nic zatem dziwnego, że Cronka nie interesuje roztrząsanie moralnych
"Bóg nie umarł, dwa!" głosi tytuł kontynuacji filmu Harolda Cronka z 2014 roku z Kevinem Sorbo. Jak to w sequelach bywa, "dwa" znaczy po prostu: "znowu", "bardziej". Popularyzatorski – niektórzy powiedzieliby: propagandowy – ton "jedynki" zostaje więc powtórzony i zintensyfikowany. Cronk ponownie stosuje swój retoryczny fortel, zgodnie z którym jakakolwiek krytyka filmu staje się automatycznie krytyką całego chrześcijaństwa. Jak nie podoba ci się film, to wiadomo od razu, że należysz do wrogiego obozu. Problem w tym, że nie w tym problem. Proszę sobie promować chrześcijańskie wartości, ale – na boga – proszę też szanować odbiorcę.



Cronk roztacza bowiem absurdalną wizję świata, w którym chrześcijanie należą do prześladowanej mniejszości. Najwyraźniej współczesna Ameryka i starożytne Cesarstwo Rzymskie w tym względzie nie różnią się szczególnie. Kościoły toną w długach, księżą muszą zdawać teksty swoich kazań do wglądu obżerającym się i oblizującym tłuste paluszki cenzorom, a bogu ducha winne nauczycielki stają przed sądem za wzywanie na lekcji imienia Jezusa. To właśnie wokół ostatniego przypadku krąży fabuła filmu. Melissa Joan Hart (znana najlepiej jako Sabrina, nastoletnia czarownica; względnie wyjaśniająca wszystko Clarissa) wciela się w Grace Wesley, licealną nauczycielkę, która niespodziewanie staje się barankiem idącym na rzeź. Podczas zajęć jednym tchem wymienia Gandhiego, Martina Luthera Kinga i Chrystusa, za co zostaje zawieszona w obowiązkach, bo "polityka szkoły jest inna". A kiedy odmawia przeproszenia za swój niewinny czyn, amerykańskie szkolnictwo wytacza przeciwko niej ciężkie prawnicze działa, licząc na pokazowy proces. Jak mówi stający przeciwko Grace złowrogi prokurator o diabelskiej aparycji Raya Wise'a: "udowodnimy raz na zawsze, że bóg nie żyje". Subtelnie.

Nie dziwi, że reżyser przeprowadza swój wywód w konwencji dramatu prawniczego. "Bóg nie umarł 2" gładko wpisuje się w bogatą hollywoodzką tradycję, w której na sali sądowej (lub w analogicznej "urzędowej" scenerii) rozgrywa się walka o wartości, a bohaterski everyman (zazwyczaj prawnik) zawraca Amerykanów ze złej drogi i przypomina im, co tak naprawdę znaczy być Amerykaninem. Już pierwsze ujęcie – kiedy na tle powiewającej na wietrze flagi USA pojawia się słowo "bóg" – daje to jasno do zrozumienia. W tym sensie film Cronka stoi tuż obok takich klasyków, jak "Pan Smith jedzie do Waszyngtonu", "JFK" czy "Cud na 34. ulicy". A zwłaszcza obok tego ostatniego, w którym sąd zmagał się z kwestią istnienia Świętego Mikołaja. Z tą różnicą, że tym razem pod ścianą staje Jezus. Tylko spróbujcie w niego zwątpić.

   

W porządku: "Bóg nie umarł 2" nie ogląda się po to, by poznać odpowiedź, tylko żeby utwierdzić się w swoich – z góry wiadomych – sądach. Nic zatem dziwnego, że Cronka nie interesuje roztrząsanie moralnych dylematów powstających na linii państwo-kościół. Sugerowane przez siebie wnioski twórca wykłada przecież już w tytule. Szkoda tylko, że swój wywód prowadzi tak wulgarnymi środkami; że za oręż służą mu najprostsze manicheizmy. Białe jest tu więc białe nieskazitelną bielą nauczycielki-męczennicy. Czarne zaś – analogicznie – to czerń smoły z piekielnego kotła. To rodzice jednej z uczennic, którzy wyznają, że poczuli się "zgwałceni" (!) przez Grace. To demoniczny prokurator, patrzący spode łba, korzystający z usług pucybuta i wymuszający kolejne faustowskie układy. To protestujący pod sądem "ateiści": nieczuli, agresywni, o wykrzywionych nienawiścią twarzach. 

A gdyby ktoś jednak wciąż miał jakieś wątpliwości, Cronk podsuwa nam – za pośrednictwem dziadka głównej bohaterki – maksymy o tym, że ateizm nie odbiera cierpiącym bólu, odbiera za to nadzieję. Ale nadzieję – na porozumienie, empatię, wyrozumiałość – odbierają właśnie takie filmy. "Bóg nie umarł 2" opowiada niby o rzezi Grace-niewiniątka. Szkoda tylko, że owa rozpętana przez Cronka rzeź to wojna totalna. Jego oręż jest bowiem obosieczny; przyprawia gębę jednym i drugim, w rezultacie krzywdząc wszystkich. Zasiadając na sali kinowej, wszyscy jesteśmy niewiniątkami.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones