Recenzja filmu

Beowulf (2007)
Robert Zemeckis
Ray Winstone
Anthony Hopkins

Władza i kasa

Oglądając film Zemeckisa ma się nieodparte wrażenie, jakby twórcy nie do końca mogli się zdecydować, czy skoncentrować się na widowiskowej akcji, czy zrobić może mroczną przypowieść o władzy.
Jest jakiś paradoks w tym, że jednym z pierwszych filmów wykonanych w najnowszej technologii animacji 3D, który trafia do szerokiej dystrybucji, jest adaptacja najstarszego eposu napisanego w języku angielskim. Z pozoru nie ma w tym nic dziwnego, w końcu moc przerobowa Hollywood potrafi przemielić "Iliadę" Homera na plastikową, metroseksualną "Troję" Petersena. Z "Beowulfem" rzecz ma się trochę inaczej, acz efekt jest daleki od oczekiwań. Tytułowy bohater, pogromca potworów, przybywa na dwór duńskiego króla Hrothgara, aby uwolnić go od nękającego dwór trolla Grendela. Pewny siebie i dumny Beowoulf rozprawia się z potworem, a w nagrodę, jak przystało na bohatera, dostaje we władanie królestwo i księżniczkę za żonę. Pysznemu królowi zemstę przysięga jednak uwodzicielska i seksowna (bowiem obleczona w krągłe ciało Ageliny Jolie) matka potwora. Pytanie jednak, kto tu naprawdę jest demonem. Oglądając film Zemeckisa ma się nieodparte wrażenie, jakby twórcy nie do końca mogli się zdecydować, czy skoncentrować się na widowiskowej akcji, czy zrobić może mroczną przypowieść o władzy. Najlepiej widać to na przykładzie techniki, w jakiej film został zrealizowany. Technologia performance capture w uproszczeniu polega na tym, że żywych aktorów przenosi się w świat animacji komputerowej. Jak twierdzi reżyser, efekt nie jest wcale "kreskówkowy", lecz dostosowany do twórczego przekazu aktorów i reżysera. Prawdę mówiąc, tego akurat nie zauważyłem, widziałem za to komputerowe kukiełki z twarzami znanych hollywoodzkich aktorów. Jeżeli chodzi o efekt artystyczny, to już bardziej odpowiada mi technika, jaką posługiwał się chociażby Richard Linklater w "Życiu świadomym" czy "Przez ciemne zwierciadło". Wybór techniki wydaje się szczególnie istotny w sytuacji, kiedy ma się ambicje powiedzieć coś więcej niż bajeczkę dla nastolatków. "Beowulf", jako się rzekło, to w założeniu opowieść o ciężarze władzy, w filmie Zemeckisa połączona nieudolnie z szerzej niezrozumiałymi aluzjami do chrześcijaństwa. Interesujący temat trudno potraktować poważnie - właśnie dlatego, że jego nośnikiem są tu biegające po ekranie komputerowe kukiełki z twarzami znanych aktorów. Choć momentami filmowi nie sposób odmówić klimatu, finalnie otrzymujemy posępną i, owszem, ładnie zrobioną baśń, pozbawioną jednak duszy. W co tym trudniej uwierzyć, bo produkcję, nomen omen, animowało trzech nietuzinkowych twórców: Avary, Gaiman, Zemeckis. Od takiego tria można by oczekiwać znacznie więcej.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Chyba każdy szanujący się miłośnik kinematografii kojarzy postać amerykańskiego reżysera i scenarzysty... czytaj więcej
Nie tak dawno temu mieliśmy możliwość obejrzeć nieco mniej wypasioną wersję słynnej anglosaskiej legendy... czytaj więcej
Scenariusz do filmu powstał koło VIII wieku. Niestety, jakiś leniwy drań zaniedbał wynalezienia kina,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones