Recenzja filmu

Drive My Car (2021)
Ryûsuke Hamaguchi
Hidetoshi Nishijima
Tôko Miura

Nocna przejażdżka

Trudno zaliczyć "Drive My Car" do nurtu kina posttraumatycznego. Trauma miasta i narodu japońskiego jawi się raczej jako tło dla tragedii osobistej.
Nocna przejażdżka
Z okna sypialni rozpościera się widok na górujące nad miastem niebiesko-szare niebo z pierwszymi przebłyskami światła. Zaczyna świtać. Naga kobieta, przysłonięta jedynie przez panujący w pokoju półmrok, snuje opowieść o nastolatce regularnie włamującej się do domu szkolnej miłości, aby zbliżyć się do pożądanego i zarazem obcego jej chłopaka. Chłód kolorów budzącego się poranka i cisza śpiącego jeszcze świata współgrają z historią o pustym mieszkaniu oraz mieszance niepokoju i ekscytacji towarzyszącej dziewczynie, która nie chce się ujawnić, ale zamiast personaliów zostawia po sobie mikroślady demaskujące swoje – intruza – wtargnięcie.


Przywodzący na myśl skojarzenie z piosenką Beatlesów tytuł "Drive My Car" to stary bluesowy eufemizm dla ukrywającej się w podtekście propozycji seksualnej. W filmie Ryûsuke Hamaguchiego erotyka i związane z nią napięcie także odgrywają ważną rolę. Powracająca i rozwijana przez różne postacie wizja wykreowana przez Oto (Reika Kirishima) to metafora jej stanów emocjonalnych. Kobieta szamocze się między obawą przed nakryciem na seksie z kochankiem i udowodnieniem jej niewierności a gotowością na konfrontację z mężem, Yûsuke (Hidetoshi Nishijima). Przyznanie się do winy przyniosłoby jej wreszcie upragnione urzeczywistnienie, "osadzenie" w prawdzie, którą wszyscy wokół – na czele z głównym poszkodowanym – zdają się wypierać.

W "Drive My Car", powstałym na kanwie opowiadania Harukiego Murakamiego ze zbioru "Mężczyźni bez kobiet" z 2014 roku, w plątaninie wątków w centrum zostaje postawiony właśnie Yûsuke Kafuku. Uznany aktor i reżyser teatralny boryka się z żałobą, pracuje z wielojęzycznym zespołem nad wystawieniem sztuki Czechowa i jednocześnie, pod wpływem relacji z innymi i niejako wbrew sobie, rozpoczyna proces przepracowywania traumy. A wszystko to ma miejsce przy okazji festiwalu w Hiroszimie – mieście-symbolu obciążonym ciężarem historii ludzkiego cierpienia. Duchy przeszłości i zmarłych krążą tu nie tylko po ulicach, ale i po zakamarkach serc i umysłów żyjących.

Trudno zaliczyć "Drive My Car" do nurtu kina posttraumatycznego. Trauma miasta i narodu japońskiego jawi się raczej jako tło dla tragedii osobistej. W miejscu tym bliską relację nawiązują bowiem poraniony Yûsuke i wycofana Misaki (Tôko Miura), pełniąca funkcję jego kierowcy. Przypadkowi, obcy dla siebie bohaterowie odkrywają, że choć dzieli ich różnica wieku, pochodzenie i charakter przełomowego, łamiącego życie doświadczenia, w istocie znajdują się na podobnym etapie. Okazują się dla siebie nieocenionym wsparciem na trudnej emocjonalnie, wyboistej drodze (choć Misaki po krajowych ekspresówkach jeździ tak gładko, że reżyser wręcz "traci poczucie grawitacji").


Ścieżką tą podąża również były kochanek Oto, Kôshi (Masaki Okada), silnie związany z jej artystyczną wrażliwością i wyczuleniem na detale, które to cechy podziela Yûsuke. Nieoczywistą relację mężczyzn, na zawsze połączonych przez miłość do jednej kobiety, przekonująco oddaje duet Nishijima-Okada. Reżyser wykorzystuje swoją przewagę i wystawia chłopaka na próbę, przydzielając mu inną rolę, niż ten zakładał. Tłumiący w sobie zazdrość i ból, niechętny, ale mimo wszystko zaciekawiony Kafuku pilnie obserwuje Takatsukiego. Przystaje na jego propozycje spotkań, a ostatecznie nawet i subtelnie popycha go do przemiany, której ten – jak deklaruje sam zdyskredytowany młody aktor – wyraźnie potrzebuje. Czasami jednak przychodzi ona za późno, a za popełnione błędy i tak trzeba będzie zapłacić.

Szczególnie poruszająca wydaje się długa rozmowa Kôshiego i Yûsukego w aucie, w której pierwszy z nich demaskuje aroganckość ludzkiego przekonania co do słuszności własnych osądów na temat drugiego człowieka. Prawda jest taka, że całkowite poznanie nawet kogoś najbliższego nigdy nie będzie możliwe. Każdy skrywa w sobie ból i tylko pycha każe nam sądzić, że nasze cierpienie jest wyjątkowe. W odrębnej jednostce, dźwigającej niewidoczny, wraz z upływem lat coraz cięższy bagaż doświadczeń, zawsze pozostanie biała plama. Niewiadoma, która niepotrzebnie, acz usilnie poszukiwana i nieprecyzyjnie analizowana na bazie poszlak, może w końcu stać się niedającym się sforsować murem niezrozumienia i oddalenia.

Wydaje się, że taki błąd popełnił Yûsuke. Unikając konfrontacji z żoną w obawie przed jej odejściem, w istocie sam ją opuścił. Odciął się emocjonalnie od czegoś, co silnie go zraniło i co jednocześnie całą swoją mocą próbował zrozumieć. W rzeczywistości jedyne, do czego miał (choć ograniczony) dostęp, to własne wnętrze pełne sprzecznych odczuć i obsesyjnych myśli.

Traumom pierwszo- i drugoplanowych bohaterów przewodzi "Wujaszek Wania" Antona Czechowa. Poszczególne partie dramatu, wypowiadane bezcielesnym głosem Oto czy ożywiane przez zespół aktorów na deskach teatralnych, komentują ich rozterki i aktualną kondycję psychiczną. Tekst oddziałuje na wcielających się w poszczególne postacie tak mocno, jak obawiał się tego Yûsuke. Ujawnia prawdę o nich, wprowadza nieodwracalne zmiany, porusza najcieńsze struny, forsuje zamknięte drzwi i wdziera się do środka.



Wątek pracy nad spektaklem pozwala Hamaguchiemu na wykorzystanie gry i inscenizacji (to częsty motyw w twórczości Japończyka) jako – paradoksalnie – narzędzia do ujawnienia bohaterom prawdy o otaczającym świecie i o nich samych. Losy odgrywanych osób dramatu bezpośrednio wpływają na wcielających się w nich aktorów. Miotanie się Wanii pozwala na upust emocji i osiągnięcie katharsis przez Kôshiego i Yûsukego. Wymiana zdań Soni i Heleny owocuje niespodziewanym momentem całkowitego porozumienia i wzajemnej życzliwości w scenie Janice (Sonia Yuan) i Lee (Yoo-rim Park). Z kolei dobitny, wypowiadany ciszą i gestem monolog Soni płynie wprost z obudzonego przez słowa Czechowa ciała byłej tancerki; zmęczonego organizmu, noszącego jeszcze w swoich komórkach pamięć rozdzierającego bólu.

Czułe i empatyczne spojrzenie nominowanego do Oscara reżysera, którym obdarza on swoje pokiereszowane życiowo postacie, nie byłoby możliwe bez współpracy ze wspaniałymi artystami. "Drive My Car", podobnie jak mające niedawno polską premierę "W pętli ryzyka i fantazji", to galeria wyważonych kreacji aktorskich, pozbawionych fałszywej nuty. W pamięci zostaje zwłaszcza rola Hidetoshiego Nishijimy, będącego ogniwem spajającym łańcuch zależności między bohaterami. Jego Yûsuke przez długi czas wygasza trawiący go od środka uczuciowy pożar, z którym w końcu musi się skonfrontować. Niemniej poruszające są pozostałe role: łaknącej głębokiego porozumienia Oto w wykonaniu znakomitej Kirishimy; targanej wyrzutami sumienia i przeżartej tęsknotą Miury jako Misaki; zagubionego, impulsywnego Okady wcielającego się w Kôshiego; dotkniętej osobistą tragedią niemej Lee, ucieleśnionej przez przejmującą Park.

W filmie głośnym, bo nagrodzonym Złotym Globem za najlepszy film zagraniczny i Złotą Palmą za scenariusz w Cannes, a obecnie nominowanym do Oscara w aż czterech najważniejszych kategoriach, przekornie – choć przy udziale delikatnej muzyki Eiko Ishibashi – mocno wybrzmiewają cisza i gest. W wielojęzycznym projekcie Yûsukego, obok kilku języków azjatyckich, znalazł się bowiem język migowy, okazujący się równie efektywnym aktorskim środkiem wyrazu.


Kwestia dosłownie rozumianej wielojęzyczności, ale i błędów komunikacyjnych niewynikających z braku znajomości konkretnego języka, a raczej z niedomagania w wyrażaniu emocji i uczuć, odgrywa zresztą w "Drive My Car" istotną funkcję. Wszystkie te sfery nieustannie się przenikają, a scenariusz, pod którym podpisali się Hamaguchi i Takamasa Oe, zaprasza do analizy tego zagadnienia z różnych perspektyw.

Dla Lee i Kona (Dae-Young Jin), tłumacza, który specjalnie nauczył się języka ukochanej, miganie stało się prywatnym, wewnętrznym kodem pary. Z kolei Oto i Yûsuke tworzą szczęśliwe małżeństwo, w którym pożycie seksualne od pewnego momentu nierozerwalnie wiąże się z historiami wymyślanymi przez znajdującą się jakby w sennej fazie nieświadomości kobietę. Słowa opowieści połączyły się tu więc z językiem erotyki, przy okazji zresztą jedynym wspólnym polem komunikacji dla nieznającego chińskiego Kôshiego i nieposługującej się japońskim Janice.

Po koreańsku czy angielsku, na scenie czy w hotelowym barze, na gruzach zawalonego domu czy w czerwonym Saabie 900 mknącym wieczornymi ulicami, "przepływającymi" w klimatycznych kadrach Hidetoshiego Shinomii – w gruncie rzeczy wszędzie i wszystkie postaci krążą wokół tego samego. Jednoczy ich potrzeba odkupienia i doświadczenia ulgi, konieczności przepracowania żalu i złości, zaakceptowania przeszłości i związanego z nią bólu oraz wybaczenia sobie i innym.

Jak zawsze życzliwy i wyrozumiały wobec swoich bohaterów Hamaguchi daje im nadzieję, a słowami Czechowa podkreśla konieczność ufnego spoglądania w przyszłość pomimo wszystko. W końcu bowiem "poczujemy radość i na dzisiejsze nasze nieszczęścia spojrzymy z rozrzewnieniem, z uśmiechem – i odpoczniemy".
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones