Recenzja wyd. DVD filmu

Gatunek 3 (2004)
Brad Turner
Robin Dunne
Sunny Mabrey

Ewolucja wsteczna

"Gatunek" w reżyserii Rogera Donaldsona to dosyć kontrowersyjny film. Przypomina trochę "Starship Troopers". Z jednej strony niskie oceny, a także średnio przychylne komentarze, z drugiej zaś,
"Gatunek" w reżyserii Rogera Donaldsona to dosyć kontrowersyjny film. Przypomina trochę "Starship Troopers". Z jednej strony niskie oceny, a także średnio przychylne komentarze, z drugiej zaś, filmy w pewnym stopniu kultowe i to nie tylko w środowiskach science-fiction. Ja zaliczam się raczej do pozytywnych odbiorców "Species", na pewno pozycja była na tyle dobra, że postanowiono tworzyć kolejne części. "Gatunek 2" okazał się jednak lichy i nie trzeba być doświadczonym widzem, by domyślać się, w jakim kierunku zmierza trzecia część cyklu. "Gatunek 3" Brada Turnera rozpoczyna się dokładnie w momencie zakończenia poprzedniej części. Eve (w tej roli cały czas Natasha Henstridge) nie żyje, a armia musi posprzątać bałagan po starciach obcych i żołnierzy. Kosmitka ma zostać przewieziona – zapewne do jakiegoś tajnego laboratorium. Wojsko decyduje się więc na transport najprawdopodobniej najcenniejszego ładunku na Ziemi, w starej, zdezelowanej ciężarówce z obstawą dwóch żołnierzy. "Zaraz zaraz, tylko nie w zdezelowanej" – krzykną twórcy filmu, więc oddamy im honor. Kosmitka przewożona jest zatem w ciężarówce z porażającą siłą dwóch żołnierzy plus helikopter. Jeden z żołnierzy okazuje się jednak nie żołnierzem, lecz wykładowcą biologii, który tylko sobie znanymi sposobami wniknął w najbardziej tajne struktury armii i jeszcze załapał się na fuchę kierowcy. Doktor Abott (Robert Knepper), bo o nim mowa, martwi się o zagrożone gatunki, czego dowodzi jedna ze scen z filmu. Na wykładzie, jeden ze studentów przypomina, że ostatnie bakterie wirusa ospy czekają już na likwidację. Dr Abott ze złością i porównywaniem pałeczek ospy do ptaków dodo wychodzi z sali, twierdząc również, że każdy organizm ma prawo istnieć. Jak widzimy, reżyser dba o widza i zachowanie bohaterów stara się uzasadniać, podjęcie próby wykradnięcia Eve nie może wziąć się przecież z niczego. No, ale wróćmy do ciężarówki. Okazuje się niespodziewanie, że jeden z obcych - dzieciaków z końcówki drugiej części (kto widział, ten wie), niczym przyczajony tygrys i ukryty smok, przedostał się do samochodu. Najpierw przyczaił się, zapewne gdzieś za krzakiem, bo tego film nam nie pokazuje. Potem niepostrzeżenie wyskoczył zza niego i ukrył się, prawdopodobnie włączając niewidzialność (bo inaczej się nie da), w metalowej, kwadratowej przyczepie. Choć istnieje także możliwość, że żołnierz zamykający furgonetkę, był z programu "bezbarier", który zapewne obejmuje również armię amerykańską. Niedowidzący wojak po prostu nie zauważył ewidentnej, drugiej postaci w przyczepie. Faktem jest, że mamy na pokładzie obcego. W dodatku doktor ma niesamowite szczęście. Kiedy zbacza z kursu, łączność z helikopterem nawala, a w Eve nie okazuje się wcale martwa, tylko żywa właściwie i to na tyle by rodzić. Dziewczynkę. Wtedy nasz mały mistrz kamuflażu likwiduje ewidentny problem scenarzysty, czyli przeszkadzającego fabule żołnierza, ale doktorka zostawia już w spokoju. Mały kosmita ciągle ma jednak mordercze instynkty, bowiem kiedy Eve zaczyna poród, ten atakuje ją swoim obcym, obrzydliwym językiem. Najwyraźniej, wspólne barwy ze scenarzystą okazały się ważniejsze niż przynależność gatunkowa. Nieważne. Ważne, że doktorek wykorzystuje moment, bierze dziewczynkę i daje dyla do lasu, zostawiając najbardziej mordercze dziecko w historii kina z rekordem: dwie ofiary w pół minuty. Abott udaje się do swojego laboratorium domowego, który niewątpliwie przypomina te z "Laboratorium Dextera". Wkrótce, w domu, mała dziewczynka przeobrazi się w dorosłego osobnika. Tak jak Sil z "Gatunku" – mutując w ohydny, obcy organizm i "wypluwając" potem właściwą istotę, już pod postacią człowieka. Pojawi się Sara. Sunny Mabrey (gra Sarę) fizjonomicznie przypomina Henstridge. Jest do niej podobna, również bardzo ładna blondynka emanująca seksapilem. Widać, że twórcy szukali podobnej aktorki. Zresztą podobieństw do pierwszej części jest bardzo wiele. Sara szybko się uczy, od razu zacznie szukać partnera, z miejsca mordując w domu nachalnego dziekana, który ostatecznie nie nadawał się na ojca. Wszystko tak samo jak w pierwszej części z Sil. Do akcji zostanie włączony również młody student, Dean (Robin Dunne). Z niejasnych przyczyn wtajemnicza go w pracę doktor Abott. Po przybyciu do laboratorium, wystraszony Dean chętnie zgłosiłby trupa - owego dziekana - na policję, ale doktor szybko wybija mu z głowy mu ten pomysł. Przecież dziekan chciał cofnąć stypendium chłopakowi, ten miałby więc motyw do zabójstwa. (Kolejne świetne zagranie reżysera, uzasadniające działanie). To nic, że na ścianie obok znajdują się pozostałości po obcym kokonie – pewnie policja i tak nie zdążyłaby przyjechać, zanim Abott posprzątałby cały ten syf. Dean - należy wspomnieć, że bardzo inteligentny student, co zresztą później nie raz udowodni - postanawia zatem zachować się racjonalnie i pomóc doktorowi pozbyć się ciała. W filmie mamy też mutanty. Jak się okazało, zainfekowany kosmonauta Patrick Ross (Justin Lazard) z drugiej części – który napłodził pełno dzieciaków obcych - nie gromadził ich tylko po to w jednym miejscu, żeby bohaterowie załatwili ich wszystkich od razu za jednym zamachem. Być może nawet doszło do porozumienia i zmowy reżyserów i teraz Brad Turner szokuje niesamowitym zwrotem akcji, że kilku z nich udało się jednak rozprzestrzenić po świecie. Wydaję się zatem że Ziemia jest stracona. Nic bardziej mylnego. Obcy nie są bowiem stworzeni bezpośrednio z linii Sil, więc mają wadliwe DNA oraz system odpornościowy i szybko umierają. Ten sam problem ma Sara, która jest już trzecim pokoleniem Gatunku. I tu pojawia się pan doktor, który będzie miał za zadanie go udoskonalić. Jak ładnie wszystko się zazębia – począwszy od zdezel…od ciężarówki, poprzez pałeczki ospy do udoskonalenia Gatunku. Żeby nie psuć potencjalnym widzom dalszej… hmm… zabawy, należy się tu zatrzymać. Można jednak z pełną odpowiedzialnością zapewnić, że film zaskoczy później widza nie jeden i nie dwa razy. Dodam może jeszcze, wprost nie mogąc się powstrzymać, że stosunki pomiędzy obcym - Sarą a Deanem nie będą obojętne. O aktorstwie, dramatyzmie, scenach akcji nie będę pisał, bo miejsca mało, a i klawiatury trochę szkoda. Należy jednak koniecznie dodać, co by nie zostać posądzonym o dezinformację, że film nie jest absolutnie komedią. Jest to z założenia poważna pozycja, utrzymana jak najbardziej w duchu poprzednich części. W duchu, nie w klimacie. O dziwo oglądając "Gatunek 3" nie czuje się zażenowania. Pewnie ktoś się zastanowi, jak to możliwe, takie dno? Przecież oglądając filmy denne, czuję się zażenowanie przede wszystkim. Jak najbardziej. "Gatunek 3" przebija się jednak przez dno niczym najnowszej generacji urządzenia wiertnicze, sprytnie omijając ten haniebny poziom. Co się zatem czuje, zapytacie? Bardziej zdziwienie, że takie coś może w ogóle powstać. Nasuwają się pytania, jak to możliwe, że taki scenariusz i całe tworzenie filmu może skutecznie przetoczyć się przez skomplikowany mechanizm produkcyjny, na dystrybucji skończywszy? Nie jasne jest do końca, jak można wydać nie małe przecież pieniądze, zaangażować w to zespół dorosłych przecież ludzi i stworzyć taką durnotę. No cóż, kino naprawdę potrafi zadziwiać. Podejmując jednak próbę obrony, z czystego chociażby poczucia sprawiedliwości, należy spróbować złapać się czegokolwiek się da. Spróbujmy zatem. Efekty? No nie są złe, choć do standardu, wiele im brakuje. Ale ogólnie nie wygląda to tak tragicznie, a pewnie wiele lepszych filmów mogłoby zamienić się z "Gatunkiem 3". Muzyka. Gdzieś tam jest jakiś chórek, przyjemne zawodzenie skrzypiec, więc może gdyby zamknąć oczy… Dobrej muzyki jest jednak 5 minut. Dosłownie. Na 111. I to tyle plusów. Więcej nie ma. W ostatniej więc próbie defensywnej już desperacji, może ktoś powiedzieć: "Ale to produkcja video, oni nie mieli pieniędzy, możliwości, może niektórzy dopiero się uczą. Należy to zrozumieć". No więc nie należy. Gdy malarzowi braknie żółtej farby, nie maluje słońca niebieskiego. Bo nikt nie powie potem, że obraz może być, no bo on przecież nie miał żółtej. I tak się zastanawiam, po co Xavier Fitch (Ben Kingsley) z pierwszego "Gatunku" mówił, że "Kobietę łatwiej kontrolować"? Po co była cała ta desperacka próba uchwycenia Sil? Jak się okazuje, Gatunek jest całkowicie na wymarciu i zupełnie niegroźny. Ewolucja nie następuje, wręcz przeciwnie - Gatunek się uwstecznia. Powiecie że to biologicznie niemożliwe. Nie? Obejrzyjcie tą serię – jest ona tego najlepszym przykładem. Ciekawe tylko gdzie doprowadzi nas w części czwartej?
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones