Recenzja filmu

Granica (2018)
Ali Abbasi
Eva Melander
Eero Milonoff

Love story na dwa orki

Nie dajmy się zmylić – tam, gdzie historia mogłaby podryfować w proste love story z elementami fantasy i stać się opowieścią o uwalnianiu z ciasnych ram narzuconych kulturowo wzorców (czyli
Pisanie o  "Granicy" nie jest łatwe, bo jeśli chcielibyście ją dopiero zobaczyć, lepiej, żebyście za wiele o niej nie wiedzieli. I pozwolili się uwieść samej opowieści, a raczej lekko perwersyjnemu zaciekawieniu, jakie budzi w niej to, co na pierwszy rzut oka brzydkie i odpychające. Jeśli to zainteresowanie szybko zamieni się w sympatię, macie szansę dotrwać do napisów końcowych, i choć z otwartymi ze zdziwienia ustami, to i z poczuciem, że odwiedziliście świat zupełnie nieoswojony, nowy i intrygujący, przeżywając coś ważnego. To dobra wiadomość. Zła jest niestety taka, że jeśli bohaterów "Granicy" nie polubicie już na początku, uciekniecie z kina dosyć prędko, a już na pewno przy fascynująco dziwacznej scenie miłosnej. Albowiem film Alego Abbasiego w co drugiej scenie rzuca wyzwanie naszej estetycznej tolerancji. 

Tina, protagonistka "Granicy" (Eva Melander), nie jest typową "leading lady" – z nieforemnie ukształtowaną twarzą, wystającymi zębami i tajemniczą blizną na kości ogonowej nie przypomina klasycznej piękności (nominacja do Oscara za charakteryzację, osobiście trzymam kciuki, bo rzadko do tej kategorii trafiają europejskie filmy). Jeśli szukalibyśmy dla niej jakiejś znanej już filmowej czy literackiej przynależności, idealnie pasowałaby do armii tolkienowskich orków. Bohaterka obdarzona jest jednak wyjątkową zdolnością, ma mianowicie "nosa" do… zła. Dzięki nadnaturalnie rozwiniętemu zmysłowi węchu wyczuwa takie emocje jak wstyd, poczucie winy i strach, w efekcie czego wspaniale sprawdza się jako celniczka w szwedzkim miasteczku granicznym. Wśród zawodowych sukcesów może nawet odnotować wyniuchanie pedofilskiej afery. I choć z całych sił próbuje wpisać się w "ludzki" model życia, dostosowując do zasad rządzących cywilizacją, po godzinach spędza czas głównie w lesie, wśród fauny i flory. Tina bowiem od samego początku wydaje się przynależeć bardziej do porządku natury niż kultury.

A natura prędzej czy później upomni się o swoje. Dlatego uporządkowane życie bohaterki wywraca się do góry nogami, gdy któregoś dnia przez jej restrykcyjną kontrolę przechodzi niejaki Vore (Eero Milonoff), doświadczony podobną skazą genetyczną, nieprzypominający homo sapiens "obcy". Tinie od samego początku coś się w nim nie zgadza, bo Vore wyprowadza z równowagi nawet jej czuły węch. Niesprecyzowane podejrzenia w parze ze wzbudzoną niczym uderzenie pioruna (to akurat w tym filmie równie ważna metafora, co dosłowność) fascynacją dadzą początek procesowi odkrywania własnej tożsamości, a także zrywania z życiem, w którym nigdy nie czuło się do końca na swoim miejscu.

Nie dajmy się jednak zmylić – tam, gdzie historia mogłaby podryfować w proste love story z elementami fantasy i stać się opowieścią o uwalnianiu z ciasnych ram narzuconych kulturowo wzorców (czyli zostać szwedzką odpowiedzią na "Kształt wody"), reżyser konfrontuje nas z mrokiem, którego źródłem nie jest wyłącznie pozornie demonizowana dotychczas cywilizacja. Mniej więcej w połowie fabuła "Granicy" zaczyna przypominać dreszczowiec i zadawać pytania o granice dobra i zła, a także o odpowiedzialność za dawno wyrządzone krzywdy. W serwowanym nam przez Abbasiego konflikcie między solidarnością genetyczną a lojalnością wobec wychowawców nie ma bowiem łatwych odpowiedzi – tym bardziej w tak doskonale i autentycznie urządzonym świecie, gdzie nie istnieje jasełkowy podział na dobre (choć brzydkie) stwory i złych (za to pięknych) ludzi. W tym świetle rozważania na temat inności nie przyjmują w filmie ani na chwilę formy krzykliwego manifestu tolerancji. "Granica" największy dyskomfort budzi w nas nie wtedy, gdy epatuje anatomicznymi wynaturzeniami, ale gdy udowadnia, że bezpieczne podobieństwo potrafi sprawić, że przymykamy oko na winy "swoich". Bez względu na to, czy przypominamy bardziej orków, czy ludzi.

Na takie filmy, które oswajają nam to, co zwykle wstydliwie ukryte, zepchnięte na margines, brzydkie i nieprzystające, warto chodzić. I na własnym przykładzie sprawdzić, czy przypadkiem nie pozwalamy sobie rozmawiać na niewygodne tematy tylko wtedy, gdy sprzedaje nam się je w pięknym, kolorowym opakowaniu.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tina, bohaterka "Granicy", nie ma szans, by zostać modelką z Instagrama. Chociaż na pierwszy rzut oka... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones