Recenzja filmu

Miśków 2-óch w Nowym Jorku (2017)
Dariusz Błażejewski
Tim Maltby
Piotr Adamczyk
Maciej Maleńczuk

Tylko dla masochistów!

W ciągu ostatnich dziesięciu lat rynek animacji zalały produkcje 3D oferowane już nie tylko przez głównych wiodących na rynku graczy. Zabawić się w artystę może dziś każdy, kto ma absurdalny
W ciągu ostatnich dziesięciu lat rynek animacji zalały produkcje 3D oferowane już nie tylko przez głównych wiodących na rynku graczy. Zabawić się w artystę może dziś każdy, kto ma absurdalny pomysł na bajkę dla dzieci i dostęp do najnowszych technologii. Liche, mało liczące się wytwórnie zadbały jednak o dystrybucję kinową swoich przeciętnych dzieł. Do 2019 roku, można ze spokojem oszacować, że polskie kina wyemitowały dziesiątki filmów animowanych, z czego ¾ to produkcje klasy B, a nawet i gorzej. Aby wymienić wszystkie tytuły nie starczyłoby miejsca, więc pozwolę sobie przytoczyć choćby takie "oryginały" jak "Rabusie fistaszków", "Klakson i spółka" czy "Prawdziwa historia Kota w Butach". Wyłowioną rybką z tego morza przeciętności jest niechlubnie wyróżniający się "Misiek w Nowym Jorku" z 2016 roku, bohater tej recenzji.

Opowieść o miśku polarnym, który wyrusza podbić Wielkie Jabłko stworzona została z najtańszych kreskowych kliszy, jakie wymyślił gatunek na przestrzeni kilku dekad. Próżno szukać tu świeżości, głębi postaci czy w końcu jakości pod względem wykonania. W efekcie czyni to produkcję pustą, niezapamiętywalną, po prostu głupią. Nie zniechęciło to jednak twórców na tyle, aby przestali majstrować przy projekcie. Dwa lata później bezpośrednio na rynek DVD trafiły dwie 45-minutowe kontynuacje. O ile w Stanach, gdzie Misiek powstał, nie były one wielkim hitem, tak w naszym kraju film sprzedał się na tyle poprawnie, że jego drugą część zmontowano ze wspomnianych wyżej odcinków, połączono w jedną całość i dystrybuowano w kinach pod tytułem "Miśków 2-óch w Nowym Jorku". 

W efekcie wzmianka o tym, że mamy do czynienia z mało spójną, niezbyt angażującą fabułą, jest jedynie spełnieniem formalności jakie spoczywają na recenzencie. Ale jako że jakaś fabuła tam występuje, pozwolę sobie zarysować jej skrawki:

Po wydarzeniach z poprzedniej części Misiek stał się bohaterem. Zaproszony do Nowego Jorku przyjeżdża, by otrzymać klucz do miasta od samego burmistrza. Niedźwiedź celebryta, spija śmietankę, do czasu, gdy nie zostanie wrobiony w kradzież. Z pomocą przyjaciół będzie musiał oczyścić się z zarzutów, ale to nie koniec problemów. Na biegunie północnym też nie dzieje się najlepiej. Pod nieobecność Miśka jego brat zawiera bardzo niekorzystną transakcję z państwem o osobliwej nazwie Oszukistan. By ją zerwać, jedynym rozwiązaniem jest zwycięstwo... w meczu hokeja z drużyną przebiegłego kraju!

Jeśli zaskoczył was podbój Arktyki poprzez jej masowe zasiedlanie, w pierwszej części przygód Miśka, myślę, że "Miśków 2-óch" spełni oczekiwania, bowiem przebija stawkę! Poziom absurdów i dziur w logice fabuły jest tak wiele, że zabrakłoby potencjalnego materiału na ich załatanie. Połączenie klasycznej opowieści o niewinnym "Ściganym", tudzież nie kosmicznego, bo arktycznego meczu znuży nawet najmłodszych widzów, dla których fabuła bywa jeszcze tłem dla tego, co oglądają. 

Mdłości, jakie udzielają się podczas seansu, powoduje utkana z zapożyczonych (skradzionych?) już szkiców budowy postaci. Niektórzy są zbytnio nadpobudliwi, inni przesadnie przezroczyści, niemrawi, aż na Miśku kończąc, ani tacy, ani tacy – po prostu żadni. Jeśli dodamy do tego jeszcze surowe pociągnięcia myszką w programie graficznym, otrzymamy niezwykle wyszukany badziew, wyłącznie dla wielbicieli kinowych cierpień.

Albowiem trzeba nadmienić, że o starszych widzów również się zatroszczono. O ile nie ma na czym zawiesić oka, to z pewnością w świat arktycznych herosów wprowadzi dubbing zawierający całą masę sucharów, które przebijają dokonania Karola Strasburgera. Jeśli nie pomogą pieszczoty słowne, zawsze można skorzystać z propozycji cięższego kalibru: slapstick przepełniony bąkami, bekaniem i oczywiście ADHD-fizjonomią małych lemingów, zaprowadzi kanapowych smutasów pod bramy niekończącej się depresji.

Druga część przygód Miśka i przyjaciół jest bowiem filmem nie tylko złym. Jest dziełem tak okropnym, że nie da się o nim zapomnieć. Tak jak z podróbek azjatyckich i europejskich wytwórni, można by z czasem wykrzesać jakieś plusy, tak tutaj wszystko zagrało tak niewłaściwie, że tylko brak zerowej skali przy standardowej punktacji ratuje ów paszkwil przed ujemną oceną.

Nie wstydzę się jednak wyznać, że marzyło mi się ujrzenie filmu dla dzieci tak złego, że aż boli i skręca w żołądku. Oczekiwania te o ile zostały spełnione, to głód wrażeń połączony z masochistycznym niepokojem kinomana pragnie więcej. Co jeszcze są w stanie wymyślić pozbawieni talentu graficy i scenarzyści, by zaciągnąć nieświadomych rodziców z dziećmi do kin? Jakie to zło jeszcze czyha za drzwiami premier wyznaczonych na następne lata? Może zamiast leczyć najmłodszych z nadpobudliwości, powinniśmy wykorzenić źródło poprzez egzorcyzmy na twórcach tych animowanych niedorzeczności?
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Polska to jednak dziwny kraj. Tylko u nas sporym hitem kasowym - większym niż np. "Doktor Strange" i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones