Recenzja filmu

Przygody Tintina (2011)
Bartosz Wierzbięta
Steven Spielberg
Jamie Bell
Andy Serkis

Indiana Jones w HD

"Tintin" ma wszystko, czego zabrakło w "Królestwie Kryształowej Czaszki": tajemnicę,  zgrabnie wplecione w intrygę energetyczne sceny akcji, humor, lekkość i wdzięk.
Ręce do góry, komu nie podobał się ostatni "Indiana Jones". Pani i panu też? Właśnie dlatego musicie koniecznie wybrać się na "Przygody Tintina". Komputerowa animacja na podstawie kultowego komiksu Hergé to dwugodzinne celuloidowe przeprosiny złożone fanom chwackiego archeologa przez Stevena Spielberga. Ojciec kina Nowej Przygody udowodnił, że wymyślony przez niego w latach 70. gatunek żyje i ma się świetnie. Zapnijcie pasy, załóżcie okulary 3D i przygotujcie się na jedną z najbardziej emocjonujących filmowych podróży tego roku.

"Tintin" ma wszystko, czego zabrakło w "Królestwie Kryształowej Czaszki": tajemnicę,  zgrabnie wplecione w intrygę energetyczne sceny akcji, humor, lekkość i wdzięk. W samej tylko scenie pościgu na motorach po zatłoczonym arabskim mieście Spielbergowi i scenarzystom udało się napakować tyle pomysłów i gagów, że można by nimi obdzielić pół tuzina produkcji przygodowych. A to tylko ułamek atrakcji czekających na widza. Podczas obmyślania akrobatycznych popisów twórcy ewidentnie "popłynęli": część z nich jest tu tak nieprawdopodobna (np. awaryjne lądowanie na pustyni), że na planie aktorskiej produkcji nie byłby ich w stanie wykonać żaden, nawet najdzielniejszy, kaskader.

"Przygody Tintina" to krok w przód – ba, skok w dal! – w dziedzinie komputerowej animacji. Wszystkie elementy scenografii zostały dopieszczone przez procesory i karty graficzne do tego stopnia, że ciężko je odróżnić od rzeczywistości. Każdy kadr dosłownie głaszcze oko. Morze  wydaje się bardziej morskie, samochody bardziej samochodowe,  a deska z pokładu statku wygląda tak, jakby właśnie opuściła warsztat stolarski. U Spielberga nawet brud wydaje się estetyczny. Zamiast realizmu w odwzorowaniu świata animacja oferuje bowiem hiperrealizm. W skrzyni wizualnych skarbów zawodzi jedynie technologia motion capture. Twarze bohaterów, "narysowane" w oparciu o grę żywych aktorów, wydają się równie sztuczne co biusty aktorek z filmów dla dorosłych.

Idealną grupą docelową nowej bajki Spielberga są dwunastolatkowie płci męskiej. "Tintin" to nie tylko bardzo dobra rozrywka, ale i zbiór mądrych porad przeznaczonych dla młodego człowieka (warto odwiedzać bibliotekę, pijaństwo nie popłaca itd.). W trosce o zdrowie psychiczne i odpowiednio niski poziom hormonów u widzów reżyser zrezygnował z kobiecych bohaterek w filmie. W związku z tym na "Tintinie" nie uświadczycie romansów i lukru. Będzie za to przygoda i szorstka męska przyjaźń.  Smacznego.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Steven Spielberg, twórca tak utytułowanych i docenianych filmów jak "E.T." czy "Lista Schindlera",... czytaj więcej
Spielberg i Jackson - nazwiska tak znane, że chyba każdy, kto choć przez chwilę zainteresował się w swym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones