Recenzja filmu

Raj: nadzieja (2013)
Ulrich Seidl
Melanie Lenz
Joseph Lorenz

Nadzieja matką grubych

Jest coś zachowawczego w biczowaniu swoich bohaterów z chirurgiczną precyzją z filmu na film, w koło Macieju. Na szczęście Seidl nie posuwa się za daleko, i nie zadaje nam pytań, na które sam by
Bezlitosny jak zwykle Ulrich Seidl domyka swoją trylogię "Raj" filmem o nadziei. Któż byłby lepszym bohaterem historii na taki temat niż dziecko? Matka i ciotka 13-letniej Melanie (ich losy poznaliśmy w poprzednich częściach tryptyku) to kobiety, których już dawno nie stać na tytułowy luksus. Ale dziewczynka wciąż jeszcze może liczyć, że jej los się odmieni. Najwyraźniej nigdy nie widziała żadnego filmu Seidla.

Austriacki reżyser pokazuje nam bowiem, że seksualna frustracja dorosłych ma podłoże w doświadczeniach młodości. Melanie całowała się już z chłopakiem i sama przyznaje, że nie był to książę z bajki. Koleżanka opowiada jej o utracie dziewictwa i, choć "nie chce straszyć", zapowiada, że, gdy przyjdzie kolej Melanie, czeka ją głównie ból. Dziewczynki spędzają wakacje na obozie dla otyłych dzieci, gdzie podtekstem zabiegów zdrowotnych są oczywiście surowe kryteria seksualnej atrakcyjności. "Każdy sukces wymaga dyscypliny" - deklaruje sadystyczny wuefista prowadzący zajęcia z uczestnikami zjazdu. Choć ukradkiem podjadają słodycze i myszkują po nocach w kuchni, dziecięcy pacjenci poddają się tej logice i energicznie uklepują swoje zbyteczne kilogramy, śpiewając "If you’re happy and you know it, clap your fat".  

W perspektywie Seidla raj to wyraz naturalnych, wspólnych wszystkim tęsknot za tym, co lepsze. Tytuły kolejnych odsłon jego trylogii nazywają fundamenty, na których opieramy te dążenia. Jak przestrzega nas popularne przysłowie, nadzieja ogłupia. Trwa nawet, gdy upadły już bastiony pozostałych dwóch wartości. Dla Seidla – dla którego szklanka jest zawsze w połowie pusta – tu jest właśnie materiał na film. Pokazuje on nam, jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić dla osobistego szczęścia, gdy w istocie kolejne desperackie starania – indywidualne i instytucjonalne - coraz bardziej oddalają nas od wyśnionego ideału. Próby socjalizacji podejmowane przez dzieci z obozu (np. gra w butelkę) są regularnie ukrócane przez wychowawców, którzy – o ironio – mają przecież asystować w skuteczniejszym uspołecznieniu młodych. Dorosły lekarz rozbudza seksualne zainteresowanie Melanie, podsyca jej nadzieję i podbudowuje samoakceptację, ale w rezultacie jeszcze bardziej krzywdzi bohaterkę. Reżyser raz po raz piętnuje kolejne przykłady rzeczywistości nie umywającej się do oczekiwań.

Czy są to meandry seks-turystyki, gorliwa wiara znajdująca wyraz w równie gorliwym samobiczowaniu, czy kierat formowania ciała według obowiązujących standardów, Seidl spogląda na te zjawiska równie surowym wzrokiem. Uwięzione w klatce wystudiowanych kadrów bohaterki jego trylogii upodlają się na naszych oczach, co reżyser znajduje na przemian śmiesznym i strasznym. Wydaje się jednak, że dyscyplina Austriaka zaczyna powoli więzić i jego samego. Jest coś zachowawczego w biczowaniu swoich bohaterów z chirurgiczną precyzją z filmu na film, w koło Macieju. Na szczęście Seidl nie posuwa się za daleko, i nie zadaje nam pytań, na które sam by sobie już sobie odpowiedział. Mimo sadystycznego sznytu, wciąż zatrzymuje się krok przed wydaniem wyroku i ocenieniem postaci. Może i patrzy on z okrutną przenikliwością, ale nie zapomina, że patrzy na człowieka.  
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones