Na film „Skarbek” szedłem z zainteresowaniem, choć bez wygórowanych oczekiwań. Historia Krystyny Skarbek – jednej z najskuteczniejszych agentek II wojny światowej – to materiał na pasjonujące
Na film „Skarbek” szedłem z zainteresowaniem, choć bez wygórowanych oczekiwań. Historia Krystyny Skarbek – jednej z najskuteczniejszych agentek II wojny światowej – to materiał na pasjonujące kino. Miała w sobie wszystko, co czyni bohatera filmowego: odwagę, inteligencję, niezależność, a przede wszystkim niezwykły życiorys. W dodatku twórcy dysponowali dużym budżetem i świetnym zapleczem technicznym. Niestety, mimo znakomitej oprawy wizualnej, „Skarbek” rozczarowuje tam, gdzie film historyczny powinien być najmocniejszy – w opowieści. Trzeba przyznać: realizacyjnie to produkcja dopracowana. Kostiumy, scenografia, zdjęcia – wszystko stoi na wysokim poziomie. Klimat okupowanej Europy oddano wiarygodnie, a gra aktorska, szczególnie Piotra Adamczyka w roli niemieckiego oficera, zasługuje na uznanie. Niestety, na tym lista mocnych stron w zasadzie się kończy.
Największym problemem filmu jest chaos fabularny. Wydarzenia następują po sobie bez logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego – bohaterka przemieszcza się z miejsca na miejsce, z Anglii do Warszawy podczas pierwszej akcji, a następnie, po nagłym przeskoku czasowym, znów z Anglii do Francji. Trudno zrozumieć, co właściwie się dzieje i jaki cel przyświecał twórcom, gdy zdecydowali się połączyć dwie zupełnie różne historie. Widzowie znający biografię Krystyny Skarbek mogą próbować dopatrywać się w tym zabiegu symboliki, ale ilu z nich zna jej prawdziwe losy? Ilu rzeczywiście doszukuje się w filmie głębszego sensu, a ilu po prostu oczekuje spójnej opowieści o wyjątkowej kobiecie? Twórcy zrezygnowali z uporządkowanej narracji na rzecz alegorii, która w praktyce bardziej dezorientuje, niż wzbogaca przekaz. Dobrym przykładem jest scena przedstawiająca zniszczoną Warszawę – ukazaną tak, jakby był to już okres powstania, choć akcja toczy się w 1941 roku. W kolejnym ujęciu miasto wygląda już zupełnie normalnie, z tętniącymi życiem ulicami i stojącymi budynkami. Można przypuszczać, że ruiny miały symbolizować upadek Polski, lecz takie zabiegi wprowadzają raczej konsternację niż głębię. W efekcie symbolika, zamiast wspierać opowieść, rozbija jej sens i rytm.
Jeszcze większym rozczarowaniem jest sposób przedstawienia samej Krystyny Skarbek. Widz nie otrzymuje niemal żadnych informacji o jej wcześniejszej działalności – a przecież to właśnie jej przedwojenne życie, prywatne kontakty i współpraca z polską organizacją Muszkieterów ukształtowały ją jako agentkę. Bez tego kontekstu trudno zrozumieć, dlaczego była tak wyjątkowa. W filmie o jej angażu w służbie brytyjskiej wspomina się zaledwie jednym zdaniem, a późniejsza narracja dodatkowo wypacza jej obraz. Historia Krystyny Skarbek ma w sobie tragizm, który nie wynikał z jej charakteru, lecz z okoliczności, w jakich przyszło jej żyć. Była kobietą o ogromnych możliwościach i determinacji, ale jej życie przerwała wojna. W czasie okupacji potrafiła się odnaleźć – po wojnie już nie. Nie mogła wrócić do kraju, a jej angielscy mocodawcy szybko o niej zapomnieli. Twórcy filmu, choć skupili się na krótkim fragmencie wojennej biografii, postanowili ten tragizm ukazać, wykorzystując liczne retrospekcje i przeskoki czasowe. W efekcie tragizm mający źródło w realiach historycznych został przeniesiony do wnętrza bohaterki – uczyniono z niego cechę jej psychiki, a nie losu. To znacząco spłyca postać i odbiera widzowi możliwość zrozumienia jej wyjątkowości.
Największe zastrzeżenia budzi sposób przedstawienia jednej z najsłynniejszych akcji Skarbek – uwolnienia francuskich jeńców. W rzeczywistości był to wybitny majstersztyk wywiadowczy; dzięki inteligencji i odwadze, Skarbek podająca się za siostrzenicę generała Montgomerego doprowadziła do bezkrwawego uwolnienia więźniów. Tymczasem w filmie ta scena została zredukowana do niemal groteskowej farsy: Niemcy nagle znikają, partyzanci sami otwierają cele, a całość sprawia wrażenie sennej wizji lub halucynacji. Dodatkowo wprowadzony zostaje motyw osobistej zemsty – oficer, który niegdyś zastrzelił jej matkę, okazuje się tym samym Niemcem, na którego natrafia we Francji. Symboliczne? Owszem, i to bardzo. Jednak gdy autorska adaptacja przekłamuje historię i przestaje respektować prawa logiki, traci sens, a dramat historyczny przestaje być wiarygodny.
Problem stanowi również zakończenie. Przedstawienie Krystyny jako sprzątaczki, która spotyka dawnego przełożonego i odrzuca jego propozycję pracy, ma wywołać współczucie oraz skłonić do refleksji nad losem zapomnianych bohaterów. Niestety, scena ta – zamiast wzruszać – poprzez poprawność polityczną bardziej wybiela Brytyjczyków, niż oddaje prawdę historyczną. Rzeczywistość była znacznie bardziej brutalna: po wojnie Skarbek została potraktowana przez Londyn z obojętnością. Państwo, któremu służyła z oddaniem, odmówiło jej wsparcia i pozbawiło środków do życia. Zginęła zapomniana, w nędzy, zamordowana przez przypadkowego człowieka, który się w niej zakochał, lecz uczucie to nie zostało odwzajemnione. Informację o jej śmierci zamieszczono wprawdzie w napisach końcowych, lecz o jej powojennej biedzie milczy się całkowicie. Zamiast prawdy otrzymujemy politycznie poprawną fikcję, łagodzącą niewygodny wydźwięk tej historii.
W efekcie „Skarbek” to produkcja z ogromnym potencjałem, która sama sobie podcina skrzydła. Wizualnie dopieszczona, ale fabularnie niespójna i emocjonalnie pusta. Miała być opowieścią o niezwykłej kobiecie, a stała się filmem, który trudno zrozumieć i jeszcze trudniej zapamiętać. Szkoda, bo z tej historii mogło powstać wielkie kino – zamiast tego otrzymaliśmy dobrze wyglądający, lecz chaotyczny zlepek scen, pozbawiony ducha i sensu.