Recenzja filmu

Stryker (1983)
Cirio H. Santiago
Steve Sandor
Ken Metcalfe

Filipińskie karły przedstawiają

W historii kina często zdarzało się tak, że gdy jakiś film okazywał się kasowym sukcesem, stawał się podłożem do powstania szeregu innych dzieł na nim wzorowanych. Jednym z lepszych przykładów
W historii kina często zdarzało się tak, że gdy jakiś film okazywał się kasowym sukcesem, stawał się podłożem do powstania szeregu innych dzieł na nim wzorowanych. Jednym z lepszych przykładów takiego rip-offu jest właśnie "Stryker", dla którego inspiracją był ewidentnie i niewątpliwie słynny "Mad Max".

Akcja filmu Cirio H. Santiago ma miejsce w postapokaliptycznej przyszłości. Świat zamienił się w jedną, wielką pustynię. Jej powierzchnię przemierzają pozostali przy życiu desperaci, samotnie, bądź też w bandach. Walczą ze sobą o najcenniejszy surowiec, jaki pozostał. A surowcem tym jest woda. Poznajemy dwie rywalizujące ze sobą frakcje oraz tajemniczego samotnego wilka, tytułowego Strykera (Steve Sandor), który trochę wbrew własnej woli zostaje uwikłany w tę rywalizację. 

Uważam, że jednym z najważniejszych elementów dzieła filmowego jest sam początek. To, co poprzedza nawet listę płac. Moment ten często decyduje o odbiorze obrazu, zachęcając bądź też zniechęcając do dalszego oglądania. I trzeba przyznać, że w przypadku "Strykera" otwarcie to wygląda całkiem imponująco. Mamy tu bowiem kadr ukazujący wschód Słońca oraz głos narratora w tle. Kombinacja ta tworzy obiecujący klimat. Niestety im dalej w las, tym ciemniej i później wiele z tej atmosfery nie pozostaje. 

Twórcy dzieła zadbali o to, by widz nie miał kłopotów z rozróżnieniem, którzy ludzie w filmie są dobrzy, a którzy źli. Ci pierwsi chodzą bowiem brani w jasne stroje, a ci drudzy cali na czarno. Pewnym wyjątkiem jest tutaj główny bohater, którego strój nie jest ani jasny, ani ciemny. Oprócz tych "złych" i "dobrych", w przedstawionym świecie funkcjonują także Amazonki oraz karły. Filipińskie karły, jako że dzieło pochodzi właśnie z tego kraju. Na minus na pewno należy zapisać fakt, iż finałowa walka z hersztem tych złych toczy się w zupełnej ciemności, w jaskini. Końcowy kill, mimo że z pozoru efektowny także pozostawia pewien niedosyt. Na fabułę produkcji składają się głównie pościgi i bijatyki. Pojawia się wprawdzie również wątek miłosny, lecz rozgrywa się na szczęście tylko na drugim planie. Aby uatrakcyjnić seans, reżyser poszczuł widza kilka razy nogą czy nagim biustem. Nie oszczędził nam również sceny gwałtu.

Podsumowując, "Stryker" to wyjątkowo tania rozrywka, która jednak może dostarczyć radości w niezamierzony sposób. Jest to jednak radość tylko dla tych, którzy potrafią przymknąć oko na prostą fabułę czy słabe wykonanie.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?