Niepotrzebne wygibasy

Reżyserka i sponsorka w jednej osobie nie zdobyła się w "Tańcu bez granic" na chociażby pozory obiektywizmu. Kompletnie zmarnowała temat, tworząc laurkę.
To mógł być naprawdę ciekawy dokument poruszający kilka ryzykownych tematów i stawiający pytania o to, jak wielkich wyrzeczeń wymaga bycie artystą, a szczególnie tancerzem w balecie; na ile można ingerować w życie człowieka, czy wolno uszczęśliwiać go na siłę. Film mógł być nawet o tym, jak wciąż silnie w ludziach Zachodu są obecne okropne, kolonialne nawyki. Bowiem temat miał duży potencjał: bohaterem jest Sokvannara Sar, młody chłopak, który uprawiał tradycyjną kambodżańską sztukę tańca. Do czasu, kiedy reżyserka filmu, Anne Bass, nie ufundowała mu wyjazdu na stypendium do Stanów, by tam nauczył się baletu. Mimo że jak na baletowe standardy był już bardzo stary (miał bodajże 17 lat), dzięki wybitnym zdolnościom szybko nauczył się figur i stał się świetnym baletmistrzem. Teraz robi karierę na scenie i występuje jako solista w zespole w Seattle.

Niestety reżyserka i sponsorka w jednej osobie nie zdobyła się w "Tańcu bez granic" na chociażby pozory obiektywizmu. Kompletnie zmarnowała temat, tworząc laurkę, która mogłaby być wyświetlana od razu na jakimś kanale tematycznym pod wyświechtanym hasłem reklamowym typu: "Miał pasję. Realizował ją bez wytchnienia. Historia wielkiego talentu, który z Kambodży trafił do Nowego Jorku".

Autorka nie zadaje pytań, nie zastanawia się nad konsekwencjami kariery Sara, a obraz przeradza się w monotonny ciąg zachwytów nad talentem i urodą chłopaka. Niestety, przez to ona sama jawi się widzowi jako "dobra pani", która mogła sobie pozwolić na kaprys sprowadzenia młodego Kambodżańczyka do elitarnej szkoły baletowej. Dlaczego to zrobiła? Jedynie w streszczeniu przeczytamy, że Bass "od dawna jest związana ze światem tańca".  Czy prowadzi fundację pomagającą młodym tancerzom? Nie. Czy czuła, że coś ryzykuje wysyłając 17-latka na naukę kompletnie mu obcej kulturowo sztuki baletu? Tego się nie dowiemy. Czemu rodzice Sara poparli pomysł bez żadnych obaw? Czy alternatywa w postaci pozostania w Kambodży była aż tak straszna? Nie wiadomo.

To oczywiste, że zabrakło za kamerą kogoś, kto postawi te pytania za kobietę związaną z Sarem od lat jakąś nietypową, prywatno-zawodową relacją. A tak otrzymujemy jedynie oklepaną historię kariery w amerykańskim stylu. Bez miejsca na dylematy i chwile słabości. Jedynie gdzieś na marginesie film wspomina, że chłopak na początku pobytu w Stanach czuł się wyobcowany. Ale potem przezwyciężył wszystkie przeciwności, a jego urok osobisty ujął wszystkich. Jeśli rzeczywiście tak było, to szkoda, że film o nim nie przejmuje ani trochę z tego uroku.
 
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones