Recenzja filmu

The Doors (1991)
Oliver Stone
Val Kilmer
Meg Ryan

Podróż przez ogień, muzykę i szaleństwo

Film "The Doors" w reżyserii Olivera Stone'a to nie tylko biografia jednej z najbardziej ikonicznych grup rockowych lat sześćdziesiątych, ale przede wszystkim intensywny portret jej
Film "The Doors" w reżyserii Olivera Stone'a to nie tylko biografia jednej z najbardziej ikonicznych grup rockowych lat sześćdziesiątych, ale przede wszystkim intensywny portret jej charyzmatycznego lidera - Jima Morrisona. To obraz, który jednocześnie fascynuje, wciąga i przytłacza, bo tak właśnie działała twórczość zespołu i sam "Król Jaszczurów".

Od pierwszych minut czuć charakterystyczny styl Stone'a: hipnotyczne obrazy, psychodeliczne barwy i montaż, który sam w sobie przypomina narkotyczny trans. To nie jest klasyczna biografia opowiedziana linearnie - to raczej mozaika momentów, które tworzą coś w rodzaju wizji artystycznej. Historia zespołu toczy się w tle, ale centrum całego filmu stanowi Morrison - jego magnetyzm, nieokiełznana energia i autodestrukcyjne zapędy.

Na szczególne uznanie zasługuje Val Kilmer, którego kreacja Jima Morrisona jest wręcz hipnotyzująca. Aktor nie tylko oddał głos i ruch sceniczny wokalisty, ale wręcz przemienił się w niego - momentami trudno uwierzyć, że to nie autentyczne nagrania koncertów The Doors. To jedna z najlepszych ról Kilmera w całej jego karierze, pełna intensywności i zarazem niezwykle wiarygodna. Partnerująca mu Meg Ryan w roli Pameli Courson wnosi odrobinę delikatności i kontrastu do szaleńczego świata Morrisona, choć jej postać momentami ginie pod ciężarem dominującej narracji.


Ścieżka dźwiękowa to oczywiście crème de la crème - największe przeboje zespołu, takie jak Light My Fire, Break On Through czy The End, brzmią tu w pełnej krasie. Muzyka staje się nierozerwalnym elementem opowieści, spajającym wszystkie fragmenty i sceny w jeden wielki psychodeliczny spektakl.

Nie jest to jednak film łatwy. Oliver Stone pokazuje Jima Morrisona jako postać kontrowersyjną - geniusza, poetę, ale też hedonistę i egocentryka, który niszczył siebie i innych. Dla jednych będzie to brutalne obnażenie, dla innych - mitologizacja rockowej legendy. Film momentami balansuje na granicy przesady, a dla widza mniej zaznajomionego z historią zespołu może być chaotyczny i męczący. Jednak dla fanów The Doors to wizualno-muzyczna podróż, której trudno odmówić klimatu.


"The Doors" to film intensywny jak dźwięk organów Raya Manzarka, niepokojący jak teksty Morrisona i równie nieprzewidywalny jak życie samego bohatera. To kino, które pozostawia widza z mieszanką zachwytu i niepokoju, i które - podobnie jak muzyka zespołu - najlepiej smakuje, gdy pozwolimy mu nas całkowicie pochłonąć.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja The Doors
Jim Morrison, lider i założyciel amerykańskiej grupy muzycznej The Doors, stał się legendą jeszcze za... czytaj więcej