Recenzja filmu

Wichrowe wzgórza (1939)
William Wyler
Laurence Olivier
Merle Oberon

Sztuka mijania sensu

Romantycy oczekują miłości pełnej pasji i łez, które wzniecą w sercu poczucie pustki, tęsknoty za tak pięknym uczuciem. Wielbiciele kina pragną intrygujących kreacji aktorskich, zaś fani Brontë -
Romantycy oczekują miłości pełnej pasji i łez, które wzniecą w sercu poczucie pustki, tęsknoty za tak pięknym uczuciem. Wielbiciele kina pragną intrygujących kreacji aktorskich, zaś fani Brontë - realizacji niebanalnych portretów psychologicznych. Interpretacja powieści? To dzika wariacja na podstawie książki, gdzie słowo dzikie należy utożsamiać co najwyżej z Australopitekami, gdyż finezja scenariusza godna jest prędzej troglodyty niż autorki wpisującej się w kanon brytyjskiej literatury. Powieść, na której oparty jest film, ukazuje nie tylko nieśmiertelną miłość i kaprysy młodych kobiet, lecz także ogrom cierpienia, jakie sprowadza na otoczenie miłosna obsesja dwojga osób. Tutaj jednak uwaga zostaje skupiona na charakterach kochanków, lecz w taki sposób, że uczyniono ich losy ckliwymi i przesiąkniętymi tanim patosem. Zupełnie, jakby długie, pełne obietnic mowy miały zastąpić czyny i gesty. Nie została ukazana brutalność, do jakiej doprowadzony zostaje Heathcliff przez upokorzenia z dzieciństwa oraz decyzje Cathy. Nikt nie troszczy się o wyrazistość Catherine, pomija się jej wybuchowy charakter. W zasadzie całe zło zemsty i tragizm, jaki roznieca oraz wady charakteru wszystkich postaci oraz mentalna odrębność zakochanych od rozpieszczonych Lintonów utopione zostały w dość cukierkowym sentymentalizmie mającym trafiać w najprostsze ludzkie uczucia. Przechodząc do strony technicznej, to nie mam nic do zarzucenia charakteryzacji czy scenografii, gdyż wypadają bardzo dobrze i oddają ciężki klimat. Jednakże główni aktorzy w swej grze tworzą parkę wołającą o pomstę. Laurence Olivier gra bardziej samego siebie, ckliwego desperata, niż mężczyznę brutalnego i nieokrzesanego. Ba, jego gra budzi skojarzenia z osobą, która na ekranie ma jedynie ładnie wyglądać. Z kolei Merle Oberon - tutaj pozwolę sobie na nadmierne zdradzenie fabuły, lecz nie mogę darować sobie komentarza - chyba nigdy nie widziała osoby ciężko chorej, na granicy szaleństwa, bowiem wykazuje tyle żywotności w gestach i mimice, że w życiu nie przyszłoby mi pomyśleć, iż jest umierająca. Za to David Niven w roli starego Lintona jest przekonujący, podobnie jak kreacja Hindleya i budząca niesmak, być może umyślnie sztuczna, Isabela. Jeżeli ambicje romantyków nie wykraczają poza operę mydlaną, to jest to film dla nich. Miłośnicy starego kina jedynie pokręcą głową z politowaniem, a wychylający się gdzieniegdzie kicz scenariusza skwitują taktownym milczeniem. Zdecydowanie bardziej żywiołowo zareagują ci, którzy oczekiwali wierności wobec powieści i fleszu emocji, jakie dała im książka.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Miłość to pojęcie nie do końca sprecyzowane, jednak każdy z nas marzy o spotkaniu swojej drugiej połówki,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones