Recenzja gry

Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist (2013)
Dave 'Foots' Footman
Eric Johnson
Kate Drummond

Koncert na tłumik i granaty błyskowe

Po trzech latach przerwy Sam Fisher powraca. Może nieco mniej wkurzony, ale nadal głośny. "Blacklist" to już siódma odsłona jednej z flagowych serii Ubisoftu, "Tom Clancy's Splinter Cell". Tym
Po trzech latach przerwy Sam Fisher powraca. Może nieco mniej wkurzony, ale nadal głośny. "Blacklist" to już siódma odsłona jednej z flagowych serii Ubisoftu, "Tom Clancy's Splinter Cell". Tym razem w tango ruszymy wraz z niezwykle diabolicznymi Inżynierami w rytm wojny informacyjnej.

Opisywanie fabuły gry szpiegowskiej to igranie z ogniem. W niezbędnym minimum informacji pojawia się przede wszystkim niejaki Sadiq oraz Inżynierowie. To komórka terrorystyczna o niejasnym pochodzeniu i jeszcze mniej konkretnych motywach. Niby chcą pod groźbą bliżej niesprecyzowanych ataków, by USA wycofało swoje wojska z zagranicznych misji, ale... jak to w "Splinter Cell" bywa, nic nie jest takie jak się wydaje. Jeśli czegokolwiek szkoda, to kompletnie porzuconego wątku Megiddo, jaki pojawił się w "Conviction". To dość dziwny ruch ze strony Ubisoftu, bo w tym tajemniczym lalkarzu leżał ogromny potencjał. Niestety, "Blacklist" to raczej klasyczne polowanie na terrorystów. Ma nieco polotu, odrobinę osobistych konfliktów, ale niestety brak tu tej ciężkiej, oleistej tajemnicy, która napędzała poprzednią odsłonę gry.



Podczas naszego polowania na Sadiqa przebieżymy praktycznie cały świat. Dzięki mobilnemu centrum dowodzenia, czyli latającej fortecy "Paladyn" szybko przemieścimy się z miejsca na miejsce. "Paladyn" pełni rolę naszej bazy operacyjnej. Na jego pokładzie możemy pogadać między misjami z członkami załogi, zadzwonić do córki albo... obejrzeć różne osobiste wyniki i rankingi na ekranach monitorów. To świetny pomysł. Co prawda jedna z nowych postaci, Briggs, pokazuje nam grzecznie tabelki z wyzwaniami, ale niektóre informacje pokazują się też na monitorach, jakby były kolejnymi danymi wywiadowczymi. Niby szczegół, a cieszy.

Nasi koledzy z zespołu nie są stworzeni tylko do pogaduszek. Zarówno znana od początku serii Anna "Grim" Grímsdóttir, jak i nowe postacie – były agent CIA Briggs, haker Charlie oraz Kobin zlecają nam misje poboczne. Już przy pierwszej misji od "Grim" chce się krzyknąć "tak to się robi, EA!". A to z prostego powodu. Misje poboczne możemy rozgrywać z kolegą na podzielonym ekranie, via Xbox Live oraz... samemu. Gdy bawimy się w pojedynkę, niektóre przejścia czy drzwi wymagające wyważenia będą niedostępne. Do tego tanga trzeba dwóch.



Jest tylko jeden problem – entuzjazm opada przy misjach Briggsa. Te niestety są dozwolone tylko w formie kooperacji. Bez sieci zatem ani rusz. Poza tym zabawa w sieci, naturalnie po premierze, będzie się odbywać także w trybie sieciowym "Spies vs Mercs".

Sama kampania jest stosunkowo długa. Jej ukończenie nawet na niskim poziomie trudności zajmie ok. 12-15 godzin w zależności od tego, jak rozegramy kolejne misje. "Blacklist" bowiem to całkiem przyjemna wypadkowa nacisku na akcję w stylu "Conviction" oraz starych "Splinterów", w których wygodniej i bezpieczniej poruszać się jako duch. Twórcy dają nam wolną rękę, choć nie ma co ukrywać – nawet jeśli ciche podejście jest czasochłonne, na dłuższą metę bardziej się opłaca. To, że możemy radośnie pruć z karabinów do różnych niemiluchów posługujących się bliskowschodnimi językami, nie oznacza automatycznie, że będzie łatwo. Fisher nawet w pancerzu jest dość kruchą istotą i ginie nader często. I bądźmy szczerzy – mimo wszystko poziom adrenaliny i satysfakcji jest znacznie większy, gdy mamy załadowany pasek egzekucji, wpakowujemy jednego wroga na minę, w biegu odstrzeliwujemy kolejnych trzech, a potem znikamy w cieniu.



Tryb egzekucji znany z "Conviction" doczekał się małego usprawnienia pod tytułem "Kill in Motion". W praktyce oznacza to płynny taniec w wykonaniu naszego bohatera. Podczas misji łapiemy się na tym, że zawsze chcemy mieć naładowany pasek egzekucji – tak na wszelki wypadek. W dodatku niektórzy wrogowie są niezwykle twardzi. Ciężka piechota to opancerzone bydlaki, które niestety nie ulegną przytłumionym strzałom z naszego pistoletu. Na nich potrzeba miny przeciwpiechotnej, snajperki albo... zajścia od tyłu i zakończenia sprawy po cichu. "Blacklist" mimo otwartej struktury rozgrywki uczy nas, że bycie szpiegiem to niekoniecznie eksplozje a la Michael Bay.

Nie brakuje jednak mocniejszych akcentów. Wśród nich znajdziemy dramatyczne ewakuacje, pikowanie samolotem w kierunku oceanu, wreszcie krążenie po bazie Guantanamo. Ba!, trafi się nawet etap w perspektywie pierwszoosobowej! Najbardziej soczyste są jednak te misje, w których nie możemy nikogo skrzywdzić. Fani starego "Thiefa", którzy pamiętają misję na posterunku w drugiej części tej serii, będą zachwyceni jednym z etapów w "Blacklist".



A jak wygląda nasze wyposażenie? Przed każdym etapem możemy zmodyfikować ekwipunek Sama. Nasz protagonista do walki zabiera ze sobą broń krótką, dodatkową "specjalną" oraz różne gadżety. W zależności od tego, jaki założymy kombinezon, zmienia się liczba magazynków do broni i gadżety. Warto to przemyśleć, bo nie zawsze ciężki i głośny strój będzie odpowiednim wyborem. Wszystkie elementy wyposażenia, tak samo jak ulepszenia samolotu "Paladyn", kupujemy za pieniądze zdobyte podczas misji.

Od strony technicznej "Blacklist" sprawuje się wybornie. Grafika, przynajmniej w wersji na Xboksa, może nie wypala oczu, ale zrobiona jest ze smakiem. Animacja Fishera to pierwsza klasa mo-capu, prawdziwy balet z bronią w ręce. Zabawne momenty trafiają się jedynie przy wykonywaniu egzekucji. Gdy oznaczymy naszych przeciwników i zaświecą się oni na czerwono – nawet jeśli podczas wykonywania ataku skryją się za osłoną – dostaną kulkę w łeb. Gra wykonuje tę akcję automatycznie, więc czasem zdarza się, że nasza kula magicznie przenika samochód lub ścianę. To jednak drobnostka.



"Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist" to porządna, pełna mięsa kontynuacja uznanej już serii. Wszyscy, którzy poczuli się zawiedzeni "Conviction", powinni dać tej grze szanse. Może fabuła nie jest tak dramatyczna, jak w poprzedniej części, ale mechanika rozgrywki nadrabia to z nawiązką. Zdecydowanie warto spróbować.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Tom Clancy’s Splinter Cell: Blacklist" należy do gatunku gier akcji z widokiem trzecioosobowym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones