Szkoła dla elity
powrót do forum 8 sezonu

Na początku zaznaczę, że będzie to dość długa recenzja, także polecam czytać tylko tym, co mają ochotę na takie wypociny. Zaznaczyłam, że to recenzja sezonu 8, bo głównie na nim się będę skupiać, ale też będę pisała o całym serialu. "Szkołę dla elity" znam bardzo dobrze, zaczęłam oglądać ten serial jeszcze długo przed wyjściem sezonu 4, może nawet 3. Nie pamiętam dokładnie. Przyznam, że ogólnie uwielbiam rewatchować seriale, a pierwsze trzy sezony Elite naprawdę przypadły mi do gustu, więc dość często były na mojej liście oglądania. Moje podejście do serialu zmieniło się, gdy twórcy wypuścili pierwszą porażkę o nazwie sezon 4, a potem było już tylko gorzej. Ale po kolei. Teraz wyszedł ósmy i zarazem ostatni sezon tego chłamu. Najnowszy sezon skłonił mnie do pewnych przemyśleń, choć teoretycznie oglądam serial dla odmóżdżenia. Ale muszę przyznać, że głupoty, jakie się w nim pojawiają i brak logiki zmuszają mnie do prowadzenia dyskusji z samą sobą podczas oglądania i załamywania rąk nad tym, co zrobiono z tym serialem. Zacznę od tego, że serial już od dawna (szczególnie zwróciłam na to uwagę w ostatnim sezonie), próbuje być tym, czym był przez pierwsze trzy sezony. Na te sezony twórcy mieli widoczny plan i rozpiskę. Wiedzieli, co chcą zrobić i jak skończyć ten cykl. Reszta to brednie bez ładu i składu. Tylko po to, by dorobić się kolejnych zer na koncie i korzystać z dawnej świetności serialu. Rzuciło mi się w oczy, że szczególnie w najnowszym sezonie ósmym twórcy desperacko próbują coś zmienić w montażu i dynamice serialu. Chcą przyciągnąć widza bardziej dynamicznym montażem (początkowe odcinki sezonu 8), który byłby dobry w komediowym kinie akcji, a nie w serialu takim jak Elite. Twórcy sami nie wiedzą w jaką stronę chcą iść, a przez to skręcają w różne ścieżki, w rezultacie gubiąc się w labiryncie stworzonym przez nich samych. Przykro mi to mówić, i nie wiem, czy twórcy są tego świadomi, ale produkcja stała się bardzo chaotyczna i desperacka. I naprawdę widać, że twórcy próbują zmusić nas do myślenia, że jest to dobry serial z dobrze napisanymi postaciami i dobrą fabułą. To niestety nie działa. Przykładem, który od razu mi się przypomina jest końcówka sezonu 7. Większej głupoty nie widziałam. To była jakaś tandetna zbitka scen z udziałem bohaterów, których nawet nie znamy zbyt dobrze i którzy niezbyt też nas obchodzą. Mam tu głównie na myśli Erica, Rocie i jej matkę (nie mam pojęcia jak pisać te imiona, z góry przepraszam). Do tego dodajmy ckliwą piosenkę, która utwierdzi widza w przekonaniu, że serial jest o wymierzeniu sprawiedliwości tym, którzy na to zasługują. Przepraszam, że to powiem, ale jeśli jeszcze ktokolwiek w to wierzy, to jest idiotą. Elite nadal bardzo usilnie próbuje przekonać nas, że na ekranie przekazują nam jakiekolwiek wartości. Bardzo chcą pokazać, że walczą z nierównościami społecznymi, słabym systemem sprawiedliwości, rasizmem, homofobią, itp... Tak naprawdę jedyne, co serial ma na celu, to pod płaszczykiem chwalebnych inicjatyw pokazać kilka nowych, ładnych buzi i mnóstwo scen seksu, bo to utrzymuje uwagę widza. Choć czasem są one tak złe i jest ich tak dużo, że pewnie wątpię, że to nadal działa. Co mnie bardzo irytuje, to, że serial próbuje być "pouczający", ale twórcy kompletnie nie mają pomysłu, jak ugryźć poważne tematy, więc biorą po kolei każdy z nich na tapet i tworzą z nich odcinek. Na przykład biorą problem gwałtu, czy rasizmu, czy nawet problem z nierównościami społecznymi, z którym do 3 sezonu radzili sobie bardzo dobrze, i tworzą jakieś nieskładne, pozbawione głębi historie z udziałem papierowych postaci, które tylko spłycają te tematy. Ale skupmy się na temacie, który Elite forsuje najbardziej. Czyli to, że czy jesteś bogaty, czy biedny, otrzymasz swoją karmę i dosięgnie cię sprawiedliwość. Taką wiadomość próbują nam przekazać, ale niestety są hipokrytami... Sezon 1 - ginie Marina zabita przez Polo, który nigdy nie odpowiada za morderstwo (w gruncie rzeczy dlatego, że ma bogate matki. Niektórzy mogą się kłócić, bo przecież chłopak od momentu zamordowania dziewczyny miał przesrane życie i większość osób się od niego odwróciła. No i zginął na końcu sezonu 3, więc można powiedzieć, że "los" ukarał go sam. Ale prawda jest taka, że do więzienia nie trafił. W sezonie 3 za morderstwo wcześniej wspomnianego Polo nie odpowiada Lucrecia. No bo ona przecież nie chciała i to był wypadek. A że jest jedną z głównych postaci i wydaje mi się, że generalnie lubianą przez fanów, to w ramach mocy przyjaźni jej przyjaciele pomagają zatuszować dowody na jej winę. W sezonie 4 biedna Ari, poturbowana przez złego bogacza (nie mam pojęcia, jak miał na imię), cudem przeżywa. Za to zły bogacz zostaje zabity przez Guzmana, no ale przecież był zły, więc Guzman nie trafia do więzienia. Chłopak wyjeżdża, co swoją drogą potem stanie się schematem w tym serialu, bo większość morderców będzie potem wyjeżdżać. Sezon 5 to śmierć Samu, którego mimo niewytłumaczalnej transformacji charakteru, całkiem lubiłam. Chłopak ginie, jak zawsze przez przypadek, z ręki ojca Ari, Patricka i tej na M (nie pamiętam imienia). Ale biedny ojczulek oczywiście nie chciał, więc posiedział chyba chwilę w więzieniu, ale wyszedł za kaucją z tego co pamiętam. A pamięć może mnie mylić bo fabuły od 4 do 6 sezonu nie znam dokładnie. Potem udał się z wesołą gromadką swoich dzieci w stronę zachodzącego słońca, by żyć długo i szczęśliwie. Coś wam to przypomina? Ucieczka Guzmana? Sezon 6 to potrącenie Ivana, który został szczęśliwie odratowany. Dowody niby wskazują na Patricka (którego policja w ogóle nie szuka po wyjeździe). Prawdziwi sprawcy to nudna i drętwa do bólu Sara, która w mojej opinii jest chyba najgorszą postacią w tym serialu. A także jej chłopak Raul, który jest przecież taki okropny i toksyczny, więc mamy już kandydata do zamordowania w następnym sezonie ;) Oczywiście nikt nigdy nie rozwiązuje zagadki potrącenia Ivana, ale wszyscy mamy współczuć biednej Sarze, bo ona tak żałuje i chce iść na policję, ale przemocowy Raul jej nie pozwala. Ta dwójka nigdy nie przyznaje się do tego, co zrobiła, a Sarze dość szybko przechodzą żal i wyrzuty sumienia, które i tak słabo udawała wcześniej. Serial magicznie zapomina o tym wątku, co jest tak nierealne i głupie, że nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Jaki człowiek, będąc normalnym, nie ma ciągłych wyrzutów sumienia po tym, jak prawie kogoś zabił, a jeszcze do tego Sara i Ivan w teorii mają być przyjaciółmi, choć serialowi słabo wychodzi pokazanie tego. Przedostatni, siódmy sezon, to śmierć Raula (kto by pomyślał), a że wszyscy i tak go nie lubimy, to w zasadzie ch*j mu w dupę, niech sobie umiera, a sprawczyni, czyli stuknięta matka Chloe, również nie odpowiada za zbrodnię. Swoją drogą, Chloe, gdy dowiedziała się o zbrodni, której dokonała jej matka, w zasadzie miała to gdzieś i nie miała żadnych wyrzutów sumienia w związku z tym, że ją kryła. Na końcu ostatniego sezonu obie panie także wyjeżdżają (to jakiś żart?), a policja w tym serialu ma gdzieś szukanie głównych bohaterów serialu, którzy popełnili zbrodnię. No bo to są główni bohaterowie, których mamy lubić, więc dlaczego mieliby odpowiedzieć za zabicie człowieka? I teraz tak, ja naprawdę nie rozumiem, czy nikt tych ludzi nie ściga? Czy twórcy wiedzą, że w normalnym życiu to nie jest tak, że policja po miesiącu odpuszcza i nie szuka sprawców zbrodni? Problem z tym serialem, to przede wszystkim to, że chce on pokazać, że istnieje sprawiedliwość, ale robi to tylko, kiedy mu to pasuje. Zły pan glina, który pojawił się w sezonie 7 i nie wydawał się być stuknięty (założę się, że twórcy gdy wprowadzali tę postać w tym sezonie nie mieli pojęcia, czy i jeśli w ogóle użyją go w sezonie 8), nagle w sezonie 8 zmienia się w jakiegoś bezwzględnego psychola, który morduje Joela. Oczywiście na koniec zły pan glina dostaje to, na co zasługuje KAŻDY morderca, czyli idzie do więzienia. A w zasadzie zakuwają go w kajdanki, ale twórcy uznali, że to za mało i na koniec musi być wielkie bum, więc odważna Isadora wstrzykuje mu coś i złoczyńca umiera. Czy Isadora ma wyrzuty sumienia, bo właśnie zabiła człowieka? Nie, a w zasadzie cieszy się, gdy widzi jego śmierć. A czy ktoś próbuje dociec, dlaczego policjant nagle umarł? Też nie. Także widzimy tutaj, że dostają sprawiedliwość tylko ci, których widzowie mają nie lubić. Reszta postaci może zabijać ile tylko im się podoba, nie czuć żadnych wyrzutów sumienia i będzie to okej. I teraz następny problem, właśnie z postaciami. Od sezonu 4 wszyscy bohaterowie zmieniają się w papierowych ludzików, niezdolnych do ludzkich odczuć i normalnych reakcji. Przede wszystkim postaci jest za dużo. Serial postawił na ilość, a nie jakość, ale nie dziwi mnie to, skoro nie mieli pomysłu na fabułę. Każdego sezonu zaczęli wysrywać kilka nowych, ładnych buzi, które w jakikolwiek sposób miały zaciekawić widza i wprowadzić jakiś powiew świeżości. Efekt? Każda z postaci jest fatalnie napisana, posiada fatalny portret psychologiczny, a w zasadzie jego brak. Postaci jest tyle, że twórcy nie są po prostu w stanie oddać głębi ich charakteru, określić ich wartości (które nie istnieją), pozwolić nam ich poznać i utożsamić się z nimi. Każda z nich przedstawiona jest pobieżnie i wszystkie wydaje łączyć skłonność do całkowitego braku refleksji i myślenia. Twórcy próbują przekonać nas do jakichś przyjaźni, które w zasadzie istnieją tylko w jednej scenie, a potem postacie, które w teorii się przyjaźnią nie rozmawiają ze sobą przez połowę serialu. Mówię tu na przykład o Didacu czy Nico, Isadorze czy Ivanie albo o Ivanie i Sarze oraz Raulu, którzy przecież mieszkają razem, a zachowują się jakby w ogóle się nie znali. Nadal zastanawiam się, jak to jest możliwe, żeby jeszcze żyć z kimś, kogo się prawie zabiło pod jednym dachem i nie mieć żadnych wyrzutów sumienia. Swoją drogą był jakiś wątek, że Sara i Raul chcieli w ten sposób kontrolować Ivana, ale w żaden sposób się on nie rozwinął i chłopak jak szybko się wyprowadził, tak stamtąd zwiał. Co jeszcze mi przeszkadza, a o czym już wcześniej wspominałam... bohaterowie zdają się nie mieć żadnych wartości. Mam wrażenie, że oni zupełnie nie mają mózgu i każdy z nich zdolny jest do zdrady, jeśli tylko podstawi mu się pod nos ładną twarz. Nieważne czy są w związku, czy nie. Są jak marionetki zaprogramowane tylko na seks. Na początku najbardziej irytowały mnie dwa trójkąty miłosne. Guzman, Samu i Ari, a także Ander, Patrick i Omar. Potem już się przyzwyczaiłam, że teraz serial tak wygląda, że każdy z każdym, ale wtedy w 4 sezonie była to nowość. Samu i Guzman wcześniej byli najlepszymi przyjaciółmi i naprawdę było to widać, bo serial wtedy jeszcze skupiał się na realnym portretowaniu przyjaźni. A nagle w sezonie 4 wszystkie wartości Samu i Guzmana nagle znikają, bo poznają oni Ari. Oboje kleją się do niej, sypiając z nią na zmianę i będąc pozbawionymi z tego tytułu jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Ta oczywiście żongluje nimi beztrosko, raz mówiąc jednemu, że to jego kocha, a zaraz biegnąc do drugiego i mówiąc to samo. Nie wspominam już o tym, że Guzman na początku 4 sezonu miał jeszcze dziewczynę (Nadię), z którą budował naprawdę wiarygodną relację przez całe wcześniejsze 3 sezony. Ale nagle Nadia wyjeżdża, pojawia się Ari i czar pryska. Są jeszcze Patrick, Omar i Ander. Ander i Omar byli moją ulubioną parą przez wszystkie 3 pierwsze sezony. Wydaje mi się, że serial portretował ich trochę jako taką power gay couple, która przetrwa wszystko i naprawdę dało się w to uwierzyć. Zależało im na sobie i byli dla siebie oparciem. Ale przyszedł sezon 4, a wraz z nim Patrick. Obaj panowie sypiali z nim na zmianę, zdradzając siebie nieustannie. Okropnie zniszczyli ten związek w sezonie 4 i przedstawili świetne charaktery (omar i ander) w okropnym świetle. Także wszyscy tutaj robią skoki w boki i przez to nie da się uwierzyć w żaden związek w Elite, bo każdy tu się na okrągło zdradza. Zresztą każdy związek od sezonu 4 polega bardziej na seksie niż jakiejkolwiek rozmowie. Mam wrażenie, że ci ludzie w ogóle się nie znają i w ogóle ze sobą nie rozmawiają, a między nimi jest tylko wzajemne pożądanie. Najnowszym power couple mieli być chyba Ivan i Joel, ale wydaje mi się, że ich związek polegał jedynie na Joelu pojawiającym się w drzwiach Ivana i decydującym, że jednak chce być z nim. Potem uprawiali seks i tak na okrągło. Szczerze powiedziawszy, już bardziej wierzyłam w związek Joela i Omara, bo mieli oni za sobą jakąś wiarygodną historię i faktycznie zdawali się być nie tylko partnerami, ale też przyjaciółmi. Do tego śmieszy mnie, że serial od momentu końca sezonu 3 forsuje taktykę "znikania" postaci. Bo twórcy uwielbiają je znienacka usuwać, gdy przestają pasować im do całej konwencji. Odbiera to jakiegokolwiek realizmu produkcji, jeśli bohaterowie, którzy w jednym sezonie byli przez cały czas, nagle znikają i nie ma podanego żadnego powodu, dlaczego tak się stało. Już nawet nie mówię o tych wcześniejszych, czyli na przykład Rebe, która ze względu na powracajacy wątek Omara powinna się pojawić, bo przecież była jego przyjaciółką. Albo Cayetana (nie mam pojęcia, czy dobrze napisałam to imię). Z nowszych sezonów to na przykład jest Didac czy Rocia. Rozumiem, że nie były to zbyt ciekawe postacie, a aktorzy wyglądali jakby woleli pracować w warzywniaku na rogu, a nie grać w jednym z najpopularniejszych na świecie seriali, ale to jest po prostu niewiarygodne, że te postacie nagle znikają. Co jest jeszcze mniej wiarygodne, to, że bohaterowie, którzy byli w relacjach przyjacielskich bądź romantycznych z postaciami, które zniknęły, kompletnie o nich zapominają. Przykładem może być Isadora, która niby była w sezonie 7 z Didacem, a w ostatnim sezonie chłopak nie jest nawet wspomniany, choć niby byli miłościami swojego życia. Co prawda, ciężko było w to uwierzyć, bo między aktorami nie było żadnej chemii, a w każdej scenie wyglądali jakby byli ze sobą za karę. Reszta postaci to na przykład Rocia i Eric, Sonia i Nico albo Patrick i Ivan. Ten ostatni przez kilka pierwszych scen sezonu 7 próbował nas przekonać do swojej wielkiej tęsknoty za Patrickiem, odsłuchując po kilka razy jego ckliwej głosóweczki. Ale gdy tylko pojawił się Joel, Ivan nagle zapomniał o "wielkiej" miłości swojego życia. A najgorszy jest ten brak sumienia bohaterów. Ci "dobrzy", główni bohaterowie, których mamy polubić, bez problemu wplątują się w kolejne brudne sprawki, morderstwa, inne i mają gdzieś, czy postępują dobrze. Najważniejsze jest dla nich, by nie dać się przyłapać. O ile w sezonie drugim Polo bardzo dobrze ukazywał kogoś, któ autentycznie jest załamany tym, co zrobił i nie radzi sobie z wagą swojego czynu, tak każda następna postać, zaczynając od Lu, w ogóle zdaje się nie przejmować tym, że dosłownie kogoś zamordowała. Lista ciągnie się bez końca. Lu po zabiciu Polo pojechała do Nowego Jorku żyć swoim najlepszym życiem. Guzman po zabiciu złego bogacza, wyjechał z Anderem w jakąś podróż i nigdy nie wrócił. Tak samo ojczulek aka dyrektor Las Encinas z dziećmi. Sara chciała pokazać przez chwilę, że ma wyrzuty sumienia, ale potem dała sobie spokój, a na etapie gruchania z Nico już dawno wyparła z pamięci, że zrobiła coś takiego. Raul, wiadomo, ten zły, więc on sobie w ogóle głowy tym nie zaprzątał. No i Chloe z matką, która w ogóle jest jakąś psychopatką. Jest jeszcze Isadora i ta cała konstrukcja, która na pewno pozbawiła życia kilka osób (wiem, że sprawcą jest zły pan glina, ale przecież dziewczyna o tym nie wiedziała i zależało jej tylko na usunięciu raportu, a potem zapomniała o całej sprawie), a także zabójstwo jej ojca, na które miała pośredni wpływ. Niby go tak bardzo kochała, ale praktycznie od razu o nim zapomniała po jego śmierci. No ale twórcy próbują nam wmówić, że skoro zamordowana osoba jest zła, to tak przecież można i bohaterowie nie muszą czuć wyrzutów. Ale... co było moim zdaniem dobrą decyzją w sezonach 7 i 8 to powrót Omara. Zdaję sobie sprawę, że to był ze strony twórców kolejny desperacki krok, by przyciągnąć więcej starych widzów, grając kartą nostalgii. No cóż, ja się na to złapałam, bo od zawsze lubiłam Omara. Moim zdaniem jest on jedyną postacią w tych wszystkich felernych sezonach, z którą nadal można się utożsamić. Jako jedyny po ludzku przeżywa różne sytuacje i dostrzega niesprawiedliwości tam, gdzie one są, a także - uwaga, to będzie mocne - posiada wyrzuty sumienia. Oczywiście, ma też swoje wady, ale jest to postać, która od zawsze budziła we mnie sympatię. Na odwrót jest natomiast z Nadią, którą już zupełnie niepotrzebnie zaciągnęli do sezonu 8. O ile Omar był dość znaczącą postacią w sezonach 7 i 8, to ona dosłownie nie miała tu nic do roboty. Wiadomo było, że twórcy użyli jej do kilku zdjęć promocyjnych, żeby znów przyciągnąć starych widzów. Ale naprawdę nie było z nią żadnego wątku. W sezonie 7 podobał mi się wątek depresji Omara, bo nadawał on barw tej postaci i udowadniał, że jego przyjaźń z Samu była prawdziwa. Całkiem też przypadła mi do gustu relacja Omara i Joela, może dlatego, że Joel, mimo iż nieco chwiejny emocjonalnie i kapryśny, wzbudził we mnie namiastkę sympatii. Nie wiem dlaczego, wydawał mi się ciekawą postacią o sporym potencjale, choć zauważłam, że był bardzo podobny do Patricka. Nie tylko urodą go przypominał (choć według mnie Joel bije Patricka na głowę, ale to tylko personalna opinia ;), ale też charakterem. Choć w jakiś sposób udało mi się polubić Joela (za Patrickiem nie przepadałam), bo jednak oglądając, miałam wrażenie, że jego naprawdę obchodzili ludzie wokół i dla tych, których kochał, chciał dobrze. A Patrick zdawał mi się być po prostu takim rozpieszczonym bachorem, który niczym się nie przejmował i kierował tylko swoimi kaprysami. Może Joel, gdyby miał pieniądze, też by taki był, nie wiem. W każdym razie czasem niezdecydowanie i roztargnienie Joela mogło być nieco irytujące, a ciągłe latanie pomiędzy Omarem a Ivanem kazało mi wątpić w moją sympatię do niego, ale na koniec żałowałam trochę, że akurat jego uśmiercili twórcy. Jeszcze do tego wydaje mi się, że mogli zrobić z niego kogoś więcej niż tylko męską dziwkę, która latała za Hectorem, jakby chłopak nie miał własnej godności. Jestem w stanie zrozumieć biedę i desperację, ale było to bardzo irytujące. W temacie Hectora, jeśli chodzi o tę całą sektę i wprowadzenie w ostatnim sezonie stukniętego rodzeństwa z zapędami kazirodczymi, wyglądającego rodem jak z zaginionej kolejnej części wampirów ze Zmierzchu, nie podobał mi się ten wątek. Oboje oni byli bardzo irytujące, jedynie nieco głębi do postaci Hectora dodała jego żałoba po śmierci Joela. Siostra była bardzo irytująca (nie pamiętam imienia). Cała ta sekta była znowu jakąś niezbyt przemyślaną próbą wprowadzenia powiewu świeżości do serialu. Finalnie, jedyne co mieli do roboty, to urządzanie orgii (bo mniej więcej tylko na tym polegała ta sekta) i bycia kolejnymi podejrzanymi w sprawie śmierci Joela, no bo widz musi przecież mieć kilku potencjalnych morderców. Swoją drogą, szybko dało się zorientować, że za wszystkim stał zły pan glina, bo przecież nasi kryształowi bohaterowie nie mogliby uśmiercić niewinnej osoby. Jedyne, co zaskakująco w sumie mi się podobało, to zakończenie. Jak wcześniej narzekałam na brak samoświadomości serialu o tym, czym jest, to końcowa scena, była w zasadzie takim prztyczkiem twórców dla nich samych i wszystkich pozostałych sezonów. Nie wiem, czy było to intencjonalne, może po prostu próbowali być śmieszni. O dziwo, wkroczenie bohaterów, którzy w zasadzie wyglądają w “normalnej” szkole jak dzieci z innej planety, a w zasadzie dorośli zbliżający się do trzydziestki, było dość zabawnym ruchem. Wyglądało to tak jakby twórcy sami śmiali się ze swojego pomysłu na serial i doboru zupełnie nierealnych przerysowanych postaci, które nagle wkraczają do prawdziwego świata i do prawdziwych ludzi i są w kompletnym szoku, że ich wąski świat to nie jedyna rzeczywistość, w której się obracają. Mogło to wyjść cringe’owo, ale mi to wyszło na całkiem świadomy ruch, który po prostu miał na koniec uświadomić nam, że wszystko to była taka odrealniona bajeczka, pełna zagadkowych morderstw i przesadnie wyidealizowanych młodych ludzi, którzy uprawiają seks pięć razy dziennie. A takie rzeczy, a zawłaszcza pod rząd, w realnym świecie się nie zdarzają. Podsumowując, serial jest po prostu gównem, które co sezon ktoś próbuje spryskać perfumem, licząc na to, że to gówno zacznie ładnie pachnieć. A ja wam powiem tyle, że ono zamiast ładnie pachnieć, to śmierdzi jeszcze bardziej.