Opis bez spoilerów.
Obejrzałem pierwszy odcinek zachęcony pozytywnymi opiniami. Był naprawdę świetny. Byłem więc nastawiony bardzo pozytywnie do serialu. Pomysł na osadzenie historii w momencie wojny mormonów z rządem USA, pokazanie konfliktu z punktu widzenia osadników, mormonów, Indian i traperów, doskonale dobrani, charakterystyczni aktorzy, wspaniałe sceny strzelanin i klimat Dzikiego zachodu - wszystko tu było.
Drugi odcinek był już słabszy, ale tak często jest, byłem dalej nastawiony na to, że dalej będzie lepiej.
Niestety, nie było.
Po 4 odcinku straciłem nadzieję, że serial wróci jakościowo do 1 odcinka, ale skoro zabrnąłem tak daleko to chciałem go dokończyć.
Finałowy odcinek był kliszowy do tego stopnia, że byłem bardzo rozczarowany.
Moje ogólne wrażenia są takie:
Po pierwsze, to mógłby być film. Pozwoliło by to usunąć wiele niepotrzebnych wątków i scen.
Po drugie, świetne tło historii i świetni aktorzy z jednej strony, a kiepski scenariusz z drugiej.
Po trzecie, główny wątek jest dużo nudniejszy niż wątki poboczne.
Po czwarte, przez cały serial postaci zostają ranne tylko po to by potem nie miało to żadnego znaczenia, pod koniec w serialu jest za dużo patosu, a końcówka to już w ogóle tani melodramat.
Po piąte, postać przywódcy Mormonów powinen zagrać bardziej charyzmatyczny aktor. To był jedyny nieudany wybór castingowy w tym filmie. Aktor grający brata Wolesleya znacznie lepiej by się sprawdził jako gubernator Young, on kradł każdą scenę w której się pojawiał.
Ogólnie, to byłby dobry serial gdyby jego głównym wątkiem był konflikt z mormonami, był bardziej realistyczny i mniej melodramatyczny. Świetne strzelaniny, świetne pejzaże, świetni aktorzy, ale słaby scenariusz i zbyt dużo klisz.