Po 11 odcinku drugiego sezonu uważam, że serial ten osiągnął już skrajny poziom infantylności.
Już nie dam rady...
Ale 2/10 to chyba nieco niesprawiedliwa ocena. Jest wiele gorszych i znacznie głupszych seriali.
Zgadzam się, że fabuła jest infantylna, opowieść jest niespójna, brakuje też narracyjnej harmonii. Nie za dobrze są też rysowane postacie. Przemiana ślicznej pani doktor w komandoskę, która w walce wręcz pokonuje nawet Cole'a (powiedzmy, że był zaskoczony) to idiotyzm czystej wody. Zarówno w filmie, jak i w pierwszym sezonie atutem tej postaci była jej kobiecość, delikatność, pewien rodzaj zagubienia i oszołomienia. Ponadto motywy "psychologiczne" bohaterów w 2 sezonie często są po prostu kretyńskie, a scenarzyści nawet nie umieją danego wątku poprowadzić dalej względnie konsekwentnie. Nie są uwiarygadniane zmiany postaw i tutaj śliczna doktor i jej "zmienne nastroje" są najlepszym przykładem.
Błędem serialu jest też całkowite odejście od klimatu filmowego oryginału. Moim zdaniem wynikało to z braku talentu, z braku umiejętności scenarzystów, a nie ze świadomego działania. Serial nie ma tamtego klimatu ani odrobinę, a więc nie ma też tamtej magii i wdzięku.
Kobieta zmienną jest, a komandosa da się w kilka lat mniej więcej zrobić, więc na ten rok zmiany w maszynę do zabijania przymykam oko. W końcu trenowała pod okiem West7. Inna sprawa, to ciągłe przewroty w obozie. Tu zrobię przewrót, tam się pogodzę, później inni zrobią przewrót, potem oni się ze mną pogodzą i tak w kółko, a ludzi coraz mniej. Mimo wszystko serial mnie zaciekawił i wielokrotnie spotkałem się z gorszymi serialami, przy których ten wypada bardzo dobrze. Rozkręcenie imprezy w 1944,1957,196którymś w drugim sezonie bardzo mi się spodobało i za to dałem zdecydowane 6.
Nie, komandosa nie da się zrobić w kilka lat, bez ciężkich treningów, odpowiednich warunków i właściwych predyspozycji. I na pewno nie da się komandosa zrobić z dorosłej kobiety, która wcześniej nic nie trenowała. Z serialu wiemy, że śliczna lekarka trenowana była rok. Taka pani to może się co najwyżej zapisać na osiedlowy kurs samoobrony. A i tak najlepiej wyposażyć ją dodatkowo w gaz pieprzowy.
Siły i tak nie wypracuje równej męskiej, bo musiałaby spędzać na siłowni 8h dziennie, pod okiem profesjonalnych instruktorów i dietetyków. Natomiast sprawności, zwinności, techniki, koordynacji i odruchów musiałaby się uczyć od dziecka. Nawet do zwykłej policji, do oddziałów prewencji, najchętniej zatrudnia się kobiety mające od dziecka do czynienia ze sztukami walk (judo, aikido, karate, taekwondo). A pani doktor w najlepszym razie miała doświadczenie ze zwolnieniami od WF-u.
Pomijając absurdalność takiej kobiecej postaci, najbardziej absurdalna jest owa przemiana.