W czwartym wszystko się zaczyna rozjeżdżać. Aktorstwo wtedy siada, wszyscy już tylko grają. Zwłaszcza ten szef Wietnamczyków gada, jakby recytował wiersz, zaraz pewnie zacząłby śpiewać. I ta aktorka pod koniec odcinka - tragedia.
Mam wrażenie, że największą wadą tego serialu nie jest scenariusz, ale aktorstwo. Jedynie Więckiewicz się jeszcze broni.
W każdym razie strona wizualna fajna. Zwłaszcza Mały Sajgon mi się podoba. Czuję się wtedy, jakbym ponownie oglądał Altered Carbon :D